-Niall?Niall! Niallllllllllll? Gdzie do cholery jesteś,Niall?-wrzeszczałm i szłam po domu
Niall jak zwykle gdzieś tu zaginą. W zasadzie to są dwa potencjalne miejsca gdzie Niall może się znajdować. Kuchnia i sypialnia. Śpi albo jje. Po chwili dostałam sms
Od Niall:"Tak,kochanie?"
Itiota. Jakby nie mógł krzyknąć. Głos stracił ,czy co?
"Gdzie jesteś?" napisałam i usiadałam przy stole w jadalni.
"W sypialni,śpię"
Taaaa.... Śpi i pisze. Poszłam do miejsca gdzie miał znajdować się chłopak. Niall siedział pod kądrą i przeglądał telefon
-Co ty robisz?
-"Śpię"
-Teraz tak będziemy się komunikować?
-"Yeach,a teraz zrobisz mi kanapkę 😘😘😘"
-Nie
-"Czemu? 😛😛😛"
-Boże... Niall
-"Tak?"
-Nic
Oddaliłam się bo już mnie wykańczał psychicznie.
-"Gdzie poszłaś? Tęsknię ❤🙄"
-"Daleko"
Teraz będę bawić się tak jak on. Jeszcze mu pokażę
-"To co z tą kanapką?"-ten tylko o jednym
-"Nich ci telefon zrobi"
-"😐🤔😶😑😓"
-"😰"
Włożyłam telefon do kieszeni spodni i ruszyłam do kuchni. Zrobiłam ulubioną kanapkę Niall'a. Zrobiłam zdjęcie i wysłałam mu z podpisem "Proszę". Jak taki jest mądry to niech ją sobie teraz zje,mondraliński Niall Horan.
Niall w odposiedzi wysłał mi to: "👿😠👻" .
Po chwili poczułam na swojej talii jego dłonie
-Hej-przemówił
-"Cześć"
-Ej
-"Co? Sam chciałeś się tak bawić 😹 A teraz zrób mi kakałko,skarbie"
-😓😓😓
Midnight Memories Jullex
sobota, 3 lutego 2018
niedziela, 7 stycznia 2018
Dream of parus #2
Vol 3
-Za...Zayn....
Stałam właśnie w drzwiach naszej sypialni trzymając w ręku kubek z ciepłą herbatą a w drugiej niosąc ksiąrzkę. Rzeczy wyślizgneły mi się z rąk. Kubek rozbił na kawałki a ciecz zalała podłagę i dywan. Stałam sztywno, jak słup. Powoli kąciki moich oczu zaczeły mnie piec a łzy same ciekły po moich policzkach .
On tam był i była ona. Moja przyjaciółka,najlepsza przyjaciółka Chloe. Leżeli nadzy na łóżku.
Moja zdolność myślenia na chwilę została wyłączona, lecz szybko powróciła. Zdradzili mnie. Oboje, i ona i on. Zawsze wiedziałam że mężczyźni to wzrokowcy. Ale...łudziłam się że on jest inny. Oczywiście w czym ja dziennikarka,zwykła polka,prosta dziewczyna może się równać z modelką.tak Piękna Chloe,pełne usta,niebieskie oczy,bezskazitelna cera,ciemne bląd włosy,szupła po prostu cudowna.
Myślałam że go znam.... Poznaliśmy się jako 17 latkowie. On był wschodzącą gwiazdą OneDirection. Ja uczennica. Były wakacje,pojechałam do Londynu do ciotki która mieszkała w tym właśnie mieście. Obok mieszkała jego matka Trisha i jej partner. Lubiłam ich Trisha była bardzo miła. Dużo opowiadała o swoim synu Zayn'e. Po jakimś tygodniu ten właśnie Zayn Malik przyjechał w odwiedzinach do rodziny. Poznaliśmy się na spacerze. Wpadłam na niego i wylałam herbatę na jego koszulę. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Mieszkaliśmy obok więc dużo się widywaliśmy. Poznałam również resztę Louis'a,Niall'a,Liam'a i Harr'ego. Gdy wyjechałam do domu pod koniec wakacji byłam wprost przekonana że nasz kontakt się urwie. Bo niby jak by to miało być? Ja w Polsce On w Londynie i przyjaciele na zawsze? O tak. Zawsze dzwonił gadaliśmy też przez Skype a ja przy każdych wakacjach wpadałam do ciotki. Po jakichś dwuch latach zorientowałam się że to już nie przyjaźń,lecz miłość. Nie chciałam mu mówić,niszczyć tej pięknej przyjaźni. Ale on mi to powiedział. Staliśmy wtedy na moście w Londynie. Tam się właśnie pierwszy raz pocałowaliśmy i do teraz jesteśmy parą. A raczej byliśmy.
Stałam tak i płakałam. Znałam go 6 lat a jednak nic o nim nie wiedziałam, jak się zdaje. Chciałam go kochać do końca życia,być z nim na zawsze,mieć dzieci.
-T.i, przeszkadzasz nam-jego zimny głos przeszył mnie na wskroś (xd)
Zarwałam się z łóżka. Byłam cała spocona. Spojrzałam w otaczającą mnie przestrzeń. Znajdowałam się w Grand Hotelu,we Francji,w Paryżu. Wziełam łyk wody z butelki i podeszłam do okna. Odsłoniłam zasłony. Ludzie dookoła spacerowali po ulicy a samochody mkneły po jezdnii. Musi być już ranek. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. 7:53 to czas gdy w Paryżu ludzie już funkcjonują .
Cóż, dzisiaj dzień samotności. Leigh idzie odwiedzić ojca który tu mieszka. Jej rodzice są po rozwodzie matka w Niemczecha a ojciec we Francji. W ogóle jej rodzina jest porozrzucana po świecie. Dziadkowie w Londynie. Ciotka w Ameryce, wuj w Petersburgu w Rosji. Moja rodzina jest mniej światowa jedyne co to ciotka w Londynie i kuzynka w Hiszpanii oraz ojciec w Nimczech. Wyprowadził się po rozwodzue z matką. Ma restaurację w Berlinie. Czasami do niego jerzdzę. Mamy dobry kontakt. Gdy byłam nastolatką często byłam tam kelnerką. Co prawda znałam jedynie podstawy niemieckiego,ale sobie radziłam. Było naprawdę fajnie. Dużo zwiedzałam z ojcem. Był cufownym ojcem. Zabierał mnie do kina na seansy z angielkimi napisamjna ,koncerty,zwiedzaluśmy Berlin i wiele innych. Często zastanawiałam się dlaczego z mamą się rozwiedli. Z wyglądu byli bardzo podobni. Oboje mieli brązowe włosy i oczy. Mieli też podobne charaktery. Ale... No cóż. Takiw bywa życie. Ojciec ani matka z nikim nie związali się po rozwodzie. Oboje byli singlami.
Ruszyłam w stronę starych ulic Paryża. Był deszcz. Ale mnie to nie przeszkadzało. Byłam wytrwałym zwiedzającym. Nic nie bylo mnie powstrzymać przed spacerem po Paryżu. Ale resztę zwiedzę jutro. Teraz mamy z Leigh dopracować artykół.
To ostatni dzień we Francji, sprawa zabójstwa Catherhorpie'go opisana. Artykuł jest już w Londyńskiej gazecie. Zayn gratulował mi świetnego artykułu i narzekał jak to mu nudno samemu w domu.
Postanowiłam się ogarnąć. Wziełam szybki prysznic. Włosy wysuszyłam i pozostawiłam rozpuszczone. Wlożyłam na siebie luźne ciuchy. Zrobiłam makijarz,porwałam torebkę i wyszłam z pokoju. Kartę oddałam w recepcji i wyszłam. Skierowałam się do restauracji.
Wiatr rozwiewał moje włosy. Siedziałam na krześle i piłam herbatę. Dzisiaj zwiedzę miasto. Gdy wypiłam napój i zapłaciłam rachunek skierowałam się do największej atrakcji Paryża-Wieży Eiffla.
Gdy tylko wspiełam się na szczyt wieży przypomniał mi się mój i Zayn'a wyjaz na łyżwy. Nie umiałam jeździć,ale Zayn się uparł. Wybrał mi śliczne białe łyżwy. Były dość ciężkie. Pomógł mi je załodżyć i poprowadził mnie za rękę na lodowisko. Gdy tylko mnie puścił przestraszyłam się że odrazu upadnę. Ale szybko załapałam o co chodzi. No cóż na szczęście nie skończyło się jak w Night Changes z Hazz'ą.
Z tej perspektywy miasto wyglądało jeszcze lepiej. Mogłam zobaczyć w całej okazałości most Aleksandra III ,łuk triumfalny i wiele innych atrakcji Paryża.
Gdy zeszłam z wieży Eiffla ruszyłam starymi ulicami stolicy Francji. Długo błądziłam po mieście.
Vol 4
Dzisiaj mogę pojechać na domu! Zwolnili nas z Leight do domu wsześniej. Co prawda o jeden dzień ale i tak to świetna wiadomość. Tak więc wstałam wcześnie by odrazu polecieć do Londynu najbliższym samolotem. Włożyłam na siebie wygodne ubrania i oddałam klucze w recepcji. Ruszyłam ulicami Paryża ciągnąc za sobą walizkę. Dlaczego nie chciałam pojechać taxówką? Odpowieź jest prosta. Chciałam się przejść i tylko w ten sposób uda zdobyć mi się jedzenie. Szybko weszłam do pobliskiej kawiarenki i zamówiłam kawę i rogalika na wynos. Odebrałam zamówienie i ruszyłam na lotnisko.
Gdy dotarłam miałam wyjątkowe szczęście tylko dwa loty do Londynu jeden za 30 minut a drugi o 22:00. Kupiłam bilet i ruszyłam na odptawę
Otworzyłam drzwi własnego domu. Zayn'a nie było. Chyba. Skierowałam się do sypialnii. Jedyne co tam zauważyłam to kobietę która stała do mnie tyłem. Miała na sobie czarny,jedwabny szlafrok. Mój szlafrok. W dloni trzymała kieliszek czerwonego wina.
-Już jesteś kotku? Tęskiłam-zaśmiała się odwróciła
Jej mina odrazu zrzedła. Wypuściła z dłni kieliszek. Pełne usta pomalowane czerwoną szminką wydaeła w "O".
-Kim ty jesteś?-była autentycznie ździwiona
-Powinnam zapytać o to samo!
-Ja? Jestem dziewczyną Zayn'a!
-A ja jego narzeczoną.
-Co?!
-Ale...czy on.... Oszukał mnie!
Dziewczyna zaczeła się drzeć. Była wściekła. Obie byłyśmy.
-Chwila... Zabawił się nami. To może teraz my zabawimy się nim?- przechyliła głowę w bok i uśmjechneła się mściwie
-To niezły pomysł. Zobavzy vo to znaczy zadzierać z dziewczynami!
-Jestem Jesy
-T.i
Szybko się dogadałyśmy. Postanowiłyśmy się nim zabawić jak on nami
Vol. 5
Zavralam swojejy i pojechalam do najlepszej przyjacuółki-Chloe. Wszyscy moi przyjaciele zostali w Polsce. No oprócz tych którzy też gdzieś wyjechali. Skierowalam się na ulicę gdzie zawsze był postój taksówek. Wsiadłam do pierwszej i podałam adres przejaciółki. Szybko dotarłam na Lily Street. Weszłaam do windy w bloku w krórym mieszka Chloe. Był to nowoczesny blok na dobrej ulicy Londynu bardzo blisko centrum stolicy Anglii. Zapukałam do jej drzwii. Zobaczyłam zaspaną Chloe. Jej ciemne bląd włosy były potargane. Dziewczyna stała w drzwiach wpatrując się we mnie ze zdziwieniem. Po paru chwilach wpuściła mnie do środka
-Myślałam że jesteś w Paryżu! I co się stało czemu płaczesz? Ten cały Harry coś Ci zrobił? Skrzywdził Cię? Zawsze wiedziałam że to zły człowiek!
Wtuliłam się w przyjaciółkę, płacząc w jej ramię. Nie moglam powstrzymać łez. Zabawił się mną. Jesy też, ale to ja bylam jego narzeczoną! Kurwa, JA!!! Ja mialam być kobietą z którą spędzi resztę życia. To ja mialam urodzić mu dzieci. Nikt inny.
Po paru minutach ogarnełam się i opowiedziałam Chloe o moim "narzeczonym" i o zdradzie. Dziewczyna była wstrząśnięta. Odrazu pozwoliła mi u siebie zamieszkać. Dostałam przytulny pokoik. Ściany były pomalowane w 3 barwach. Jedna z nich była biała druga czerone i a trzecia czarna. Na czwartej były czrwone i czarne paski na białym tle. Na przeciwko dużego łużka była ogromba,biała,lakierowana szafa. W pokoju znajdowały się też komoda z telewizorem,stół,dywan,szary fotel z poduszką i kocykiem i szafka obok drzwi. Pokój bardzo mi się spodobał. Podeszłam do okna obok którego było drugie,trochoę dziwne ale ok. Okna zajmowały prawie całą ścianę. Odsłoniłam białą zasłonę i zobaczyłam piękną panoramę miasta. Po chwili usłyszałam że ktoś wchodzi do pokoju. Była to oczywiście moja przyjaciółka. Czarny szlafrok ustąpił bordowej bluzie i czarnym leginsom.
-T.i.... Ta-tak mi przykro...
-Niepotrzebnie...chociaż...
Do moich oczu napłyneły łzy. Miałam dosyć tego wszysykiego. Chciałabym się obudzić z tego upiornego snu. Chloe odrazu mnie przytuliła i zaczeła pocieszać
-Za...Zayn....
Stałam właśnie w drzwiach naszej sypialni trzymając w ręku kubek z ciepłą herbatą a w drugiej niosąc ksiąrzkę. Rzeczy wyślizgneły mi się z rąk. Kubek rozbił na kawałki a ciecz zalała podłagę i dywan. Stałam sztywno, jak słup. Powoli kąciki moich oczu zaczeły mnie piec a łzy same ciekły po moich policzkach .
On tam był i była ona. Moja przyjaciółka,najlepsza przyjaciółka Chloe. Leżeli nadzy na łóżku.
Moja zdolność myślenia na chwilę została wyłączona, lecz szybko powróciła. Zdradzili mnie. Oboje, i ona i on. Zawsze wiedziałam że mężczyźni to wzrokowcy. Ale...łudziłam się że on jest inny. Oczywiście w czym ja dziennikarka,zwykła polka,prosta dziewczyna może się równać z modelką.tak Piękna Chloe,pełne usta,niebieskie oczy,bezskazitelna cera,ciemne bląd włosy,szupła po prostu cudowna.
Myślałam że go znam.... Poznaliśmy się jako 17 latkowie. On był wschodzącą gwiazdą OneDirection. Ja uczennica. Były wakacje,pojechałam do Londynu do ciotki która mieszkała w tym właśnie mieście. Obok mieszkała jego matka Trisha i jej partner. Lubiłam ich Trisha była bardzo miła. Dużo opowiadała o swoim synu Zayn'e. Po jakimś tygodniu ten właśnie Zayn Malik przyjechał w odwiedzinach do rodziny. Poznaliśmy się na spacerze. Wpadłam na niego i wylałam herbatę na jego koszulę. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Mieszkaliśmy obok więc dużo się widywaliśmy. Poznałam również resztę Louis'a,Niall'a,Liam'a i Harr'ego. Gdy wyjechałam do domu pod koniec wakacji byłam wprost przekonana że nasz kontakt się urwie. Bo niby jak by to miało być? Ja w Polsce On w Londynie i przyjaciele na zawsze? O tak. Zawsze dzwonił gadaliśmy też przez Skype a ja przy każdych wakacjach wpadałam do ciotki. Po jakichś dwuch latach zorientowałam się że to już nie przyjaźń,lecz miłość. Nie chciałam mu mówić,niszczyć tej pięknej przyjaźni. Ale on mi to powiedział. Staliśmy wtedy na moście w Londynie. Tam się właśnie pierwszy raz pocałowaliśmy i do teraz jesteśmy parą. A raczej byliśmy.
Stałam tak i płakałam. Znałam go 6 lat a jednak nic o nim nie wiedziałam, jak się zdaje. Chciałam go kochać do końca życia,być z nim na zawsze,mieć dzieci.
-T.i, przeszkadzasz nam-jego zimny głos przeszył mnie na wskroś (xd)
Zarwałam się z łóżka. Byłam cała spocona. Spojrzałam w otaczającą mnie przestrzeń. Znajdowałam się w Grand Hotelu,we Francji,w Paryżu. Wziełam łyk wody z butelki i podeszłam do okna. Odsłoniłam zasłony. Ludzie dookoła spacerowali po ulicy a samochody mkneły po jezdnii. Musi być już ranek. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. 7:53 to czas gdy w Paryżu ludzie już funkcjonują .
Cóż, dzisiaj dzień samotności. Leigh idzie odwiedzić ojca który tu mieszka. Jej rodzice są po rozwodzie matka w Niemczecha a ojciec we Francji. W ogóle jej rodzina jest porozrzucana po świecie. Dziadkowie w Londynie. Ciotka w Ameryce, wuj w Petersburgu w Rosji. Moja rodzina jest mniej światowa jedyne co to ciotka w Londynie i kuzynka w Hiszpanii oraz ojciec w Nimczech. Wyprowadził się po rozwodzue z matką. Ma restaurację w Berlinie. Czasami do niego jerzdzę. Mamy dobry kontakt. Gdy byłam nastolatką często byłam tam kelnerką. Co prawda znałam jedynie podstawy niemieckiego,ale sobie radziłam. Było naprawdę fajnie. Dużo zwiedzałam z ojcem. Był cufownym ojcem. Zabierał mnie do kina na seansy z angielkimi napisamjna ,koncerty,zwiedzaluśmy Berlin i wiele innych. Często zastanawiałam się dlaczego z mamą się rozwiedli. Z wyglądu byli bardzo podobni. Oboje mieli brązowe włosy i oczy. Mieli też podobne charaktery. Ale... No cóż. Takiw bywa życie. Ojciec ani matka z nikim nie związali się po rozwodzie. Oboje byli singlami.
Ruszyłam w stronę starych ulic Paryża. Był deszcz. Ale mnie to nie przeszkadzało. Byłam wytrwałym zwiedzającym. Nic nie bylo mnie powstrzymać przed spacerem po Paryżu. Ale resztę zwiedzę jutro. Teraz mamy z Leigh dopracować artykół.
To ostatni dzień we Francji, sprawa zabójstwa Catherhorpie'go opisana. Artykuł jest już w Londyńskiej gazecie. Zayn gratulował mi świetnego artykułu i narzekał jak to mu nudno samemu w domu.
Postanowiłam się ogarnąć. Wziełam szybki prysznic. Włosy wysuszyłam i pozostawiłam rozpuszczone. Wlożyłam na siebie luźne ciuchy. Zrobiłam makijarz,porwałam torebkę i wyszłam z pokoju. Kartę oddałam w recepcji i wyszłam. Skierowałam się do restauracji.
Wiatr rozwiewał moje włosy. Siedziałam na krześle i piłam herbatę. Dzisiaj zwiedzę miasto. Gdy wypiłam napój i zapłaciłam rachunek skierowałam się do największej atrakcji Paryża-Wieży Eiffla.
Gdy tylko wspiełam się na szczyt wieży przypomniał mi się mój i Zayn'a wyjaz na łyżwy. Nie umiałam jeździć,ale Zayn się uparł. Wybrał mi śliczne białe łyżwy. Były dość ciężkie. Pomógł mi je załodżyć i poprowadził mnie za rękę na lodowisko. Gdy tylko mnie puścił przestraszyłam się że odrazu upadnę. Ale szybko załapałam o co chodzi. No cóż na szczęście nie skończyło się jak w Night Changes z Hazz'ą.
Z tej perspektywy miasto wyglądało jeszcze lepiej. Mogłam zobaczyć w całej okazałości most Aleksandra III ,łuk triumfalny i wiele innych atrakcji Paryża.
Gdy zeszłam z wieży Eiffla ruszyłam starymi ulicami stolicy Francji. Długo błądziłam po mieście.
Vol 4
Dzisiaj mogę pojechać na domu! Zwolnili nas z Leight do domu wsześniej. Co prawda o jeden dzień ale i tak to świetna wiadomość. Tak więc wstałam wcześnie by odrazu polecieć do Londynu najbliższym samolotem. Włożyłam na siebie wygodne ubrania i oddałam klucze w recepcji. Ruszyłam ulicami Paryża ciągnąc za sobą walizkę. Dlaczego nie chciałam pojechać taxówką? Odpowieź jest prosta. Chciałam się przejść i tylko w ten sposób uda zdobyć mi się jedzenie. Szybko weszłam do pobliskiej kawiarenki i zamówiłam kawę i rogalika na wynos. Odebrałam zamówienie i ruszyłam na lotnisko.
Gdy dotarłam miałam wyjątkowe szczęście tylko dwa loty do Londynu jeden za 30 minut a drugi o 22:00. Kupiłam bilet i ruszyłam na odptawę
Otworzyłam drzwi własnego domu. Zayn'a nie było. Chyba. Skierowałam się do sypialnii. Jedyne co tam zauważyłam to kobietę która stała do mnie tyłem. Miała na sobie czarny,jedwabny szlafrok. Mój szlafrok. W dloni trzymała kieliszek czerwonego wina.
-Już jesteś kotku? Tęskiłam-zaśmiała się odwróciła
Jej mina odrazu zrzedła. Wypuściła z dłni kieliszek. Pełne usta pomalowane czerwoną szminką wydaeła w "O".
-Kim ty jesteś?-była autentycznie ździwiona
-Powinnam zapytać o to samo!
-Ja? Jestem dziewczyną Zayn'a!
-A ja jego narzeczoną.
-Co?!
-Ale...czy on.... Oszukał mnie!
Dziewczyna zaczeła się drzeć. Była wściekła. Obie byłyśmy.
-Chwila... Zabawił się nami. To może teraz my zabawimy się nim?- przechyliła głowę w bok i uśmjechneła się mściwie
-To niezły pomysł. Zobavzy vo to znaczy zadzierać z dziewczynami!
-Jestem Jesy
-T.i
Szybko się dogadałyśmy. Postanowiłyśmy się nim zabawić jak on nami
Vol. 5
Zavralam swojejy i pojechalam do najlepszej przyjacuółki-Chloe. Wszyscy moi przyjaciele zostali w Polsce. No oprócz tych którzy też gdzieś wyjechali. Skierowalam się na ulicę gdzie zawsze był postój taksówek. Wsiadłam do pierwszej i podałam adres przejaciółki. Szybko dotarłam na Lily Street. Weszłaam do windy w bloku w krórym mieszka Chloe. Był to nowoczesny blok na dobrej ulicy Londynu bardzo blisko centrum stolicy Anglii. Zapukałam do jej drzwii. Zobaczyłam zaspaną Chloe. Jej ciemne bląd włosy były potargane. Dziewczyna stała w drzwiach wpatrując się we mnie ze zdziwieniem. Po paru chwilach wpuściła mnie do środka
-Myślałam że jesteś w Paryżu! I co się stało czemu płaczesz? Ten cały Harry coś Ci zrobił? Skrzywdził Cię? Zawsze wiedziałam że to zły człowiek!
Wtuliłam się w przyjaciółkę, płacząc w jej ramię. Nie moglam powstrzymać łez. Zabawił się mną. Jesy też, ale to ja bylam jego narzeczoną! Kurwa, JA!!! Ja mialam być kobietą z którą spędzi resztę życia. To ja mialam urodzić mu dzieci. Nikt inny.
Po paru minutach ogarnełam się i opowiedziałam Chloe o moim "narzeczonym" i o zdradzie. Dziewczyna była wstrząśnięta. Odrazu pozwoliła mi u siebie zamieszkać. Dostałam przytulny pokoik. Ściany były pomalowane w 3 barwach. Jedna z nich była biała druga czerone i a trzecia czarna. Na czwartej były czrwone i czarne paski na białym tle. Na przeciwko dużego łużka była ogromba,biała,lakierowana szafa. W pokoju znajdowały się też komoda z telewizorem,stół,dywan,szary fotel z poduszką i kocykiem i szafka obok drzwi. Pokój bardzo mi się spodobał. Podeszłam do okna obok którego było drugie,trochoę dziwne ale ok. Okna zajmowały prawie całą ścianę. Odsłoniłam białą zasłonę i zobaczyłam piękną panoramę miasta. Po chwili usłyszałam że ktoś wchodzi do pokoju. Była to oczywiście moja przyjaciółka. Czarny szlafrok ustąpił bordowej bluzie i czarnym leginsom.
-T.i.... Ta-tak mi przykro...
-Niepotrzebnie...chociaż...
Do moich oczu napłyneły łzy. Miałam dosyć tego wszysykiego. Chciałabym się obudzić z tego upiornego snu. Chloe odrazu mnie przytuliła i zaczeła pocieszać
DREAM OF PARIS
Vol 1
-Tu ma pani plan
Brunetka podała mi kartkę. Jej czarne włosy opadały kaskadami na szczupłe ramiona . A niebieskie oczy śmiały się . Dziewczyna ubrana była w biały t-shirt z różnymu nadrukami. Do trgo założone miała czarne spodnie. Gdzieniegdzie na rękach dostrzec można było tatuaże. Miała również kolczyk w zgrabnyn nosku. Na oko była w moim wieku. Czyli koło 23 lat.
Uśmiechneła się promiennie ,gestem dłoni wskazała bym usiadła przy stoliku. Za oknem padał deszcz. To typowa angielska pogoda. Gdy tu przyjechałam nie mogłam się przyzeyczaić. W miastach i państwach w których wcześniej mieszkałam (a było ich dużo) nie padało tak często.
Podszedł do nas męzczyzna w wieku może 25 lat. Kelner. Zamówiłyśmy kawę.
-Zdaje się że będziemy razem pracować. Light
Podała mi rękę, odwzajemniłam gest wypowiadając własne imię.
Light miała ze mną pracować. Z początku zastanawiałam się czy dwie dziennikarki to jednak nie za dużo. Przecierz sama doskonale bym sobie poradziła! Nie potrzebuję niańki. Nie jestem małym dzieckiem. Poza tym szef zawsze chwalił moją zaradność. Więc teraz sądzi że nie dam sobie rady? Jestem dororosła. Mimo wszystko nie okazałam Light mojego rozgoryczenia. Starałam się być miła mimo dość złośliwej natury
Kelner przyniusł nasze zamówienia.
-Czyli...musimy razem pojechać do Francji? Opisać sprawę morderstwa Freddie'go Catherhorpie'go?-zagadnełam
-Dokładnie, hotel mamy opłacony,dwa pokoje.
-Ok, ile nocy musimy tam spędzić?
-7 czyli tydzień. W zasadzie to trochę długo. Nie sądzisz?
-Jasne. Po co tydzień na opisanie jakiegoś morderstwa Catherhorpie'go? Wystarczyłyby 2 góra 3 dni
Cóż moja praca. Często gdzieś jeździłam tak samo jak mój ukochany. Przez to mamy dla siebie mało czasu. Gdy ja mam wolne on ma koncert,wywiad,spotkanie z fanami,nagrywanie nowej piosenki itd. A gdy on ma wolne to ja muszę gdzieś wyjechać,praca. Zawsze czuję się przez to zaniedbana i wiem że zaniedbuję Zayn'a. To przykre że swoją drugą połówkę widzę tylko wieczorem i niekiedy rano. Czasami jeszcze zastanawiam się czy ten związek ma sens. Rzadnych czułości,romantyzmu. Żadnego "Kocham Cię". A o seksie to już nie wspomnę. A to ja mam ochotę a on niema a to na zmianę. Nasza najczęstsza wymówka- " Jestem zmęczony/a. Muszę spać aby jutro rano wstać do pracy".
Omówiłam z Light szczeguły naszej podróży. Porzegnałam się z zielonooką i wyszłam z kawiarenki. Wyjełam z torebki parasolkę i ruszyłam ulicą ku HarleyStreet. Mnustwo ludzi się spiszyło. Ja wprost przeciwnie. Miałam jeszcze dużo wolnego czasu, muszę jeszcze tylko wpaść do sklepu po zakupy sporzywcze. I wracam do zapewne puściutkiego domu. I co ja mam zrobić? Usiadłam na ławce w parku parasolkę położyłam obok. Zaczełam moknąć. Deszcz nie pozostawi na mnie suchej nitki. Ale w tej chwili to obchodziło mnie najmniej. Z moich oczu zaczeły płynąć łzy. Leciały po policzkach wąskimi strumieniami by w końcu spaść w kałużę zrobioną przez deszcz spadający z chmur. Cały makijarz mi się rozmazał. Miałam mokre włosy. Normalnie obraz nędzy i rozpaczy. Schowałam twarz w dłonie i zaczełam szlochać jeszcze bardziej. Cała drżałam z zimna. Po dłuższej chwili poczułam rękę na moim różowym płaszczu. Podniosłam głowę i zobaczyłam przystojnego męzczyznę. Był ciut starszy. Miał rozczochrane i ciutkę mokre kasztanowe włosy,niebieskie oczy i kilkudniowy zarost. Był naprawdę przystojny
-Mogę jakoś pomóc?
Tak po prostu zapytał. Podszedł i zapytał. Nie zważając na nic
-Nie raczej nie...
-Coś się złego dzieje? Widać że pani nie jest zbyt szczęśliwa... Naprawdę byłoby mi miło gdybym mógł jakoś pomóc. Jak kolwiek...
To dziwne. Podchodzi sobie taki niezwykle przystojny,świetnie ubrany męzczyzna i chce pomóc. Tak sobie podchodzi i pyta czy może pomóc... A może to ja jestem przewrażliwiona. Oh... Jestem jakąś histeryczką która wyolbrzymia i roztrząsa wszystko co jej się przytrafiło.
-Ymmm... Muszę iśc...Mój narzeczony na mnie czeka-skłamałam
-Poczekaj! Tu masz wizytówkę-podał mi papierek- jeśli chciałabyś pogadać to dzwoń. Nawet w nocy o północy. A przy ojazji jestem [twoje ulubione męskie imię]
Chłopak podał mi rękę, odwzajemniłam gest przedstawiacąc się
-Czekaj też Ci gdzieś zapiszę swój numer..Zaczełam grzebać w torebce w poszukiwaniu jakiejś kartki. Znalazłam swój notes i wyrwałam z niego kartkę. Wziełam długopis i zapisałam numer dorysowując jeszcze uśmiechniętą buźkę. Podałam chłopakowi kartkę
-To do zobaczenia!
Chłopak oddalił się a ja tak stałam jak idiotka. Po paru minutach wziełam parasolkę,obstrzepałan z nadmiaru wody i ruszyłam do pobliskiej restauracji. Złożyłam parasolkę i weszłam do toalety. Przejrzałam się w lustrze. I dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak wyglądałam przy.... Zupełnie jak jakaś kobieta z depresją. Koszmar. Poprawiłam roznyty makijarz i ruszyłam ku pobliskiemu sklepowi.
Weszłam pod dach,złożyłam parasolkę i weszłam do sklepu chwyciłam koszyk. Kupiłam najpotrzebniejsze produkty i ruszyłam do domu.
Stałam przed drzwiami szukając kluczy. Jak zawsze nie mogę niczego znaleść. Znalazłam. Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go po czym otworzyłam drzwi. Odrazu poczułam piękny zapach dobiegający z kuchni. Zamknełam za sobą drzwi i zdjełam buty,płaszcz i szalik. Ruszyłam do kuchni. Oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam na mojego narzeczonego. Krzątał się po kuchni przygotowując jakieś danie.
-Nie wiedziałam że umiesz gotować
-O Jezus!...[t.i] przestraszyłaś mnie... A poza tym ,skarbie, mam jeszcze wiele nie odkrytych talentów- uśmiechną się
-No to następny odkryty
Zasiadłam do stołu a Zayn podał mi talerz z [twoje ulubione danie].
Zaczeliśmy jeść. Brunet wydawał mi się jakiś dziwny. Jakby coś ukrywał. To dziwne, nigdy mnie nie okłamał a tym bardziej nic nie ukrywał.
Tylko pytanie z kąd ta zmina? Ostatnimi czasy był wobec mnie oziębły. Czyżby tak jak ja zauważył co się z nami dzieje? Że nasz związek z dnia na dzień się rozpada? Że z cudownego zamku miłości staje się ponurym zamczyskiem w którym straszą duchy? Hmmm. Najwyraźniej tak. Tylko to ukrywanie czegoś przedemną to wydaje się podejrzane..
Vol 2
Za 5 godzin mam samolot. Wziełam z szafy ciuchy. Przrbrałam się w strój i zaczełam robić makijarz. Włosy...hm, co by z nimi zrobić? No cóż to co zwykle. Rozczesałam je po czym związałam w niedbałego koka. I zaczełam pakowanie. Wyjełam z dna szafy walizki. Otworzyłam półki w których były moje rzeczy i zaczełam je układać w walizce. Zayn był w studiu,ale obiecał odwieźć mnie na lotnisko. Gdy już spakowałam wszystkie ubrania,kosmetyki i takie inne ruszyłam na śniadanie. Zrobiłam sobie naleśniki z bitą śmietaną,czekoladą i owocami. Po skończonym posiłku nie zostało mi nic innego niż czekać na Malika.
Jak ja wytrzymam bez niego ten tydzień? Tym bardziej że ostatnio nastąpiła zmiana w jego zachowaniu. Stał się bardziej...czuły. Zaczą okazywać mi uczucia,którysz wcześniej nie ujawniał. Tym bardziej teraz będzie mi trudno się z nim rozstać. Po tylu latach związku mnie tak zaskoczył. Cóż będę musiała sobie jakoś poradzić. Jak kiedyś któreś z nas musiało wyjechać a drugie umierało z tensknoty. Gdy tak rozmyślałam, ktoś wszedł do domu. A raczej nie ktoś tylko mój narzeczony. Razem pojechaliśmy na lotnisko
-Pamiętaj codziennie dzwoń
Zen przytulił mnie na porzegnanie po czym wpił się w moje usta. Tak bardzo będzie mi ich brakować...
-Samolot 56 do Francji startuje za 15 minut
Porzegnałam się z ukochanym po czym ruszyłam do samolotu. Odrazu zauważyłam Light . Usiadłam obok po czym zaczełyśmy rozmowę.
Lot trwał jakieś 3 godziny. Do Francji doleciałyśmy na 23:59 czyli prawie północ. Zamówiłyśmy taksówkę. Obserwowałam Paryż zza szybki. Był naprawdę cudowny. Nic się nie zmienił od czasu gdy po raz ostatni tu byłam. Kiedy miałam 19 lat wyprowadziłam się od rodziców by studiować dziennikarstwo. Zawsze marzyłam aby tu przyjechać, lecz nie dlatego że niby Paryż to miasto miłości. Chociaż mi kojarzy się wyłącznie z bagietkami,wieżą Eiffla i mimami,których można spotkać prawie wszędzie. Tak więc gdy miałam te 19 lat,przeprowadziłam się tu. Zamieszkałam w niewielkim mieszkaniu w stolicy Francji. Niedaleko mieściło się również mieszkanie mojej ciotki,która już od 2 lat nie żyje. Cóż mimo że rodzina przysyłała mi pieniądze na utrzymanie a sama pracowałam jako kasjerka w sklepie nie było aż tak łatwo. Na szczęści dałam radę.
Nareszcie dotarłyśmy. Wyszłam z samochodu i wyjełam walizki. Po czym spojrzałam na moje tymaczasowe miejsce zamieszkania. Latarnie oświetlały ogromny budynek. Wielki,dostojny Grand Hotel. Wyglądał naprawdę cudownie. Razem z Light weszłyśmy na czerwony dywan pod dachem budynku. Elegancko ubrany lokaj otworzył nam drzwi uprzednio uśmiechając się i witając.
Odrazu oślepił mnie blask. Ogromna recepsja. Piękne dywany,czerwone sofy, zdobione płytki,ogromny kryształowy żyrandol.
Podeszłyśmy do recepcji. Zobaczyłam uśmiechniętą blondynkę,widać było że jej mięśnie twarzy cierpiały. Poczułam się trochę gorzej przy recepsjonistce. Jej długie bląd włosy były ułożone w loki i kaskadami opadały na ramiona. Czarny żakiet świetnie komponował się z białą koszulą i srebrną biżiterią. I mimo prostoty stroju, kobieta wyglądała świetnie.
Zameldowałyśmy się po czym ruszyłyśmy do windy. Wszystko było takie piękne urządzone w Średniowiecznym stylu. Nie lubiłam zbytnio zamków,ale ten hotel naprawdę był fenomenalny.
Porzegnałam się z Light po czym otworzyłam drzwi mojego pokoju kartą. Weszłam do środka. I znów zostatłam oszołomiona pięknem wnętrza. Cały pokój był utrzymany w tym samym klimacie co cały hotel. Ogromne łóżko z baldachimem,okazała toaletka,wystawny dywan i duża szafa. Rzuciłam torebkę na stół po czym włożyłam pierwszą walizkę do szafy a z drugiej wyjełam piżamę i inne potrzebne mi rzeczy. Weszłam do łazienki,wziełam długi prysznic po czym zmyłam makijarz,uczesałam włosy i przebrałam się w piżamę. Wziełam łyk wody z buteli którą miałam ze sobą podczas podróży i wskoczyłam do łóżka. Momętalnie zasnełam.
***Naztępnego dnia***
Promyki słońca obudziły mnie z błogiego snu. No tak zapomniałam zasłonić zasłonę. Wymacałam swój telefon na szafce nocnej i spojrzałam na godzinę 9:12. Ach... Za 4 godziny razem z Light rozpoczynamy pracę. Wygramoliłam się z cieplutkiego łużka i ruszyłam do łazienki. Gdy nagle usłyszałam dzwięk przychodzącej wiadomości. Może to od Zayn'a? Spojrzałam na wyświetlacz od [Twoje ulubione męskie imie- t.u.m.i]. Popisałam trochę z nowym znajomym. [T.u.m.i] wydawał się miły. No tak....wydawał. Nie powinnam go jeszcze oceniać bo go dobrze nje znam.
Wziełam szybki prysznic. Przebrałam się w (to co na dole) i zrobiłam "make up no make up". Włosy wyprostowałam prostownicą i związałam w luźnego warkocza na boku. Spakowałam torebkę i ruszyłam do pokoju mojej nowej znajomej. Zanim zdążyłam zapukać wyłoniła się z nich brunetka.
-Ooo Cześć! Właśnie miałam po Ciebie iść
-Ja miałam taki sam zamiar!
Uśmiechnełyśmy się promiennie po czym ruszyłyśmy do pobliskiej restauracji.
Przemierzałyśmy ulice Paryża. Cudowne miasto. Wokół było mnustko ludzi. Matki z dziećmi, pary, młodzież , sataruszkowie. Ale zamiest się śpieszczyć większość ludzi szła spokojnie konwersując ze sobą. Turyści. Dzielili się na dwie różne grpy. Jedni nigdzie się nie śpieszyli chcąc wypocząć a cy drudzy latali po Paryżu bez opamiętania,próbowali zoczayć jak najwięcej w jak najktótszym czasie
Usiadłyśmy w restauracji. zamawiając dania. Spojrzałam na kartkę z rozkładem rzeczy jakie musimy dzisiaj zrobić.
Po śniadaniu, udałyśmy się na miejsce zbrodni. Była to jedna z gorszych ulic stolicy Francji. Weszłyśmy do obskórnego budynku. Ze środka dobiegał obrzydliwy odór,krzyk dziecka zza ściany,zdzierający się tynk, nadgniła podłoga. Wszyatko było straszne. Co prawda jako studentka też nie mieszkałam w willi z jaccuzi i basenem, ale w moim mieszkanku noe było tak źle. Weszłyśmy na 3 piętro schodami. Po drodze spotkałyśmy kobietę. Na oko miała ponad trzydzieści lat, nie wyglądała najlepiej czarne,zniszczone włosy były upięte w kucyk,stare powycierane ubrania, twarz usiana zmarszczkami. Omało co nie uderzyła swojego synka za to że skakał po schodach. Gdy na nią spojrzałam odwróciła szare oczy w moją stronę i wypowiedziała jakieś słowa których nie byłam w stanie zrozumieć mimo iż nieźle znałan francuzki i umiałam się nim biegle posługiwać.
Dotarłyśmy na miejsce zbrodni. Weszłyśmy do środka, odrazu jakiś policjant powiedział że nie wolno tu przebywać itd. Gdy tylko wytłumaczyłyśmy kim jesteśmy przeprosił i nas wpuścił. Pierwsza weszłam do niewielkiego mieszkania. Pierwsza ściana od okna zaplamiona była krwią. Pobrywana tapeta. Na starym i dziurawym dywanie widać było ślady krwii i nóż. Policjant delikatnie wzioł go w dłoń po czym włożył przedmiot do przeźroczystego woreczka.
-O Boże...-jękneła Light
Ruszyłam ku kuchni. Niby niepozorna, lecz rozegrał się tu dramat.
Podobno Freddie'go Catherhorpie'go zamordował brat, za romans z żoną. Potem wywiuzł go gdzieś na obrzeża miasta i wrzucił ciało do rzeki. Straszne. Na policję zdłosiła to Margarux Catherhorpie- żona mordercy. O Margarux wiem tyle że jest kucharką i obdarzona jest wyjątkowym pięknem, nic więcej.
Razem z Light rozpoczełyśmy pracę. Wyjełam tablet z torebki i zaczełam opisywać to co widziałam.
Po paru godzinach razmów z policjantami i pracą nad tekstem mogłyśmy opuścić miejsce zbrodni. W zasadzie to niewiedziałam co zrobić, Leigh poszła do hotelu mówiąc że boli ją głowa. Więc postanowiłam zadzwonić do Zan'a.
-Cześć,kochanie-usłyszałam głos mojego ukochanego
Porozmasialiśmy chwilę po czym Zayn powiedział że za 5 minut ma próbę. Ach i co ja mam zrobić?
Nudząc się postanowiłam przejść się po mieście. Mieście,które ukształtowało moją osobowość,mnie, całą mnie.
-Tu ma pani plan
Brunetka podała mi kartkę. Jej czarne włosy opadały kaskadami na szczupłe ramiona . A niebieskie oczy śmiały się . Dziewczyna ubrana była w biały t-shirt z różnymu nadrukami. Do trgo założone miała czarne spodnie. Gdzieniegdzie na rękach dostrzec można było tatuaże. Miała również kolczyk w zgrabnyn nosku. Na oko była w moim wieku. Czyli koło 23 lat.
Uśmiechneła się promiennie ,gestem dłoni wskazała bym usiadła przy stoliku. Za oknem padał deszcz. To typowa angielska pogoda. Gdy tu przyjechałam nie mogłam się przyzeyczaić. W miastach i państwach w których wcześniej mieszkałam (a było ich dużo) nie padało tak często.
Podszedł do nas męzczyzna w wieku może 25 lat. Kelner. Zamówiłyśmy kawę.
-Zdaje się że będziemy razem pracować. Light
Podała mi rękę, odwzajemniłam gest wypowiadając własne imię.
Light miała ze mną pracować. Z początku zastanawiałam się czy dwie dziennikarki to jednak nie za dużo. Przecierz sama doskonale bym sobie poradziła! Nie potrzebuję niańki. Nie jestem małym dzieckiem. Poza tym szef zawsze chwalił moją zaradność. Więc teraz sądzi że nie dam sobie rady? Jestem dororosła. Mimo wszystko nie okazałam Light mojego rozgoryczenia. Starałam się być miła mimo dość złośliwej natury
Kelner przyniusł nasze zamówienia.
-Czyli...musimy razem pojechać do Francji? Opisać sprawę morderstwa Freddie'go Catherhorpie'go?-zagadnełam
-Dokładnie, hotel mamy opłacony,dwa pokoje.
-Ok, ile nocy musimy tam spędzić?
-7 czyli tydzień. W zasadzie to trochę długo. Nie sądzisz?
-Jasne. Po co tydzień na opisanie jakiegoś morderstwa Catherhorpie'go? Wystarczyłyby 2 góra 3 dni
Cóż moja praca. Często gdzieś jeździłam tak samo jak mój ukochany. Przez to mamy dla siebie mało czasu. Gdy ja mam wolne on ma koncert,wywiad,spotkanie z fanami,nagrywanie nowej piosenki itd. A gdy on ma wolne to ja muszę gdzieś wyjechać,praca. Zawsze czuję się przez to zaniedbana i wiem że zaniedbuję Zayn'a. To przykre że swoją drugą połówkę widzę tylko wieczorem i niekiedy rano. Czasami jeszcze zastanawiam się czy ten związek ma sens. Rzadnych czułości,romantyzmu. Żadnego "Kocham Cię". A o seksie to już nie wspomnę. A to ja mam ochotę a on niema a to na zmianę. Nasza najczęstsza wymówka- " Jestem zmęczony/a. Muszę spać aby jutro rano wstać do pracy".
Omówiłam z Light szczeguły naszej podróży. Porzegnałam się z zielonooką i wyszłam z kawiarenki. Wyjełam z torebki parasolkę i ruszyłam ulicą ku HarleyStreet. Mnustwo ludzi się spiszyło. Ja wprost przeciwnie. Miałam jeszcze dużo wolnego czasu, muszę jeszcze tylko wpaść do sklepu po zakupy sporzywcze. I wracam do zapewne puściutkiego domu. I co ja mam zrobić? Usiadłam na ławce w parku parasolkę położyłam obok. Zaczełam moknąć. Deszcz nie pozostawi na mnie suchej nitki. Ale w tej chwili to obchodziło mnie najmniej. Z moich oczu zaczeły płynąć łzy. Leciały po policzkach wąskimi strumieniami by w końcu spaść w kałużę zrobioną przez deszcz spadający z chmur. Cały makijarz mi się rozmazał. Miałam mokre włosy. Normalnie obraz nędzy i rozpaczy. Schowałam twarz w dłonie i zaczełam szlochać jeszcze bardziej. Cała drżałam z zimna. Po dłuższej chwili poczułam rękę na moim różowym płaszczu. Podniosłam głowę i zobaczyłam przystojnego męzczyznę. Był ciut starszy. Miał rozczochrane i ciutkę mokre kasztanowe włosy,niebieskie oczy i kilkudniowy zarost. Był naprawdę przystojny
-Mogę jakoś pomóc?
Tak po prostu zapytał. Podszedł i zapytał. Nie zważając na nic
-Nie raczej nie...
-Coś się złego dzieje? Widać że pani nie jest zbyt szczęśliwa... Naprawdę byłoby mi miło gdybym mógł jakoś pomóc. Jak kolwiek...
To dziwne. Podchodzi sobie taki niezwykle przystojny,świetnie ubrany męzczyzna i chce pomóc. Tak sobie podchodzi i pyta czy może pomóc... A może to ja jestem przewrażliwiona. Oh... Jestem jakąś histeryczką która wyolbrzymia i roztrząsa wszystko co jej się przytrafiło.
-Ymmm... Muszę iśc...Mój narzeczony na mnie czeka-skłamałam
-Poczekaj! Tu masz wizytówkę-podał mi papierek- jeśli chciałabyś pogadać to dzwoń. Nawet w nocy o północy. A przy ojazji jestem [twoje ulubione męskie imię]
Chłopak podał mi rękę, odwzajemniłam gest przedstawiacąc się
-Czekaj też Ci gdzieś zapiszę swój numer..Zaczełam grzebać w torebce w poszukiwaniu jakiejś kartki. Znalazłam swój notes i wyrwałam z niego kartkę. Wziełam długopis i zapisałam numer dorysowując jeszcze uśmiechniętą buźkę. Podałam chłopakowi kartkę
-To do zobaczenia!
Chłopak oddalił się a ja tak stałam jak idiotka. Po paru minutach wziełam parasolkę,obstrzepałan z nadmiaru wody i ruszyłam do pobliskiej restauracji. Złożyłam parasolkę i weszłam do toalety. Przejrzałam się w lustrze. I dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak wyglądałam przy.... Zupełnie jak jakaś kobieta z depresją. Koszmar. Poprawiłam roznyty makijarz i ruszyłam ku pobliskiemu sklepowi.
Weszłam pod dach,złożyłam parasolkę i weszłam do sklepu chwyciłam koszyk. Kupiłam najpotrzebniejsze produkty i ruszyłam do domu.
Stałam przed drzwiami szukając kluczy. Jak zawsze nie mogę niczego znaleść. Znalazłam. Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go po czym otworzyłam drzwi. Odrazu poczułam piękny zapach dobiegający z kuchni. Zamknełam za sobą drzwi i zdjełam buty,płaszcz i szalik. Ruszyłam do kuchni. Oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam na mojego narzeczonego. Krzątał się po kuchni przygotowując jakieś danie.
-Nie wiedziałam że umiesz gotować
-O Jezus!...[t.i] przestraszyłaś mnie... A poza tym ,skarbie, mam jeszcze wiele nie odkrytych talentów- uśmiechną się
-No to następny odkryty
Zasiadłam do stołu a Zayn podał mi talerz z [twoje ulubione danie].
Zaczeliśmy jeść. Brunet wydawał mi się jakiś dziwny. Jakby coś ukrywał. To dziwne, nigdy mnie nie okłamał a tym bardziej nic nie ukrywał.
Tylko pytanie z kąd ta zmina? Ostatnimi czasy był wobec mnie oziębły. Czyżby tak jak ja zauważył co się z nami dzieje? Że nasz związek z dnia na dzień się rozpada? Że z cudownego zamku miłości staje się ponurym zamczyskiem w którym straszą duchy? Hmmm. Najwyraźniej tak. Tylko to ukrywanie czegoś przedemną to wydaje się podejrzane..
Vol 2
Za 5 godzin mam samolot. Wziełam z szafy ciuchy. Przrbrałam się w strój i zaczełam robić makijarz. Włosy...hm, co by z nimi zrobić? No cóż to co zwykle. Rozczesałam je po czym związałam w niedbałego koka. I zaczełam pakowanie. Wyjełam z dna szafy walizki. Otworzyłam półki w których były moje rzeczy i zaczełam je układać w walizce. Zayn był w studiu,ale obiecał odwieźć mnie na lotnisko. Gdy już spakowałam wszystkie ubrania,kosmetyki i takie inne ruszyłam na śniadanie. Zrobiłam sobie naleśniki z bitą śmietaną,czekoladą i owocami. Po skończonym posiłku nie zostało mi nic innego niż czekać na Malika.
Jak ja wytrzymam bez niego ten tydzień? Tym bardziej że ostatnio nastąpiła zmiana w jego zachowaniu. Stał się bardziej...czuły. Zaczą okazywać mi uczucia,którysz wcześniej nie ujawniał. Tym bardziej teraz będzie mi trudno się z nim rozstać. Po tylu latach związku mnie tak zaskoczył. Cóż będę musiała sobie jakoś poradzić. Jak kiedyś któreś z nas musiało wyjechać a drugie umierało z tensknoty. Gdy tak rozmyślałam, ktoś wszedł do domu. A raczej nie ktoś tylko mój narzeczony. Razem pojechaliśmy na lotnisko
-Pamiętaj codziennie dzwoń
Zen przytulił mnie na porzegnanie po czym wpił się w moje usta. Tak bardzo będzie mi ich brakować...
-Samolot 56 do Francji startuje za 15 minut
Porzegnałam się z ukochanym po czym ruszyłam do samolotu. Odrazu zauważyłam Light . Usiadłam obok po czym zaczełyśmy rozmowę.
Lot trwał jakieś 3 godziny. Do Francji doleciałyśmy na 23:59 czyli prawie północ. Zamówiłyśmy taksówkę. Obserwowałam Paryż zza szybki. Był naprawdę cudowny. Nic się nie zmienił od czasu gdy po raz ostatni tu byłam. Kiedy miałam 19 lat wyprowadziłam się od rodziców by studiować dziennikarstwo. Zawsze marzyłam aby tu przyjechać, lecz nie dlatego że niby Paryż to miasto miłości. Chociaż mi kojarzy się wyłącznie z bagietkami,wieżą Eiffla i mimami,których można spotkać prawie wszędzie. Tak więc gdy miałam te 19 lat,przeprowadziłam się tu. Zamieszkałam w niewielkim mieszkaniu w stolicy Francji. Niedaleko mieściło się również mieszkanie mojej ciotki,która już od 2 lat nie żyje. Cóż mimo że rodzina przysyłała mi pieniądze na utrzymanie a sama pracowałam jako kasjerka w sklepie nie było aż tak łatwo. Na szczęści dałam radę.
Nareszcie dotarłyśmy. Wyszłam z samochodu i wyjełam walizki. Po czym spojrzałam na moje tymaczasowe miejsce zamieszkania. Latarnie oświetlały ogromny budynek. Wielki,dostojny Grand Hotel. Wyglądał naprawdę cudownie. Razem z Light weszłyśmy na czerwony dywan pod dachem budynku. Elegancko ubrany lokaj otworzył nam drzwi uprzednio uśmiechając się i witając.
Odrazu oślepił mnie blask. Ogromna recepsja. Piękne dywany,czerwone sofy, zdobione płytki,ogromny kryształowy żyrandol.
Podeszłyśmy do recepcji. Zobaczyłam uśmiechniętą blondynkę,widać było że jej mięśnie twarzy cierpiały. Poczułam się trochę gorzej przy recepsjonistce. Jej długie bląd włosy były ułożone w loki i kaskadami opadały na ramiona. Czarny żakiet świetnie komponował się z białą koszulą i srebrną biżiterią. I mimo prostoty stroju, kobieta wyglądała świetnie.
Zameldowałyśmy się po czym ruszyłyśmy do windy. Wszystko było takie piękne urządzone w Średniowiecznym stylu. Nie lubiłam zbytnio zamków,ale ten hotel naprawdę był fenomenalny.
Porzegnałam się z Light po czym otworzyłam drzwi mojego pokoju kartą. Weszłam do środka. I znów zostatłam oszołomiona pięknem wnętrza. Cały pokój był utrzymany w tym samym klimacie co cały hotel. Ogromne łóżko z baldachimem,okazała toaletka,wystawny dywan i duża szafa. Rzuciłam torebkę na stół po czym włożyłam pierwszą walizkę do szafy a z drugiej wyjełam piżamę i inne potrzebne mi rzeczy. Weszłam do łazienki,wziełam długi prysznic po czym zmyłam makijarz,uczesałam włosy i przebrałam się w piżamę. Wziełam łyk wody z buteli którą miałam ze sobą podczas podróży i wskoczyłam do łóżka. Momętalnie zasnełam.
***Naztępnego dnia***
Promyki słońca obudziły mnie z błogiego snu. No tak zapomniałam zasłonić zasłonę. Wymacałam swój telefon na szafce nocnej i spojrzałam na godzinę 9:12. Ach... Za 4 godziny razem z Light rozpoczynamy pracę. Wygramoliłam się z cieplutkiego łużka i ruszyłam do łazienki. Gdy nagle usłyszałam dzwięk przychodzącej wiadomości. Może to od Zayn'a? Spojrzałam na wyświetlacz od [Twoje ulubione męskie imie- t.u.m.i]. Popisałam trochę z nowym znajomym. [T.u.m.i] wydawał się miły. No tak....wydawał. Nie powinnam go jeszcze oceniać bo go dobrze nje znam.
Wziełam szybki prysznic. Przebrałam się w (to co na dole) i zrobiłam "make up no make up". Włosy wyprostowałam prostownicą i związałam w luźnego warkocza na boku. Spakowałam torebkę i ruszyłam do pokoju mojej nowej znajomej. Zanim zdążyłam zapukać wyłoniła się z nich brunetka.
-Ooo Cześć! Właśnie miałam po Ciebie iść
-Ja miałam taki sam zamiar!
Uśmiechnełyśmy się promiennie po czym ruszyłyśmy do pobliskiej restauracji.
Przemierzałyśmy ulice Paryża. Cudowne miasto. Wokół było mnustko ludzi. Matki z dziećmi, pary, młodzież , sataruszkowie. Ale zamiest się śpieszczyć większość ludzi szła spokojnie konwersując ze sobą. Turyści. Dzielili się na dwie różne grpy. Jedni nigdzie się nie śpieszyli chcąc wypocząć a cy drudzy latali po Paryżu bez opamiętania,próbowali zoczayć jak najwięcej w jak najktótszym czasie
Usiadłyśmy w restauracji. zamawiając dania. Spojrzałam na kartkę z rozkładem rzeczy jakie musimy dzisiaj zrobić.
Po śniadaniu, udałyśmy się na miejsce zbrodni. Była to jedna z gorszych ulic stolicy Francji. Weszłyśmy do obskórnego budynku. Ze środka dobiegał obrzydliwy odór,krzyk dziecka zza ściany,zdzierający się tynk, nadgniła podłoga. Wszyatko było straszne. Co prawda jako studentka też nie mieszkałam w willi z jaccuzi i basenem, ale w moim mieszkanku noe było tak źle. Weszłyśmy na 3 piętro schodami. Po drodze spotkałyśmy kobietę. Na oko miała ponad trzydzieści lat, nie wyglądała najlepiej czarne,zniszczone włosy były upięte w kucyk,stare powycierane ubrania, twarz usiana zmarszczkami. Omało co nie uderzyła swojego synka za to że skakał po schodach. Gdy na nią spojrzałam odwróciła szare oczy w moją stronę i wypowiedziała jakieś słowa których nie byłam w stanie zrozumieć mimo iż nieźle znałan francuzki i umiałam się nim biegle posługiwać.
Dotarłyśmy na miejsce zbrodni. Weszłyśmy do środka, odrazu jakiś policjant powiedział że nie wolno tu przebywać itd. Gdy tylko wytłumaczyłyśmy kim jesteśmy przeprosił i nas wpuścił. Pierwsza weszłam do niewielkiego mieszkania. Pierwsza ściana od okna zaplamiona była krwią. Pobrywana tapeta. Na starym i dziurawym dywanie widać było ślady krwii i nóż. Policjant delikatnie wzioł go w dłoń po czym włożył przedmiot do przeźroczystego woreczka.
-O Boże...-jękneła Light
Ruszyłam ku kuchni. Niby niepozorna, lecz rozegrał się tu dramat.
Podobno Freddie'go Catherhorpie'go zamordował brat, za romans z żoną. Potem wywiuzł go gdzieś na obrzeża miasta i wrzucił ciało do rzeki. Straszne. Na policję zdłosiła to Margarux Catherhorpie- żona mordercy. O Margarux wiem tyle że jest kucharką i obdarzona jest wyjątkowym pięknem, nic więcej.
Razem z Light rozpoczełyśmy pracę. Wyjełam tablet z torebki i zaczełam opisywać to co widziałam.
Po paru godzinach razmów z policjantami i pracą nad tekstem mogłyśmy opuścić miejsce zbrodni. W zasadzie to niewiedziałam co zrobić, Leigh poszła do hotelu mówiąc że boli ją głowa. Więc postanowiłam zadzwonić do Zan'a.
-Cześć,kochanie-usłyszałam głos mojego ukochanego
Porozmasialiśmy chwilę po czym Zayn powiedział że za 5 minut ma próbę. Ach i co ja mam zrobić?
Nudząc się postanowiłam przejść się po mieście. Mieście,które ukształtowało moją osobowość,mnie, całą mnie.
Little sweet girl
Vol 1Song: Sam Smith-too good at goodbyes
-Mamusiu, co się stało?
Zapytała siedmio letnia dziewczynka w różowej sukience. Jej włoski zaplecione były w dwa schludne warkoczyki. Mała trzymała w dłoni białego misia z różową kokardką ubranego w jej stary niebieski kaftan.
Mataka podnioała wzrok na dziewczynkę.
-Kochanie...
-Mamusiu,czemu płaczesz? Coś się stało...złego?
-Skarbie... Bo widzisz od dzisiaj tatuś nie będzie z nami mieszkał...
-Ale...czemu?- zachlipiała dziewczynka
-To trudne myszko
-A zostaniesz ze mną mamusiu,prawda?
-Oczywiście,zawsze będziemy razem. Pamiętaj ja i tatuś bardzo cię kochamy
***
Miłość. Takie skomplikowane uczucie. Nie każdy może je poczyć. A Ci którzy poczuli zwykle przez nie cierpią. Siedziałam właśnie w szpitalu. Nogi miałam podkulone pod brodę. Z moich oczu kapały łzy. Poczułam rękę na ramieniu a potem drugą na drugim. Nie musiałam się odwracać. Wiedziałam kim są właściciele dłoni spoczywających na moich barkach. Ludzie którzy prowadzili mnie przez życie. Podniosłam głowę i dostrzegłam niebieskie oczy matki. Potem przeniosłam je na ojca. Czarne jak węgiel oczy zabłyszczały.
-T.i... Pamiętaj córeczko, będziemy, zawsze gdy będziesz tego potrzebować...
-Mamo.... On.... To nie jest możliwe. Zawsze mówiliście że jeśli dwoje ludzi się kocha...to...to..zawsze będą razem... A wy, ja i William... To nie przetrwało.... On Umarł.
-T.i.... Życie wybrało dla ciebie inny scenariusz, tak jak dla nas. Nie wszystko zawsze idzie pomyślnie. Nawet jeśli bardzo chcemy alby to trwało wiecznie. Nic nie jest wieczne. Miłość,ból..... Uczucia które kiedyś łączyły dwie osoby...
-Rozumiem...
Dlaczego muszę być taka słaba. Nie umieć poradzić sobie z bólem jaki zadało mi życie. Po paru godzinach przesiedzonych w szpitalu razem z rodzicami ruszyłam do domu rodzinnego.
Moje miejsce. Mój dom. To tu się wychowałam. Nic się nie zmieniło. Te same lasy,pola,ścierzki i domy. Wieś. Taka spokojna i malownicza oraz zwyczajnie nudna. Idealne miejsce by odpocząć i zregenerować siły. Oglądałam rodzinną miejscowość zza szyby samochodu. Mało się tu działo. W dzieciństwie jednak nigdy nie było nudno. Często spotykałam się z dzieciakami z okolicy. Teraz jednak większość wyjechała na podbój świata. Nic dziwnego.
Gdy dojechaliśmy szybko wysiadłam z samochodu. Nic się nie zmieniło. Ten sam ogród,dom,sąsiedzi. Wszystko było takie proste. Ale w tej prostocie tkwiło wyjątkowe piękno.
Po rozejrzeniu się po domu postanowiłam się przejść. Długi samotny spacer dobrze mi zrobi.
Szłam znaną mi polną ścierzką słuchając Castle on the hill Eda Scherran'a. Tak piosenka świetnie nawiązywała do mojego nastroju. Błądziłam po leśnych ścieżkach i polach aż w końcu dotarłam do jeziora. Był tam mały most. Jezioro otaczał las. A w oddali można było zobaczyć pagórki lasu i te zagospodarowane przez człowieka. Z kominów małych domków leciał dym. Na moście ktoś siedział. Szybko rozpoznałam tę osobę. Harry. Mój przyjaciel z dzieciństwa.
-Hej Harry-zagadnełam
-Cześć T.i. Fajnie Cię widzieć po latach. Wyładniałaś. Herbaty z termosu? -zapytał Harry
-Chętnie-zaśmiałam się- A wogóle to co Cię sprowadza do Holmes Chapel? Światowa gwiazda w małej wiosce...
-Chciałem odpocząć. Sława jest... Naprawdę wykańczająca. Po prostu pewnego dnia obudzilem się i powiedziałem "Mam dosyć, muszę zniknąc na jakiś czas." A ciebie? Co sprowadza?
-To samo. Ostatnio straciłiłam kogoś mi bardzo bliskiego i...
-Jeśli nie chcesz nie musisz mówić
-Chcę,ulży mi. Jeśli nie powiem tego co czuję to chyba eksploduję...
Opowiedziałam Harr'emu całą historię o moim i Williama związku
-Przykro mi. To musi być ciężkie stracić kogoś tak ważnego
-Cholernie ciężkie.
Harry otulił mnie kocykiem i przutulił. Wtuliałam się w jego ciepły tors okryty puchatym sfetrem. Tego mi brakowało. Takich silnych dłoni,które by mnie objeły. Nareszcie mi ulżyło. Podał mi biały kubek herbaty. Upiłam mały łyk. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę aż zadzwonił mój telefon.
-Cześć mamo
-T.i gdzie jesteś?
-Ym... Spokojnie zaraz wracam
-Ok
Rozłączyłam się. Pożegnałam się z Harry'm i zaczełam się oddalać.
-T.i....Może spotkamy się jutro?
Harry uśmiechną się czarująco
-Chętnie, gdzie i o której?
-Tutaj o tej samej porze,co?
-Okay
Ruszyłam swoją drogą do domu. To było naprawdę ciekawe spotkanie. Miło jest spotkać przyjaciela po latach. Osobę która zawsze Cię rozumiała. Z Harry'm znamy się od przedszkola. Czyli drugiego roku życia. 21 lat znajomości. Bywały te lepsze i gorsze chwile. Ale to i tak niezły wynik. Harry był moją bratnią duszą w gimnazium. Niektórzy brali nas za parę. Ale.... No, dużyłam się w Harry'm jakiś czas ale to było przejściowe zauroczenie. Z resztą bez wzajemności. Przynajmiejm ja tak uważam. Moje kumpele wmawiały mi że mu się podobam. Ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć.
Dzisiaj mam się spotkać z Harry'm. Założyłam czarne spodnie i bluzę z kapturem. Włosy lekko podkręciłam lokówką i zrobiłam lekki makijaż
-Mamo! Wychodzę!-zawołałam do rodzicielki z holu
-Gdzie?
-Umówiłam się z Harry'm. Wiesz Styles'em,synem Anne
-Tak,tak
-To pa!
-Pa kochanie...
Założyłam botki i czapkę i wyszłam z domu. Skierowałam się na most. Nie mam pojęcia dlaczego.... Ale strasznie cieszyłam się na spotkanie z Harry'm. Zupełnie jak dziecko ,które za chwilę dostanie nową zabawkę. Gdy dotarłam na miejsce zauważyłam Hazze. Siedział na kocu z koszem piknikowym.
-Cześć Harry!-zawołałam
-Hej T.i!-uśmiechną się słodko
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałam w jego oczach zrozumienie ale i...trosję i...miłość? Dobra to ostatnie to pewnie sobie urojiłam. Zielonooki zaprosił mnie na koc. Dużo rozmawialiśmy. Zjedliśmy jedzenie przyniesione przez Loczka i podziwialiśmy krajobraz Cholmes Hapel. To piękne miejsce. Takie malownicze ale też zwyczajnie nudne. I to jest piękne.
Przez parę następnych tygodnii regularnie spotykałam się z przyjacielem. Nie tylko na moście ale też na spacerach w parku w Ch.H lub lesie. Często też odwiedzaliśmy kawiarenkę na rogu niewielkiej uliczki. Ale naszym ulubionym miejscem i tak był pomost. Bardzo się zrzyliśmy. Często powracaliśmy myślami do czasów dzieciństwa. Ale stałym tematem też były nasze poprzednie związki. Powoli godziłam się ze śmiercią William'a. Stało się to dla mnie mniej bolesne. Jego rodzice nie oderwali się do mnie po jego śmierci. Nie odebrali ani jednego telefonu. A niby tak mnie lubili.... No ale stracić dziecko jest ciężko. Po części ich rozumiem. Muszą czuć się okropnie. Zwlekłam się z łóżka. Czas rozpocząć nowy dzień. Ostatni tydzień w Cholmes Hapel. Będę mogła powoli się żegnać z widokiem małej uliczki z parona latarniami za oknem. Prawie codziennymi spacerami po lesie lub miasteczku. Tymi pysznymi drożdżówkami z piekarnii i pysznej kawie którą piłam z Harry'm podczas rozmów. Właśnie, Harry.... Mam nadzieję że nasz kontakt się nie urwie. To wspaniałe że teraz widzimy się praktycznie codziennie. A tak? Ja pojadę do swojego mieszkania ,on do swojego...
Zeszłam do piwnicy by przynieść torebkę cukru. W drodze do spiżarnii zauważyłam błyszczący biały materiał. Weszłam do pokoju i ujrzałam moją suknię ślubną. Wisiała na wieszaku. Dotknełam talii wieszka ,którą otulał biały materiał. Była taka piękna. Zupełnie jak z bajki. Dla księżniczki... Williama zawsze nazywał mnie swoją księżniczką. Na niskiej pufie złożony byl mój welon. długi,koronkowy i piękny welon. Delikatnie wziełam go w dłonie i rozwinełam. Wpiełam go we włosy. W szkatułce znalazłam biżuterię. Ubrana w suknię ślubną popatrzyłam na swoje odbicie. Za dokładnie tydzień mielibyśmy się pobrać. 17 września. Lekka jesienna aura. Piękny stary kościół,kwiaty,lampiony,fajerwerki. Nasze wesele miało odbyć się w starym zamku na zachodzie Anglii. Malownicza okolica. Ale pod koniec lipca zdarzył się ten cholerny wypadek. William jechał spokojnie drogą i nagle wjechał w niego pijany kierowca. Jak potem ustalono w ten sposób popelnił sanobójstwo. A raczej chciał popelnic samobójstwo,bo przezyl wypadek. Ale tym samym zabił mojego narzeczonego. Nadal się nie pozbierałam. Nocami często płaczę. A na tapecie mojego telefonu,tabletu,laptopa nadal są nasze wspólne zdjęcia. Był cudownym męzczyzną. Takim z jakim chciałabym spędzic resztę życia. Rozumieliśmy się bez słów. Oboje lubiliśmy podróżowac. Zjeździliśmy mnustwo miast Europy i nie tylko tego kontynentu. Poznawaliśmy się przez 7 lat. Poznał nas wspólny znajony. Zostaliśmy przyjaciółmi i znajomośc potoczyła się dalej. A za tydzień miał odbyć się najważniejszy dzień mojego życia. Nawet nie zauważylam kiedy zaczełam płakać. Ryczałam jak bóbr. Aż nagle usłyszałam pukanie. Z początku chciałam zaczekac aż osoba która puka pójdze sobie. Ale ten ktoś nie dawał spokoju. Poszłam na górę. Zobaczyłam Harr'ego. Odrazu bez namysłu otworzyłam drzwi. Totalnie zapomniałam że mam ba sobie suknię ślubną i wyglądam jak panna młoda ze słabego i malo strasznego horroru. Gdy Harry mnie zobaczyl z jego ust znikną promienny uśmiech. Wiedzial co jest na rzeczy.
Harry vol 2
Rozhisterowana panna młoda. Oh brzmi ohydnie.
-Ymmm....Przyszedłem oddać Ci bluzę i..
Widać że był skrępowany. Oddał mi bluzę. Szybko się umówiliśmy na jutro.
Szybko ściągnełam z siebie suknię i ubrałam w normalne ciuchy.
Szłam właśnie na most by spotkać się z Harry'm. To było nasze ulubione miejsce na spotkania. Bylo tak ciszo i spokojnie. W końcu dotarłam. Harry siedział w wełnianej czapce na kocu. Po cichu do niego podeszłam. Krzyknełam a ten o malo co nie wpadł do jeziora
-Jak możesz mnie tak straszyć,T.i?
-Nie wiem
-Ta zniewaga krwi wymaga!
Harry zaczą mnie gonić. W tej chwili żałowałam że już od dwóch lat nie biegam. W końcu zdyszana. Odwróciłam się w jego stronę w ramach jego wygranej. Ten tylko na mnie wpadł potykając się o kamień.Do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum. Były bardzo męskie. Lekkie,ale męskie. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. W dole brzucha poczułam dziwne uczucie. Dawno go nie czułam. Było trochę jak...podniecenie? Ta sytuacja była trochę krępująca,ale ja czułam się niezwykle dobrze. Po chwili poczułam ciepłe wargi chlopaka na moich. Całował mnie zachłanie ale również delikatnie. Zupełnie jakby nie wiedział czy powinien to robić. Ale jednego jestem pewna. To nie było dobre. Parę miesięcy temu odszedł mój narzeczony a teraz całuję się ze Styles'em. To nie jest do końca w porządku. Jednak muszę przyznać że mi się podobało. Nie było to na miejscu, jednak nie mogłam się od niego oderwać. Moje dłonie powędrowały na jego policzki, a jego delikatne dłonie na moją talię. Po chwili chłopak oderwał się ode mnie. Po chwili pomógł mi wstać. Trzymając mnie za rękę zaprowadził z powrtotem na most. Nie wiedziałm co powiedzieć. Czy że było to nie na miejscu ,czy że mi się podobało. Z resztą, i tak nawet jakbym chciała coś powiedzieć to bym nie powiedziała. Ponieważ gardło związało mi się na supeł. Harry wyglądał jakby myślał nad wypowiedzią. Ciekawe czy powie żbym zapomniała czy jemu też się podobało. Nie lubiłam takiego milczenia. Chciałam przerwać ciszę ,ale zupelnie nie wiedziałam co powiedzieć. Było mnie stać jedynie na nędzne "Harry...". Po moich cichych słowach Harry spojrzał mi w oczy. Czułam że wszystko wie. Wie co szaleje w mojej głowie i sercu. Miał takie mądre oczy. Wróciły do mnie czasy gdy byliśmy młodsi. Podkochwiałam się w nim. W tamtych czasach mażyłam o tym pocaunku. Ale teraz nie byłam pewna czy robię dobrze.
-Wina?-Harry wyciągną zza pleców butelkę i uśmiechną aię łobuzersko
Kochałam tego Harr'ego, jako przyjaciela. Niegrzrczny Harry Styles. Najlepszy kompan na imprezę. Gdy mieliśmy 16 lat często chodziliśmy z przyjaciółmi na imprezy. Lub często płaciliśmy jakiemuś studentowi by kupił nam alkochol i plątaliśmy się po polach. Dobrze bylo mnieć 16 lat. Dzisiaj mam 23 i wszystko się skąplikowało. Przechwyciłam otworzoną butelkę winą a od Harr'ego. Upiłam duży łyk i oddałam przyjacielowi który zrobił to samo. Po paru łykach czułam się o wiele lepiej. Byłam już nieźle wstawiona. Miałam słabą głowę do alkocholu. Ale było to niezwykle ekonomiczne. Przynajmniej nue wydawałam wielu pieniędzy w klubach. Zaczeliśmy z Harry'm rozmawiać na różne tematy. Od seksu i tego jak beznadziejne uczą w szkołach do tematu mojego ślubu . Harry wcale nie był tak omamiony przez alkochol jak ja. Miał mocną głowę. Po chwili milczenia Harry przysuną się do mnie. Obją mnie w talii od tyu. Położył głowę na moim ramieniu. Słuchaliśmy "In the name of love" Bebe Rexkh'y. Wpatrywaliśmy się w krajobraz. Z jednej strony byłam smutna. Ta piosenka była wyjątkowa. Bardzo ją lubiłam. Do niej mieliśmy zatańczyć z Williamem pierwszy taniec. Po chwili poczułam jak Harry wstał. Wyciągną do mnie rękę
-Zatańczymy?-powiedział cicho i spokojnie
W odpowiedzi chwyciłam jego dłoń. Zaczeliśmy wolno tańczyć. Oparłam podbródek o bark szatyna. Kąciki oczu mnie zapiekły. Sama nie wiem dlaczego. Dlatego że William nie żyje czy dlatego że powoli zakochiwałam się od nowa w Stylesie. Uczucie sprzed lat wróciło. Ale nie chciałam go. Byłam rozdarta. Cierpiałam z powodu śmierci narzeczonego. Osoby którą znalam od 7 lat i kochałam z wzajemnością. Pieprzony psychopata. Chciał się zabić i w rezultacie zabił Will'a. Musiał komuś niszczyć życie. I to wielu osobom. Mnie,rdzinie Williama,naszym rodzicom,przyjaciołom. Nigdy nie wybaczę tego temu czlowiekowi. A co w tym jest najgorsze? Że on żyje a Willim umarł. Zaczełam histerycznie płakać w ramię Harr'ego. Ten mocniej przytulił mnie do siebie.
-Ciii..... Skarbie,nie płacz
Szeptał mi do ucha słowa pocieszenia. Piosenka na mojej playliście zmieniła się. Teraz sluchaliśmy "Someone like you live" Adele. Harry cicho śpiewał mi do ucha. Trochę się uspokoiłam. Bałam się miłości do Harr'ego. Było dla mnie po prostu za wcześnie. Nawet nie pozbierałm się do końca po śmierci Willa. Nie chciałam teraz go kochać i się angarzować. W zasadzie już nie chciałam go wcale kochać. Ale nie umiałam. Rozumiał mnie jak William. Nie potrafiłam go tak po prostu odtrącić. Wyrzucić z serca. Wdychałam chłodne powietrze sluchając Harr'ego. Chłopak uniusł mój podbródek ,abym patrzyła mu w oczy. Otarł lzy z mojego policzka. Przechylił swoją twarz ku mojej. Złożył na moich ustach delikatny pocaunek, który chwilę potem pogłębił. Pozwoliłam mu na to. Nie broniłam się. Byłam zbyt słaba psychicznie i rozbita. Okropne połączenie. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu na moście.
Harry vol 3
-T.i.......Kocham Cię-wyznał mi przed ostatniego wieczoru pobytu w Holmes Chapel.
-Ja ciebie tez Harry-odpowiedziałam szczerze
Dzisiaj już wygląda to inaczej. Nie dzieliła nas wielka odleglość w Londynie. Jedynie 3 ulice. Po roku związku zamieszkaliśmy razem. A dzisiaj jestem w ciąży. Styles nieźle się spisał... Tsa... 3 lata zwiazku. Ale nie wszystko jest tak wspaniałe jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Ja i Harry oczywiścue jesteśmy szczęśliwą parą. Kochamy się i nasze dziecko. Ale w naszym szczęściu jest jeden mankamęt. Moja kuzynka. Mieszkała w Londynie. Niedaleko nas. Często do niej chodziłam mimo iż wiedziałm ze to nie bezpieczne. Jej chłopak był jakimś psychopatą. Nie pozwalał jej odejść od siebie. Bił ją i gwałcił. Nie raz próbowałam przekonać ją by uciekła i zamieszkała ze mną i Harry'm. Chociaż na jakis czas. Ale ona nie chciała się zgodzić. Harry często złościł się na mnie że tam ciągle chodzę. Bo ten gość jest nieobliczalny i może mi coś zrobić. W zasadzie nie da się naszej konwetsacji nazwać kłótnią ani nawet sprzeczką. To głównie monolog Hazzy. Ale rozumiem go. On po prostu się martwi. O mnie i nasze dziecko. Rozumiem to. To jego dziecko, to on je splodził i nie pozwoli by kto kolwiek je skrztwdził. Świetnie odnajdzie się w roli ojca. Bardzo kocha nasze dziecko. Chodzi ze mną na każde badanie,USG, wizytę u ginekologa. Robi wszysto by pokazać że zależy mu na nas. Więc nie dzieię się że jest zły kiedy ja pakuję siebię i istotkę która noszę pod sercem w tarapaty i bezpiśrednie zagrozenie życia. Nie wiem po co Roksana wiazała się z tym draniem. Tak to wszystko byłoby w porządku. Ja bym była bezpieczna. Harry by się nie martwił a ona by nie cierpiała. Nie rozumiem jej. Zamiast odejśc od tego tyrana siedzi z nim. Chociaż..Może nie chce nas narażać. Wie że jestem w ciąży i gdyby tylko jej chlopak Nathan chciałby się zemścić na mnie i Harry'm zabiłby nasze dziecko. Ale to że jest titaj też nie działa do rze na moją ciążę. Ciągle się o nia boję. Gdy bylyśmy dziećmi każde wakacje spędzałyśmy razem. Nasi rodzice mieszkali w Anglii. Chociaż Londyn i Holmes Chapel dzieliło pierdyliard kilometrów to i tak często się spotykałyśmy. I teraz moze hej się coś stać
-Ale T.i. . Nie powinnaś się stresować i przemęczać. Ja tu się staram by tak nie było a ty pakujesz siebie i nasze dziecko w tarapaty. Piwiedz mi co ha man zrobić bys mnie posluchała i grzecznie siedziała w domu. Zamknąć cię na klucz w sypialnii? To chyba dobre wyjście, nie uważasz?-powiedział Harold z ironią
-Proszę nie
-Ale to chyba jedyne wyjście!- pisal mi szklankę soku ponarańczowego-Ja po prostu nie chcę btś tam chodziła i tyle. Powiedz czy wymagam tak wiele? T.i zrozum że robię to dla waszego dobra. Nie chcę aby wam się ciś stało,jesteście najwazniejszymi osovami w moim życiu..
Harry uklękną ba kanapie obok mnie. Trzymał moją dłoń i prawie plakał. Manipulant. Chce wzbudzic moja litość. Umial mnie przekonać. Odrazu mięklam patrząc na jego zielobe oczy i loki. Jak dodatkowo oczy mu lśniły od łez to totalnie przepadłam.
-Dobrze Harry... Będę zapraszac Roksanę tutaj,okay?
Harry mnie przytulił
-Okay, w domu nic wam się nie powinno stać
Widziałam radość w jego oczach. Nareszcie wygrał.
Przez następne tygodnie zapraszałam Roksanę do bas lub kawiarnii okbok naszego domu. Nie przychodzilam do jej i Nathana mieszkania. Bylam posłuszna Harr'emu w tej sprawie. Nie narażałam się. Bo nie mogłam. Jakby się dowiedział ze tam chodziłm to by mnie chyba rzeczywiście zamykał w sypialnii na klucz. Na szczęście nie miał się o co martwić.
Siedziałam właśnie z Roksaną w salonie baszego domu.
-Ale Roksi uwolniłabyś się od tego gnoja!
-Ale T.i, on wie że jesteś w ciaży i by zabił twoje i Harr'ego dziecko w ramach zemsty za wtrącanie aię w nie swoją sprawę.
-Ale to jest moja sprawa! Jesteś moją kuzynką do cholery!
-Proszę nie denerwuj się! Ciś Ci się jeszcze stanie i Harry będzie zly!
-Właśnie T.i! Jeszcze będę zły!-Hazz krzykną z holu.
Szybko poszlan ba spotka ie z ukochanym. Gdy tylko mnie zobaczył podbiegł do mnie i wbił się w moje usta.
-To ja już lepiej pójdę
Roksana chciala już wziąść swoją kurtkę ale Haary szybko zareeagował
-Lepiej nie Roksana,porozmawiajmy-odwrócil wzrok w moją stronę
-Okay-trochę nie chętnie powiedziała Roks
Usiedluśmy wszyscy na narozniku w salonie.
-Ale nie myslałaś aby to zglisić na policję? -zapyatl Harry Roksanę
-Co? Nieee.... Nie przyszlo mi do glowy aby wzywać na niego psy... Przecierz on nie jeat taki zły..
-Co ty pueprzysz,Roksana? On cię bije i gwalci! A ty tak mu to wybaczasz!?-uniosłam się
-Spokojnie kochanie-Harry dotkną mojego brzucha patrzac na mnie, chcąc mi uświadomić że nie mogę się denerwować w tyn stanie-A ty Raksana, powinnaś iść ba policję.
Po godzinnej i poważnej rozmowie z kuzynką, obiecała iść na policję. Ja i Hazz mamy jej towarzyszyć jako świadkowie przemocy.
Może nareszcie uwolni si4 od tego drania.
-Nie rozymiem jej..-powiedział Harold gdy Roksana wyszła
-Też,czemu jest z tym dupkiem... Po co ona w ogóle się z nim wiazała.... Już na początku mi się nie podobał. Narkoman,płatny zabójca,z i wyrokiem w zawiasach. To nie świadczy o nim najlepiej...-mówiłam spokojnie
-Masz rację kochanie-Harry pocałował mnie w policzek-Obiecuję że ja ciebie nigdy nie skrzywdzę-wymamrotał w moje włosy
-No ja mam nadzieję. Nie byłbaym taka jak Roksana.. -wtuliłam się w jego ciepłą bluzę
Harry pocałował mnie w czubek głowy. Był naprawdę cudowny. Żałuję że Roksana nie ma takiego partnra.
Nathan jest bardzo odpychający. Ale ona lubi bad boy'ów. I to ją zaprowadziło do tego beznadziejnego związku.
Przykro mi jest patrzeć na jej sytuację. Ja mam kochajacego chłopaka,jestem w ciaży mam ustabilizowane życie. A ona? Biedna ma tylko małe mieszkanko z zabójcą,który traktuje ją gorzej niż śmiecia. Ale mam nadzieję że ona też wyjdzie na prostą. Ja po śmierci William'a też czułam się fatalnie ale Herreh pomógł mi wrócić do normalnego,szczęśliwego życie. Tak samo ja teraz pomogę Roksanie. Bo ona na to zasługuje. Zaws,e mi ponagała, gdy rozstałam się z chlopakuem i w wielu innych sytuacjach. Jesteśmy jak siostry
-Kocham Cię Harry-wyszeptałam
-Ja ciebie też,skarbie. Nie martw się wszystko aię ułoży...A teraz chodź,ugotujemy coś bo padam z głodu
Uśmiechnełam się. Harry był strasznym głodomorem. Mógł zjeść całą lodówkę na raz,jak Niall. Poszliśmy do kochnii. Chwilę zastanawialiśmy się co zrobić. W końcu postawiliśmy na lazanię. Oboje lubiny kuchnię wloaką. Często pojawia się w naszym jadłospisie. Często razem gotujemy. Hary zwykle tylko pomaga. Ale i tak to lubi. Po skonczonym posiłku powiedzial że ma dla mnie niespodziankę. Usiedliśmy w salonie a Hazz podciągną rękaw bluzy
-Jak Ci się podoba?-powiedział
Ukazał mi się jeazcze świerzy tatuaż. Był zakejony "folią". Był śliczny. Moje imię i obok serduszko. Wziełam jego rękę jak najdelikatniej potrafiłam,aby nie zrobić mu krzywdy. Trudno było mi coś z siebie wydusić. To wspaniałe,ale czy nie będzie tego potem żałował? Tataż to zmiana ciala. A usuwanie jest niezwykle bolesne. Chociaż mam nadzieję że nigdy go nie pożaluje.
-Harry... To naprawdę piękne,ale nie będziesz tego potem żałował, Zayn też wytatuował sobie Perrie a potem...
-Ja nie jestem Zayn, i bardzo cię kocham i nigdy nie przestanę. Ten tauaż jest naprawdę ważny,bo zeobiłem go dla ciebie. Kocham cię i to się nie zmieni... Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Dla ciebie codziennie wstaję z łóżka. Bo wuem że zbaczę twój uśmiech. I będę patrzył jak będzie rozwijać się nasze dziecko...
-Też cię kocham
Złożył na moich ustach namiętny pocaunek.
-A jak urodzi się nasze dziecko to wytatuję sobię jego imię o tutaj-pokazał miejsce pod moim imieniem
-To słodkie
-Chciałym mieć córeczkę,malutką Darcy
-A niby większość facetów chce syna
-A ja chcę Darcy, taką malutką i słodziutką jak ty
-Jestem słodka?
-Bardzo słodka
-Ok, czyli jak będzie to córeczka to Darcy, a jak chłopiec?
-Nie wiem, ty wybierzesz,kochanie...
Vol 4
Song:wreacking ball
-I po coś mówił że jest dilerem?!
-A co?! Miałem powiedzieć "Ne no spokojnie panie władzo,on jest tylko płatnym zabójcą, dilerem i bije oraz gwałci swoja dziewczynę, to nic takiego,niech pan się nie przejmuje"?! To chcesz żeby Ci pomóc czy nie?! Tak to T.i tylko chodziła do ciebie do tego pieprzonego mieszkania i narażała siebie i nasze dziecko, a ty teraz nawet nie chsesz powiedzieć że to zwykły dupek! Nie szanujesz jej! Ani tego że mogła przez ciebie i tego skurwiela stracić dziecko! Moje, i jej dziecko! Dociera to do ciebue,kobieto?! Mógłbym stracić dziecko...
Harry krzyczal na Roksanę. Był bardzo zły. Sama też byłam. Mówiła na komisariacie tylko część rzeczy. Zupełnie jakby broniła Nathan'a. I to po tym co jej robił. Jak mogła być tak spokojna i poddana mu? Ja bym taka nie była. Cóż zawsze byłam trochę bardziej wybuchowa i awanturnicza. Ale co poradzę na to że ja bym nie dała się tak trktować? A ona? Ona to tak po prostu przyjmuje. Jak nietrafiony prezent na swięta,którego nie wypada oddać.
-Skoro tylko przeze mnie T.i się naraża to po co tu przyszedłeś?! No przecież należy się trzymać jak najdalej ode mnie,czyż nie?!
-Tego nie powiedziałem...Ale " tylko"? Czy ty coś sugerujesz?
-A żebyś wiedział! Wcale nie jesteś takim zajebistym partnerem za jakiego się uważasz! Jesteś...jesteś po prostu beznadziejny!
- I kto to mówi! A poza tym Roksana, jestem zły bo za wszelka cenę bronisz tego chuja!
- Taaa, święty się znalazł. Popatrz na siebie! Jesteś okropny!
To musiało wyglądać dziwnie. Harry obejmował mnie ramieniem i krzyczał na Roksanę. Przechodnie dziwnie na nas patrzyli. To na pewno nie był normalny widok. Tak po prosu idze sobie takie trio. I jedno na drugie wrzrszcy. I jeszcze ja z brzuchem. To na nie jest codzienny widok.
-Przestańcie!-krzyknełam
-T.i nie denerwuj się
-Skarbie,nie denerwuj się
Powiedzieli w tym samym czasie.
-Wisz że Ci nie wolno..-Harry położył dłoń na moim brzuchu
-Ciągle to powtarzasz...
-Bo ciągle o tym zapominasz
-Oh...
-I patrz! Kto ją doprowadza do nerw?!
-Roks,zamknij się-skarciłam kuzynkę
Ta sytuacja mnie już denerwowała. Ja ciągel się denerwowałam,Harry też a do Roks nadal nic nie docierało. Teraz to chyba Harry naprawdę zamknie mnie w sypialnii na klucz. Razem z Harry'm ruszyliśmy do naszwgo domu. A Roksana do mieszkania. Zaczynam mieć tego doyć. Nie zostawię jej, ale denerwuje mnie jej upartość. Zawzięcie broni Nathan'a. Jakby był jakimś jej Bogiem. A jest zwyklym kryminalistą. Wplatał ją w poważne kłopoty. Harry otworzył mi drzwi do domu. Zdjełam buty i płaszcz po czym powędrowałam do kuchni napić się wody. Byłam na niego trochę zła. W zasadzie to nie mam pojęcia dlaczego. Może dlatego że krzyczał na Roksanę lub ciągle mnoe upominał? Chociaż rzeczywiście. Harry trochę jest taki jak mówi Roksana. Wszystkich upomina a do siebie nie ma rzadnych pretęsji.
-T.i? Jesteś zła?
-Ta-nalalam wody do szklanki
-Co zrobiłem nie tak?-zapytał spokojnie
-Domyśl się..
Wypiłam zawartość szklanego naczynia
Zła poszłam do sypialnii. Weszłam na łóżko i wziełam z szafki nocnej książkę. Po chwili do pokoju przydeptał skruszony Harry
-T.i....-usiadł koło mnie-Nie powinienem przepraszam. Roksana jest omamiona przez Nathan'a a ja jej nie pomagam... Bo sam mam do wszystkich pretensje a do siebie nie.Ale zrozum że uominam cię ciągle tylko dlatego że nie chcę aby tobie coś się stało.Wybaczysz?
-......okay....ale masz być grzeczny
Harry mnie przytulił.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Ktoś chciał nawiązać ze mną połączenie. Roksana. Jest piąta rano. A jeśli coś się jej stało. Obedrałam połączenie
-T.i?
-Cześć Roks co jest?
-Przyjedź....-powiedziała płaczliwym glosem
-Ale co się stało?
-Potem ci powiem....Proszę
-okay
Rozłaczyłam się. Delikatnie wstałam z łóżka. Może to głupie i nieodpowiedzialne , ale zamierzam do niej jechać. Ona mi zawsze pomagała. Traz ja jej pomogę. Ubrałam się i wróciłam do sypialnii. Pocałowałam Hazze w poiczek. Wziełam teefon i wyszłam. Skierowalam się do mieszkania Nathan'a. Ulice byly puste. Co raz mogłam zayważyć jakąś parę,nastokatka czy rowezystę. Czasami tez samochody jechały po jezdni. Za dnia było tu dość ruchliwie. Razem ze Stylesem mieszkaliśmy w willi na obrzerzach Londynu. Chcieliśmy mieć spokój. Niedawno się tutaj przeprowadziliśmy. Jakichś 5 miesiecy temu. Nawet nie wiedziałam że Roksana mieszka niedaleko. Na poczatku wszystko było różowo. Spotykałysmy się na kawę,zakupy itd. Ale pewnego dnia powiedziała co Nathan jej robi. A ona go kocha jak głupia. Jest zaślepiona miłością. Oczywiście na początku ich znajomiści Nathan był cudownym,kochającym chłopakiem. Znalam go wtedy. A przynajmiejm mi się tak wydawało. Poznała nas któregoś razu. Przyjechałam do wuja i ciotki ,którzy byli jej rodzicami. Była tam Roks i Nathan. Odrazu złapaliśmy katakt. Harry jednak nie był co do niego przekonany. Miał rację. Nathan był zwykłym dypkiem.
Ludzie kórzy mieszkali w bloku gdzie znajdowało się miszkanie mojej kuzynki i jej oprawcy, dzwinie na mnie patrzyli. Byli to zwykli menele. Więc co robi tu ktoś tak jak ja? Pijacy,palacze,narkonani,dilerzy. Zła aura unosiła się w powietrzu wraz z nieprzyjemnym zapachem papierosów,alkocholu i zgnilizny. Weszłan do bloku. Grupa nastolatków palących zioło spojrzał na mnie. Były wśród nich dwaj na oko siedemnastolatkowie,jedna z pietnastolatka i dwie trzynastolatki. Oh. Trzynaście lat. Jednak nie zwróciłam na nich uwagi. Wspinałam się po schodach. Ramy były poobdzierane z farby. Ściny były posypane z tynku a podłoga brudna. Dobrze że ich mieszkanie jest na dole. Nie wyrobiłabym z tym brzuchem
Zapukałam do drzwi miszekania. Otworzyła mi zapłakana Roksana. Jej zawsze perfekcyjny makijarz był rozmazany. Ciemny tusz do rzęs spływal cienką rzeką wraz pomarańczowym cieniem i łzami po policzkach. Czerwone usta były rozcięte. Dolna warga jej drzała. Jej wlosy były potargane. A ubranie rozciągnięte i pidziurawione. Zupełnie inna osoba. Nie taką Roksanę znam. Ona zawsze była inspurujaca,kreatywna,przebojowa i charyzmatyczna. A teraz? Wrak człowieka. Zniszczone włosy,szara cera, cienie pod oczami po zarwanej nocce.
-Roksi!-przytuliłam kuzynkę-Co on Ci zrobił? Biedna ty moja...
-T.i.....
-Tu jesteś suko!-usłyszałam głośny krzyk za sobą
Szybko odwróciłam głowę. Stał za mną Nathan. Wymachiwał butelką szkockiej wisky. Stał pijany w progu. Na twarzy miał parę siniaków. Jego skurzana kurtka była rozdarta na rękawie. A wolnej dłoni trzymał parę działek prawdopodobnie mariuchuany. Z chukiem postawił butelkę na stole. Rzucił narkotyki na podłogę tak że zawartość jednej dzialki wysypała się na zapadającą się pod jego nogami podłogę,ale nie zwrócił na to uwagi. Zaczą się do nas zbliżać. Rzołądek mi się ścisną. Miałam wielką gulę w gardle.
-No proszę kto nas zaszczycił! Wielka T.i T.n a raczej T.i Styles. Jak twój kochaś,skarbie?-zaśmiał się obrzydliwie-Jak dzidziuś?
Połowyż dłoń na moim brzuchu,obrzydliwie śmiejąc. Szybko ją zabrałam z "domku monego i Harr'ego maleństwa"
-A teraz wybacz ale muszę zająć się swoją dziewczyną-odepchną mnie na bok. Ledwie co się nis przewróciłam
Wiem, to było niebezpieczne. Narażałam nie tyllko siebie. Gdybym upadała na brzuch mogłabym bawet poronić. Na szczęście złapałam równowagę.Podszedł do Roksany i zaczą ją szarpać
-Zostaw ją!-krzyknełam
-Zamknij ryj! Ciesz się że tobie nic nie zrobię! Nie wypada bić ciężarną. A teraz wypieprzaj z tąd!-odwrócił się w moją stronę
-Jak ją zostawisz...-powiedziałam bez przekonania
-Sam cię wyproszę
Zaczą iść w moim kierunku. Szybko wyszłam pośpiesznym krokiem z mieszkania. Wyszłam jak najszybciej umiałam z bloku mijając grópkę młodzieży która nadal ćpała.Wziełam telefon z kieszeni spodni. Zadzwoniłam do Harr'ego
-Harry?
-T.i?! Gdzie ty jesteś?!
-Pod mieszkaniem Nathan'a i Roksany. Przyjeź...Proszę,potrzebuję cię tuataj-pociągnełam nosem
-Już jadę-powieział
Harry się rozłączył. Była 5:45 pierwsi ludzie wyszli po zakupy,na spacer z psem lub po prostu pobiegać. Było prawie jasno. Po jakiść 10 minutach Harry stał już obok mnie.
-Harry. Trzeba pomóc Roksnie,chodź!-ciągnełam go za ręwak bluzy w stronę mieszkania.
-Ty zostajesz w samochodzie
-Ale..
-Nie ma ale T.i. Idź nie może ci się nic stać,kochanie
Pocałowałmnie w czubek głowy a posłusznie poszłam do samochodu. Miałam wielka ochotę pójść za nim. Ale chyba by mnie udisił jakbym go nie posłachała w tak poważnej sprawie.
Nagle poczułam ogromny ból w dole brzucha. Zaczełam wydzierać się na całe gardło. Do smaochodu podbiegł jakiś męzczyzna i otwotżył dzrzwi samochodu
-Nic pani nie jest?-zapytał przestaraszonym glosem
-Niech pan dzwoni po kaaaaaaaaaaaretkę...!!!
Po jakischś paru minutach,które dla mnie były jak wieczność, przyjechała karetka. Właśnie wtedy Harry i Roksana wyszli z bloku. Loczek odrazu pojawił się koło mnie
-T.i? T.i nic ci nie jest?
-Niech pan się odsunie.
Wnieśli mnie na noszach do pojazdu
-Przepraszam przepraszam, Mogę z nią jechać
-A kim pan jest?
-Jesten ojcem diziecka iiii... Jej narzeczonym! Proszę mnie wpuścić!-Harry robił awanturę
-Dobra...-odburkną jeden z męzczyn
Harry szybko wpadł do karetki i złapał mnie za dłoń. Męzczyźni usiedli z przodu.
-Narzeczony? Aleś wymyślił-powiedziałam cicho
-A miałem inne wyjście?-ucalował moją dłoń-Wszystko będzie dobrze,obiecuję
Krzyczałam z bólu. Brzuch mnie bolał jak cholera. Widzialam w oczach mojego "narzeczonego" łzy. Bardzo się martwił.
Harry prov
-T.i...
T.i już od tygodnia jest w śpiączce. Niby nic jej nie jest. Ale... Niech się wybudzi. Na szczęście oboje są zdrowi. Ona i dziecko. Przez stres coś się skąplikowało. Mimo iż powiedziałem że jestem narzeczonym, to lekarze jakoś niechtnie udzielali mi informacji o stanie zdrowia T.i i dziecka. Ale ważne że ona i dziecko żyje. Lekarze mówią że prawie co doszlo do poronienia. Mogłem stracić moje dziecko. Istotkę której dałem życie. Która jest dla mnie ważna jak cholera chocuaż jej nigdy nie widziałem.
Siedziałem na krześle w szpitalu. Ściskałem dłoń T.i. Na przeciwko mnie stała Roksana. Nie rozmwialiśmy. Byłem na nią cholernie zły. Gdyby nie jej głupota T.i by tu nie było. Siedziłaby ze mną w domu. Absolutnie bezpieczna. Ona i nasz maluch. Nie lezałaby podpięta do tej aparatury. Gfybyśmy przeprowadzili się na drugi koniec Londynu i nke mogłaby widywać się z Rokasą i Nathan'em. Gdybym lepiej jej pilnował. Nic by jej się nie stało. Byłaby bezpieczna. To moja wina że tu leży. Tylko moja wina.
Powoli napływały do moich oczu łzy. Nie chciałem płakać. Pokazywac jaki jestem słaby. Poczułem dłoń na ramieniu. Roksana podała mi chusteczkę
-Przepraszam, gdyby nie to że byłam taka głupia T.i nic by się nie stało. Nie leżałaby tutaj i jej ciąża byłaby od początku bezpueczna. Jeśli coś aię stanie qaszemu dziecku to nigdy sobie tego nie daruję...Ja... Naprawdę...-zaczeła płakać- Przepraszam. Nie powinnam tak angażować T.i w moje życie. Wiedziłan że jest w ciaży i oboje kochacie to dziecko. Że nie moze się deberwować. Nie powinnabyłam jej mówić.. Wsztstko byłkoby okay. Jeśli coś się stanie...
Słuchałem jej płacząc. Nawet na chwilę nie puściłem dołoni ukochanej. Po chwili poczułem zupełnie jakby ją ściskała. Jej powieki uchyliły się pokazując jej piękne oczy. Niedoeierzalem w to. Ale to było ralne i piękne.
-Roksana! Roksana,wołaj lekarza!
Do sali wpadała pielęgniarka, potem lekarz. Wyprosili nas z sali. Nerwowo bawiłem się palcami. Chodziłem w kółko. Mam nadzieję że szybko będę mógl ją zobaczyć. Po dłuższej chwili lekarz wyszedł
-Może pan zobaczyć narzeczoną
Szybko wszedłem do sali. T.i patrzyła na mnie ptzestaraszona
-Co z dzieckiem?-zapytała
-Nie denerwuj się. Wszystko dobrze-pogłaskałem ja po brzuchu i uśmiechnąłem się.
Uśmiechbeła się i położyła swoją małą i delukatną dłoń na mojej. Wbiłem się w jej słodkie usta. Tak bardzo mi ich barkowało. Przestałem idczuwać zmęczenie i glód.
Roksana prov
Mam nadzieję że nic jej nie jest. Tera sobue uświadomułam że byłam naprawdę żałosna. Zaślepiona miłością do Nathan'a. Lekarz powiedział że mogę wejść. Jednak czekałam godzinę od wybudzenia się jej. Nie mialam odwagi spojrzeć jej w oczy. Ale zebralam się na odwagę. Lekko uchyliłan drzew i zahrzałam do sali.
Haery i T.i leżeli przytuleni do siebie. Oboje spali. Wyglądali tak uroczo.
Dzisiaj z Harry'm jadziemy do Holmes Chapel do naszych rodziców. Siedziałam w samochodzie i przyglądałam się samochodom zza szybki. Wczoraj wróciłam dodomu ze szpitala. Harry był bardzo zly że poszlan do Roksany. Jak powieduałam mu całą prawdę,przez cały wieczór i następny dzień się nie odzywał.
Strasznie mi się nudziło. Harry skupiał się na drodze,w radiu leciały hity jesieni, a ja zupełnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. W końcu odezwałam się do nadal obrażonego na mnie Harr'ego
-Harry..
-Tak?-mrukną skupiając się na prowadzeniu samochodu
-Przepraszam...-pogłaskałam go po policzku-Następnym razem nie będę.... Wiem że jesteś zły...
-Tak T.i, jestem zły. Bo nie uszanowałaś mojego zdania i zrobiłaś jak chcesz nawet nie patrząc co do ciebie mówię. Mogło ci się coś stać. Tobie i naszemu dziecku. Wiesz że ten człowiek jest nieobliczalny. Wiesz jak się bałem jak do mnie zadzwoniłaś nad ranem? Byłem przerażony. Już wymyślałem sobie najczarniejsze scenariusze. T.i,wystarczyło rzeby on cię popchną a ty byś upadła na brzuch. Rozumiesz popchnąć, nic więcej! Dociera do ciebie co mogłoby się stać? Mogłem was stracić na zawszę. Mogłabyś poronić! Nasze dziecko mogłoby już nie żyć! Przecież ja bym tego nie przeżył. Niby nasze dziecko nie było zaplanowane ale kocham je i nie pozwolę by kto kolwiek je sorzywdził-powiedział rozrzalony i zły
-Już nie będę. Następnym razem cię posłucham...
-Mam nadzieję. Wiem że nie lubisz jak cię tak upominam ,ale ciągle się narażasz. Więc od dzisiaj chyba będę cię pilnował. Bo ty się zawsze wymkniesz. Zawsze masz jakiś plan jak się narazić
-Wiesz że nie robię tego specjalnie. Po prostu Roksana jest dla mnie bardzo ważna...
-Ważniejsza niż dziecko?-zapytał z ironią
-Doskonale wiesz że tak nie jest
-Oh...Następnym razem masz tak nie robić. Ciągle się modliłem abyścue przerzyli i byli zdrowi. Jakby dziecku albo tobie się coś stało...Nie nawet nie chcę o tym myśleć. O tak zrobię sobie przerwę w karieże i będę cię pilniwał. Bo tylko go zadziała...
-Ale wszystko jest okay. Obiecuję,poprawię się. Będę siedzieć w domu jeśli cię to uszczęśliwi
-Nie musisz siedzieć w domu. Ważne żebyś po prostu była bezpieczna.
Harry wzią moją dłoń ze swojego policzka i pocałował.
-Jesteśmy! Harry krzykną w progu domu Anne i Robin'a.
Anne,Robin i moi rodzice odrazu przyszli się z nami przywitać.
Podczas rodzinnej kolacji postanowiliśmy im powiedzieć. Prze cały czas chamowałam śmiech. Co nie wychodziło mi za dobrze. Tym samym rozśmieszałam Hazzę. Oboje śmieliśmy się zupełnie jakbyśmy byli niezruwnoważeni psychicznie. Rodzice spojrzeli na nas jak na wariatów.
-Boże T.i.... Starczy,bo zaraz chyba się uduszę z tego śmiechu...
-Oby nie-uśmiechnełam się
-Dobra.... Więc mamy wam coś ważnego do powiedzenia z T.i....
-Jestem w ciąży!-w końcu pisnełam radośnie
-Zepsułaś mi wejście....i mowę....godzinę ją układałem...
-Oj przepraszam
Rodzice zaczeli nam gratulować. Cieszyłam się. Wszystko było tak jak sobie z Harry'm wyobrażaliśmy. Po kolacji poszliśmy na szybki spacer. Tak nie jesteśmy normalni. Jest już ciemno a my idziemy na spacer. Zebraliśmy się i ruszyliśmy chodnikiem. Lampy paliły się dawając słabe światłio.
Spacer nam się udał. Właśnie siedzieliśmy w salonie z rodzicami i oglądaliśmy jakiś film. Harry głaskał mnie po dosyć większym brzuszku. Za 5 miesiecy na świat przyjdzie nasze dziecko. Dopiero na następnej wizycie u ginekoliga mamy dowiedzieć się czy nasze dziecko będzie chłopcem czy dziewczynką. Harry bardzo chciałby córeczkę Darcy.
-Jak chcielibyście nazwać dziecko?-zapytała w końcu moja mama
-Jeśli to będzie dziewczynka to nazwiemy ją Darcy,a jeśli chłopiec to zastanawialiśmy się nad Jack'iem
-Chociaż zastanawialiśmy się nad James'em czy Logan'em-powiedziałam
-Albo Des'em-dodał Harry
-Des,chcieliście nazwać dziecko Des? Jak ojciec Harr'ego?-Anne nie była zbyt zadowolona
-Przeszło mi to przez głwę. To ładnie brzmi Des Styles lepiej niż na przykład Jack Styles-bronił nas Harry
Razem z rodzicami omawialiśny jakie może być moje i Hazzy dziecko. Do kogo będzie bardziej podobne z wyglądu, a do kogo z charakteru. Zastanawialiśmy się nad imieniem dla chłopca. Cóż, Harry nie ustąpi. Jeśli to będzie dziewczynka to na 1000000% Darcy. Podoba mi się to imię więc nie ma problemu.
Leżałam własnie na łóżku w pokoju Hazzy. Styles ciągle mówił do naszego dziecka. Gadał jak najęty. Spiewał m.in "From the dinig table" czy "Sweet Creature" z jego wlasnej płyty. Lub "Secret Love Song" Little Mix i wiele innych piosenek
-T.i, pójdziemy jutro na most?
-Nie wiem. Ostatnio coraz trudniej mi się chodzi...
-Nie martw się zaniosę cię-oboje się zaśmielismy-Ciekaw jestem czy to będzie dziewczynka czy chłopiec...
-Też, ciekawe jak będzie wyglądć
-Z takimi rodzicami na 100% pięknie. Nasz aniołek-pocałował mój brzuch-I gdyby nie to że prezerwatywy w domu się skończyły, nie mielibyśmy tego skarbu...
-uśmiechną się
-Kocham Cię, Harry
-Ja ciebie też T.i i naszą Darcy lub Des'a... Będzie trzeba w końcu wybrac to imię...
-Najpierw trzeba dowiedzieć się czy to będzie chłopiec czy dziewczynka
Rano miejsce obok mnie było puste. Gdzie był Hazz? Odpowiedź przyszła dośc szybko. Razem ze śniadaniem do łóżka.
-Kochany jesteś-powiedziałam smarując gofra nutellą
-Dla ciebie wszystko
~6 day leter~
-To będzie dziewczynka!Gratulacje! Macie państwo juz wybrane imię-uśmiechneła się do nas blondynka,która była ginekoligiem
-Darcy-powiedział z domą Styles
-Darcy Styles,ślicznie-uśmiechneła się
Po paru minutach opuściliśmy gabinet.
~5 miesięcy leter~
-Harry?!Harry!Haaaaaaaaaaaaarrrryyyyyyyyyy!!!
-Kochanie co się dzieje?-Hazz wpadł do samochodu.
Właśnie jechaliśmy do domu z zakupów.
-To już!Aaaaaaaaaaaaaaa!!!Ha-Harry...
Styles szybko wsiadł na miejsce kierowcy i zaczą pędzic do szpitala. Ból był nie do wytrzymania. W międzyczaaie odeszły mi wody. Szybko wzieli mnie na pododówkę
-Proszę przeć pani T.i-powiedział spkojnie lekarz,widać że pewnie już miliony razy odbierał poród
-Harryyyyyyyyyyyyyyyyyyy! Nie wytrzymam! To tak strasznie boli. Ohhhhh...-płakałam i ściskałam ręję Loczka
-Kochanje,wytrzymaj. To dla Darcy. No dalej,wiem ze potrafisz!
Wysililam się ostatni raz. Po chwili usłyszeluśmy krzyk dziecka. Naszego dziecka.
-Chce pan przeciać pępowinę?-lekarz zwrócił się do Harry
Harry jedynie w odpowiedzi wzią nożyczki i zrobił to co do niego należało. Szybko umyli i zawineli w kocyk Darcy. Przenieśli mnie do innej pustej sali. Była przytulniejsza niż inne. Łóżko było mniej obdarte z farby i miększe. Ściany były pomalowane na jansy róż a w oknievl była toleta "dzień,noc".Harry siedział na krześle i trzynał moje dłonie. Czułam się naprawdę źle. Byłam koszmarnie rozpalona i czerwona na twarzy. Musiałam wyglądać okropnie. No ale to był długi porób,według mnie. Lecz czego się nie robi dla własnego dziecka. Po chwili wszystkie problemy odeszły. Pielęgniarka podała mi Darcy. Była ubrana w biało-różowy kaftan i owinięta białym kocykiem. Spojrzałam na Liczka który popłakał się. Ręce na których było parę pierścionków,trzesły mu się. To był dziwny widok. Zupełnie jakby się bał,a trudo jest zobaczyć Harr'ego który aż tak się boi. Chociaż w moich oczach też pojawiły się łzy. Nareszcie będziemy mogłi ją zobaczyć,dotknąć,przytulić czy pocałować. Pielęgniarka ostrożnie podała mi zawiniątko i uprzedziła że za parę minut przywiezie łóżeczko i zabiorą naszego aniołka na badanie,które stodunkowo mają nie trwać długo. Pielęgniarka wyszła a ja momętalnie spojrzałam na Darcy. Była taka śliczna. Miała zgrabny niosek i waskie usta. Była nasza. Tylko i wyłącznie.
-Ma twój nosek-poeiedział Harry nachylając się do nas
-Chcesz ją potrzymać?-zapytałam Hazze
-A mogę?-zapytał z nadzieją w głosie
-Jasne,to tez twoja córeczka
Harry wzią ją na ręce. Siedział na boku łóżka
-Jaka ty jesteś piękna,Darcy. Taka piękna jak mamusia.
-Teraz to na pewno nie jestem piękna
-Nie prawda. Ty zawsze wyglądasz cudownie.
Harry śpiewał naszej córeczce. Byłam taka szczęśliwa. Była nareszcie z nami. Cała i zdrowa. Co prawda byłam wykończona ale w tej chwili to się nie liczyło. Teraz najważniejsza była ona
Poród trawał 10 godzin. Oddychało mi się trochę ciężko ale mimo wszystko byłam dumna z samej siebie. Po chwili pielęgniarka przywiozła łóżeczko. Harry delikatnie odadł jej naszego aniołka. Po czym pracownica angielskiej słóżby zdrowia wyszła
-Jak się czujesz?-zapytał gładzac kciukiem zewnętrzna częąść mojej dłoni.
-Zmęczona jestem i głodna. Ale szczęśliwa-spojrzalam na łózeczko Darcy.
-Byłaś dzielna. Poczekaj, przyniosę ci coś do jedzenia. Hazz pocałował mnie w czoło i wyszedł. Zamknelam oczy. Trudno było. A to był poród bez komplikacji. Co dopiero kobiety z takimi problwmami lub gdy mają do urodzenia dwójkę albo trójkę dzieci! Po chwili usłyszałam kroki. Hazz szedł w moją stronę. Na szawce połizył sok pamaranczowy,herbatę i drożdżówkę. W tym czasie kobieta w kilcie przyniosła nam Darcy i oznajmiła że wszystko jest dobrze. Nie przyjmowałam do siebie myśli że w ogóle coś mogłoby być źle.
-Śpi-oznajmil i pidał mi jedzenie,które natychmiadt zaczełam pochłaniać.
-Jest cudowna,taka mała,słodka i śliczna. Po prosu aniołek. Tylko nasz aniołek. -Położył się obok mnie i obją-i pomyśleć że to ja ją stworzyłem
-I ja-wymamrotałam pijąc sok
-My oboje. To cudowne uczucie zostać tatą.
-I gdyby nie smierć Williama to byśmy nie byli razem... I Darcy by się nie urodziła
-I wszystko byłoby w moim życiu to inne. A tak mam was... To vhyba nie jest dobre...ale czasami dziękuję Bogu za jego śmierć
-W zasadzie to...to ja czasami też. Kochałam go. Ale dzięki jego śmierci mam was.
Nagle dzrzi sali otworzyły się. Zobaczyłam wszystkich moich i Loczka porzyjaciół. One Direction, Little mix.
-Niespodzianka!-wszyscy krzykneli
Perrie,Jade,Jesy i Leigh szybko do m ie podbiegły i przytuliły. Po chwili dołączyła do nas Cheryl,dziewczyna Liam'a i Eleonor. Harry poszedł do swoich przyviół
-Dziewvzyny! Nie musiałyście-powiedziałam patrząc na tonę prezentów i kwiatów
-Ale chiciałyśmg!-pisneła Leigh
-A przy okazji nieskromnie mówiąc to my to ukartowałyśy-zaśmiała się Jade
-Zebrałyśmy chlopaków i Cheryl i El-uśmiechneła się Perrie
Wszyatkie mnie jeszcze raz przytuliły i gratulowały. Harry wzią Darcy na ręce i wszyscy zlecieli się do niego by ją oglądać. Ciągle mówili że jest śliczna i jaką częśc twarzy ma po kim. Byli wszyscy moi przyjaciele Louis,Liam,Niall,Leigh,Jade,Jesy,Perrie,Cheryl,Eleonro i nawet Zayn. Z Zayn'em bardzo się przyjaźniłam. Harry nadal był na niego obrażony,ale w chwili obecnej rozmawiali normalne. Cieszyłam się tym. Ale po chwili i tak zasnełam.
Po paru godzinach wypisali mnie i Darcy ze szpitala. Oczywiście nasi przyjaciele chcieli zrobić nam imprezę ale ja i Harry powiedzieliśmy że chcielibyśmy wypocząć. Byliśmy zmęczeni. Poród w nocy. Potem dluga wizyta przyjaciół. Mnie bolało całe ciało. Ale dla Darcy wszystko. Właśnie przesuwalam klucz w zamku. Harry stał za mną z nosidelkiem z Darcy i moją torebką. Po chwili dostaliśmy się do domu. Tęskinłam za tym. Oczywiście już nic nie będzie takie samo. Ale jedno się nie zmieni. Kocham Harr'ego
-Mamusiu, co się stało?
Zapytała siedmio letnia dziewczynka w różowej sukience. Jej włoski zaplecione były w dwa schludne warkoczyki. Mała trzymała w dłoni białego misia z różową kokardką ubranego w jej stary niebieski kaftan.
Mataka podnioała wzrok na dziewczynkę.
-Kochanie...
-Mamusiu,czemu płaczesz? Coś się stało...złego?
-Skarbie... Bo widzisz od dzisiaj tatuś nie będzie z nami mieszkał...
-Ale...czemu?- zachlipiała dziewczynka
-To trudne myszko
-A zostaniesz ze mną mamusiu,prawda?
-Oczywiście,zawsze będziemy razem. Pamiętaj ja i tatuś bardzo cię kochamy
***
Miłość. Takie skomplikowane uczucie. Nie każdy może je poczyć. A Ci którzy poczuli zwykle przez nie cierpią. Siedziałam właśnie w szpitalu. Nogi miałam podkulone pod brodę. Z moich oczu kapały łzy. Poczułam rękę na ramieniu a potem drugą na drugim. Nie musiałam się odwracać. Wiedziałam kim są właściciele dłoni spoczywających na moich barkach. Ludzie którzy prowadzili mnie przez życie. Podniosłam głowę i dostrzegłam niebieskie oczy matki. Potem przeniosłam je na ojca. Czarne jak węgiel oczy zabłyszczały.
-T.i... Pamiętaj córeczko, będziemy, zawsze gdy będziesz tego potrzebować...
-Mamo.... On.... To nie jest możliwe. Zawsze mówiliście że jeśli dwoje ludzi się kocha...to...to..zawsze będą razem... A wy, ja i William... To nie przetrwało.... On Umarł.
-T.i.... Życie wybrało dla ciebie inny scenariusz, tak jak dla nas. Nie wszystko zawsze idzie pomyślnie. Nawet jeśli bardzo chcemy alby to trwało wiecznie. Nic nie jest wieczne. Miłość,ból..... Uczucia które kiedyś łączyły dwie osoby...
-Rozumiem...
Dlaczego muszę być taka słaba. Nie umieć poradzić sobie z bólem jaki zadało mi życie. Po paru godzinach przesiedzonych w szpitalu razem z rodzicami ruszyłam do domu rodzinnego.
Moje miejsce. Mój dom. To tu się wychowałam. Nic się nie zmieniło. Te same lasy,pola,ścierzki i domy. Wieś. Taka spokojna i malownicza oraz zwyczajnie nudna. Idealne miejsce by odpocząć i zregenerować siły. Oglądałam rodzinną miejscowość zza szyby samochodu. Mało się tu działo. W dzieciństwie jednak nigdy nie było nudno. Często spotykałam się z dzieciakami z okolicy. Teraz jednak większość wyjechała na podbój świata. Nic dziwnego.
Gdy dojechaliśmy szybko wysiadłam z samochodu. Nic się nie zmieniło. Ten sam ogród,dom,sąsiedzi. Wszystko było takie proste. Ale w tej prostocie tkwiło wyjątkowe piękno.
Po rozejrzeniu się po domu postanowiłam się przejść. Długi samotny spacer dobrze mi zrobi.
Szłam znaną mi polną ścierzką słuchając Castle on the hill Eda Scherran'a. Tak piosenka świetnie nawiązywała do mojego nastroju. Błądziłam po leśnych ścieżkach i polach aż w końcu dotarłam do jeziora. Był tam mały most. Jezioro otaczał las. A w oddali można było zobaczyć pagórki lasu i te zagospodarowane przez człowieka. Z kominów małych domków leciał dym. Na moście ktoś siedział. Szybko rozpoznałam tę osobę. Harry. Mój przyjaciel z dzieciństwa.
-Hej Harry-zagadnełam
-Cześć T.i. Fajnie Cię widzieć po latach. Wyładniałaś. Herbaty z termosu? -zapytał Harry
-Chętnie-zaśmiałam się- A wogóle to co Cię sprowadza do Holmes Chapel? Światowa gwiazda w małej wiosce...
-Chciałem odpocząć. Sława jest... Naprawdę wykańczająca. Po prostu pewnego dnia obudzilem się i powiedziałem "Mam dosyć, muszę zniknąc na jakiś czas." A ciebie? Co sprowadza?
-To samo. Ostatnio straciłiłam kogoś mi bardzo bliskiego i...
-Jeśli nie chcesz nie musisz mówić
-Chcę,ulży mi. Jeśli nie powiem tego co czuję to chyba eksploduję...
Opowiedziałam Harr'emu całą historię o moim i Williama związku
-Przykro mi. To musi być ciężkie stracić kogoś tak ważnego
-Cholernie ciężkie.
Harry otulił mnie kocykiem i przutulił. Wtuliałam się w jego ciepły tors okryty puchatym sfetrem. Tego mi brakowało. Takich silnych dłoni,które by mnie objeły. Nareszcie mi ulżyło. Podał mi biały kubek herbaty. Upiłam mały łyk. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę aż zadzwonił mój telefon.
-Cześć mamo
-T.i gdzie jesteś?
-Ym... Spokojnie zaraz wracam
-Ok
Rozłączyłam się. Pożegnałam się z Harry'm i zaczełam się oddalać.
-T.i....Może spotkamy się jutro?
Harry uśmiechną się czarująco
-Chętnie, gdzie i o której?
-Tutaj o tej samej porze,co?
-Okay
Ruszyłam swoją drogą do domu. To było naprawdę ciekawe spotkanie. Miło jest spotkać przyjaciela po latach. Osobę która zawsze Cię rozumiała. Z Harry'm znamy się od przedszkola. Czyli drugiego roku życia. 21 lat znajomości. Bywały te lepsze i gorsze chwile. Ale to i tak niezły wynik. Harry był moją bratnią duszą w gimnazium. Niektórzy brali nas za parę. Ale.... No, dużyłam się w Harry'm jakiś czas ale to było przejściowe zauroczenie. Z resztą bez wzajemności. Przynajmiejm ja tak uważam. Moje kumpele wmawiały mi że mu się podobam. Ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć.
Dzisiaj mam się spotkać z Harry'm. Założyłam czarne spodnie i bluzę z kapturem. Włosy lekko podkręciłam lokówką i zrobiłam lekki makijaż
-Mamo! Wychodzę!-zawołałam do rodzicielki z holu
-Gdzie?
-Umówiłam się z Harry'm. Wiesz Styles'em,synem Anne
-Tak,tak
-To pa!
-Pa kochanie...
Założyłam botki i czapkę i wyszłam z domu. Skierowałam się na most. Nie mam pojęcia dlaczego.... Ale strasznie cieszyłam się na spotkanie z Harry'm. Zupełnie jak dziecko ,które za chwilę dostanie nową zabawkę. Gdy dotarłam na miejsce zauważyłam Hazze. Siedział na kocu z koszem piknikowym.
-Cześć Harry!-zawołałam
-Hej T.i!-uśmiechną się słodko
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałam w jego oczach zrozumienie ale i...trosję i...miłość? Dobra to ostatnie to pewnie sobie urojiłam. Zielonooki zaprosił mnie na koc. Dużo rozmawialiśmy. Zjedliśmy jedzenie przyniesione przez Loczka i podziwialiśmy krajobraz Cholmes Hapel. To piękne miejsce. Takie malownicze ale też zwyczajnie nudne. I to jest piękne.
Przez parę następnych tygodnii regularnie spotykałam się z przyjacielem. Nie tylko na moście ale też na spacerach w parku w Ch.H lub lesie. Często też odwiedzaliśmy kawiarenkę na rogu niewielkiej uliczki. Ale naszym ulubionym miejscem i tak był pomost. Bardzo się zrzyliśmy. Często powracaliśmy myślami do czasów dzieciństwa. Ale stałym tematem też były nasze poprzednie związki. Powoli godziłam się ze śmiercią William'a. Stało się to dla mnie mniej bolesne. Jego rodzice nie oderwali się do mnie po jego śmierci. Nie odebrali ani jednego telefonu. A niby tak mnie lubili.... No ale stracić dziecko jest ciężko. Po części ich rozumiem. Muszą czuć się okropnie. Zwlekłam się z łóżka. Czas rozpocząć nowy dzień. Ostatni tydzień w Cholmes Hapel. Będę mogła powoli się żegnać z widokiem małej uliczki z parona latarniami za oknem. Prawie codziennymi spacerami po lesie lub miasteczku. Tymi pysznymi drożdżówkami z piekarnii i pysznej kawie którą piłam z Harry'm podczas rozmów. Właśnie, Harry.... Mam nadzieję że nasz kontakt się nie urwie. To wspaniałe że teraz widzimy się praktycznie codziennie. A tak? Ja pojadę do swojego mieszkania ,on do swojego...
Zeszłam do piwnicy by przynieść torebkę cukru. W drodze do spiżarnii zauważyłam błyszczący biały materiał. Weszłam do pokoju i ujrzałam moją suknię ślubną. Wisiała na wieszaku. Dotknełam talii wieszka ,którą otulał biały materiał. Była taka piękna. Zupełnie jak z bajki. Dla księżniczki... Williama zawsze nazywał mnie swoją księżniczką. Na niskiej pufie złożony byl mój welon. długi,koronkowy i piękny welon. Delikatnie wziełam go w dłonie i rozwinełam. Wpiełam go we włosy. W szkatułce znalazłam biżuterię. Ubrana w suknię ślubną popatrzyłam na swoje odbicie. Za dokładnie tydzień mielibyśmy się pobrać. 17 września. Lekka jesienna aura. Piękny stary kościół,kwiaty,lampiony,fajerwerki. Nasze wesele miało odbyć się w starym zamku na zachodzie Anglii. Malownicza okolica. Ale pod koniec lipca zdarzył się ten cholerny wypadek. William jechał spokojnie drogą i nagle wjechał w niego pijany kierowca. Jak potem ustalono w ten sposób popelnił sanobójstwo. A raczej chciał popelnic samobójstwo,bo przezyl wypadek. Ale tym samym zabił mojego narzeczonego. Nadal się nie pozbierałam. Nocami często płaczę. A na tapecie mojego telefonu,tabletu,laptopa nadal są nasze wspólne zdjęcia. Był cudownym męzczyzną. Takim z jakim chciałabym spędzic resztę życia. Rozumieliśmy się bez słów. Oboje lubiliśmy podróżowac. Zjeździliśmy mnustwo miast Europy i nie tylko tego kontynentu. Poznawaliśmy się przez 7 lat. Poznał nas wspólny znajony. Zostaliśmy przyjaciółmi i znajomośc potoczyła się dalej. A za tydzień miał odbyć się najważniejszy dzień mojego życia. Nawet nie zauważylam kiedy zaczełam płakać. Ryczałam jak bóbr. Aż nagle usłyszałam pukanie. Z początku chciałam zaczekac aż osoba która puka pójdze sobie. Ale ten ktoś nie dawał spokoju. Poszłam na górę. Zobaczyłam Harr'ego. Odrazu bez namysłu otworzyłam drzwi. Totalnie zapomniałam że mam ba sobie suknię ślubną i wyglądam jak panna młoda ze słabego i malo strasznego horroru. Gdy Harry mnie zobaczyl z jego ust znikną promienny uśmiech. Wiedzial co jest na rzeczy.
Harry vol 2
Rozhisterowana panna młoda. Oh brzmi ohydnie.
-Ymmm....Przyszedłem oddać Ci bluzę i..
Widać że był skrępowany. Oddał mi bluzę. Szybko się umówiliśmy na jutro.
Szybko ściągnełam z siebie suknię i ubrałam w normalne ciuchy.
Szłam właśnie na most by spotkać się z Harry'm. To było nasze ulubione miejsce na spotkania. Bylo tak ciszo i spokojnie. W końcu dotarłam. Harry siedział w wełnianej czapce na kocu. Po cichu do niego podeszłam. Krzyknełam a ten o malo co nie wpadł do jeziora
-Jak możesz mnie tak straszyć,T.i?
-Nie wiem
-Ta zniewaga krwi wymaga!
Harry zaczą mnie gonić. W tej chwili żałowałam że już od dwóch lat nie biegam. W końcu zdyszana. Odwróciłam się w jego stronę w ramach jego wygranej. Ten tylko na mnie wpadł potykając się o kamień.Do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum. Były bardzo męskie. Lekkie,ale męskie. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. W dole brzucha poczułam dziwne uczucie. Dawno go nie czułam. Było trochę jak...podniecenie? Ta sytuacja była trochę krępująca,ale ja czułam się niezwykle dobrze. Po chwili poczułam ciepłe wargi chlopaka na moich. Całował mnie zachłanie ale również delikatnie. Zupełnie jakby nie wiedział czy powinien to robić. Ale jednego jestem pewna. To nie było dobre. Parę miesięcy temu odszedł mój narzeczony a teraz całuję się ze Styles'em. To nie jest do końca w porządku. Jednak muszę przyznać że mi się podobało. Nie było to na miejscu, jednak nie mogłam się od niego oderwać. Moje dłonie powędrowały na jego policzki, a jego delikatne dłonie na moją talię. Po chwili chłopak oderwał się ode mnie. Po chwili pomógł mi wstać. Trzymając mnie za rękę zaprowadził z powrtotem na most. Nie wiedziałm co powiedzieć. Czy że było to nie na miejscu ,czy że mi się podobało. Z resztą, i tak nawet jakbym chciała coś powiedzieć to bym nie powiedziała. Ponieważ gardło związało mi się na supeł. Harry wyglądał jakby myślał nad wypowiedzią. Ciekawe czy powie żbym zapomniała czy jemu też się podobało. Nie lubiłam takiego milczenia. Chciałam przerwać ciszę ,ale zupelnie nie wiedziałam co powiedzieć. Było mnie stać jedynie na nędzne "Harry...". Po moich cichych słowach Harry spojrzał mi w oczy. Czułam że wszystko wie. Wie co szaleje w mojej głowie i sercu. Miał takie mądre oczy. Wróciły do mnie czasy gdy byliśmy młodsi. Podkochwiałam się w nim. W tamtych czasach mażyłam o tym pocaunku. Ale teraz nie byłam pewna czy robię dobrze.
-Wina?-Harry wyciągną zza pleców butelkę i uśmiechną aię łobuzersko
Kochałam tego Harr'ego, jako przyjaciela. Niegrzrczny Harry Styles. Najlepszy kompan na imprezę. Gdy mieliśmy 16 lat często chodziliśmy z przyjaciółmi na imprezy. Lub często płaciliśmy jakiemuś studentowi by kupił nam alkochol i plątaliśmy się po polach. Dobrze bylo mnieć 16 lat. Dzisiaj mam 23 i wszystko się skąplikowało. Przechwyciłam otworzoną butelkę winą a od Harr'ego. Upiłam duży łyk i oddałam przyjacielowi który zrobił to samo. Po paru łykach czułam się o wiele lepiej. Byłam już nieźle wstawiona. Miałam słabą głowę do alkocholu. Ale było to niezwykle ekonomiczne. Przynajmniej nue wydawałam wielu pieniędzy w klubach. Zaczeliśmy z Harry'm rozmawiać na różne tematy. Od seksu i tego jak beznadziejne uczą w szkołach do tematu mojego ślubu . Harry wcale nie był tak omamiony przez alkochol jak ja. Miał mocną głowę. Po chwili milczenia Harry przysuną się do mnie. Obją mnie w talii od tyu. Położył głowę na moim ramieniu. Słuchaliśmy "In the name of love" Bebe Rexkh'y. Wpatrywaliśmy się w krajobraz. Z jednej strony byłam smutna. Ta piosenka była wyjątkowa. Bardzo ją lubiłam. Do niej mieliśmy zatańczyć z Williamem pierwszy taniec. Po chwili poczułam jak Harry wstał. Wyciągną do mnie rękę
-Zatańczymy?-powiedział cicho i spokojnie
W odpowiedzi chwyciłam jego dłoń. Zaczeliśmy wolno tańczyć. Oparłam podbródek o bark szatyna. Kąciki oczu mnie zapiekły. Sama nie wiem dlaczego. Dlatego że William nie żyje czy dlatego że powoli zakochiwałam się od nowa w Stylesie. Uczucie sprzed lat wróciło. Ale nie chciałam go. Byłam rozdarta. Cierpiałam z powodu śmierci narzeczonego. Osoby którą znalam od 7 lat i kochałam z wzajemnością. Pieprzony psychopata. Chciał się zabić i w rezultacie zabił Will'a. Musiał komuś niszczyć życie. I to wielu osobom. Mnie,rdzinie Williama,naszym rodzicom,przyjaciołom. Nigdy nie wybaczę tego temu czlowiekowi. A co w tym jest najgorsze? Że on żyje a Willim umarł. Zaczełam histerycznie płakać w ramię Harr'ego. Ten mocniej przytulił mnie do siebie.
-Ciii..... Skarbie,nie płacz
Szeptał mi do ucha słowa pocieszenia. Piosenka na mojej playliście zmieniła się. Teraz sluchaliśmy "Someone like you live" Adele. Harry cicho śpiewał mi do ucha. Trochę się uspokoiłam. Bałam się miłości do Harr'ego. Było dla mnie po prostu za wcześnie. Nawet nie pozbierałm się do końca po śmierci Willa. Nie chciałam teraz go kochać i się angarzować. W zasadzie już nie chciałam go wcale kochać. Ale nie umiałam. Rozumiał mnie jak William. Nie potrafiłam go tak po prostu odtrącić. Wyrzucić z serca. Wdychałam chłodne powietrze sluchając Harr'ego. Chłopak uniusł mój podbródek ,abym patrzyła mu w oczy. Otarł lzy z mojego policzka. Przechylił swoją twarz ku mojej. Złożył na moich ustach delikatny pocaunek, który chwilę potem pogłębił. Pozwoliłam mu na to. Nie broniłam się. Byłam zbyt słaba psychicznie i rozbita. Okropne połączenie. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu na moście.
Harry vol 3
-T.i.......Kocham Cię-wyznał mi przed ostatniego wieczoru pobytu w Holmes Chapel.
-Ja ciebie tez Harry-odpowiedziałam szczerze
Dzisiaj już wygląda to inaczej. Nie dzieliła nas wielka odleglość w Londynie. Jedynie 3 ulice. Po roku związku zamieszkaliśmy razem. A dzisiaj jestem w ciąży. Styles nieźle się spisał... Tsa... 3 lata zwiazku. Ale nie wszystko jest tak wspaniałe jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Ja i Harry oczywiścue jesteśmy szczęśliwą parą. Kochamy się i nasze dziecko. Ale w naszym szczęściu jest jeden mankamęt. Moja kuzynka. Mieszkała w Londynie. Niedaleko nas. Często do niej chodziłam mimo iż wiedziałm ze to nie bezpieczne. Jej chłopak był jakimś psychopatą. Nie pozwalał jej odejść od siebie. Bił ją i gwałcił. Nie raz próbowałam przekonać ją by uciekła i zamieszkała ze mną i Harry'm. Chociaż na jakis czas. Ale ona nie chciała się zgodzić. Harry często złościł się na mnie że tam ciągle chodzę. Bo ten gość jest nieobliczalny i może mi coś zrobić. W zasadzie nie da się naszej konwetsacji nazwać kłótnią ani nawet sprzeczką. To głównie monolog Hazzy. Ale rozumiem go. On po prostu się martwi. O mnie i nasze dziecko. Rozumiem to. To jego dziecko, to on je splodził i nie pozwoli by kto kolwiek je skrztwdził. Świetnie odnajdzie się w roli ojca. Bardzo kocha nasze dziecko. Chodzi ze mną na każde badanie,USG, wizytę u ginekologa. Robi wszysto by pokazać że zależy mu na nas. Więc nie dzieię się że jest zły kiedy ja pakuję siebię i istotkę która noszę pod sercem w tarapaty i bezpiśrednie zagrozenie życia. Nie wiem po co Roksana wiazała się z tym draniem. Tak to wszystko byłoby w porządku. Ja bym była bezpieczna. Harry by się nie martwił a ona by nie cierpiała. Nie rozumiem jej. Zamiast odejśc od tego tyrana siedzi z nim. Chociaż..Może nie chce nas narażać. Wie że jestem w ciąży i gdyby tylko jej chlopak Nathan chciałby się zemścić na mnie i Harry'm zabiłby nasze dziecko. Ale to że jest titaj też nie działa do rze na moją ciążę. Ciągle się o nia boję. Gdy bylyśmy dziećmi każde wakacje spędzałyśmy razem. Nasi rodzice mieszkali w Anglii. Chociaż Londyn i Holmes Chapel dzieliło pierdyliard kilometrów to i tak często się spotykałyśmy. I teraz moze hej się coś stać
-Ale T.i. . Nie powinnaś się stresować i przemęczać. Ja tu się staram by tak nie było a ty pakujesz siebie i nasze dziecko w tarapaty. Piwiedz mi co ha man zrobić bys mnie posluchała i grzecznie siedziała w domu. Zamknąć cię na klucz w sypialnii? To chyba dobre wyjście, nie uważasz?-powiedział Harold z ironią
-Proszę nie
-Ale to chyba jedyne wyjście!- pisal mi szklankę soku ponarańczowego-Ja po prostu nie chcę btś tam chodziła i tyle. Powiedz czy wymagam tak wiele? T.i zrozum że robię to dla waszego dobra. Nie chcę aby wam się ciś stało,jesteście najwazniejszymi osovami w moim życiu..
Harry uklękną ba kanapie obok mnie. Trzymał moją dłoń i prawie plakał. Manipulant. Chce wzbudzic moja litość. Umial mnie przekonać. Odrazu mięklam patrząc na jego zielobe oczy i loki. Jak dodatkowo oczy mu lśniły od łez to totalnie przepadłam.
-Dobrze Harry... Będę zapraszac Roksanę tutaj,okay?
Harry mnie przytulił
-Okay, w domu nic wam się nie powinno stać
Widziałam radość w jego oczach. Nareszcie wygrał.
Przez następne tygodnie zapraszałam Roksanę do bas lub kawiarnii okbok naszego domu. Nie przychodzilam do jej i Nathana mieszkania. Bylam posłuszna Harr'emu w tej sprawie. Nie narażałam się. Bo nie mogłam. Jakby się dowiedział ze tam chodziłm to by mnie chyba rzeczywiście zamykał w sypialnii na klucz. Na szczęście nie miał się o co martwić.
Siedziałam właśnie z Roksaną w salonie baszego domu.
-Ale Roksi uwolniłabyś się od tego gnoja!
-Ale T.i, on wie że jesteś w ciaży i by zabił twoje i Harr'ego dziecko w ramach zemsty za wtrącanie aię w nie swoją sprawę.
-Ale to jest moja sprawa! Jesteś moją kuzynką do cholery!
-Proszę nie denerwuj się! Ciś Ci się jeszcze stanie i Harry będzie zly!
-Właśnie T.i! Jeszcze będę zły!-Hazz krzykną z holu.
Szybko poszlan ba spotka ie z ukochanym. Gdy tylko mnie zobaczył podbiegł do mnie i wbił się w moje usta.
-To ja już lepiej pójdę
Roksana chciala już wziąść swoją kurtkę ale Haary szybko zareeagował
-Lepiej nie Roksana,porozmawiajmy-odwrócil wzrok w moją stronę
-Okay-trochę nie chętnie powiedziała Roks
Usiedluśmy wszyscy na narozniku w salonie.
-Ale nie myslałaś aby to zglisić na policję? -zapyatl Harry Roksanę
-Co? Nieee.... Nie przyszlo mi do glowy aby wzywać na niego psy... Przecierz on nie jeat taki zły..
-Co ty pueprzysz,Roksana? On cię bije i gwalci! A ty tak mu to wybaczasz!?-uniosłam się
-Spokojnie kochanie-Harry dotkną mojego brzucha patrzac na mnie, chcąc mi uświadomić że nie mogę się denerwować w tyn stanie-A ty Raksana, powinnaś iść ba policję.
Po godzinnej i poważnej rozmowie z kuzynką, obiecała iść na policję. Ja i Hazz mamy jej towarzyszyć jako świadkowie przemocy.
Może nareszcie uwolni si4 od tego drania.
-Nie rozymiem jej..-powiedział Harold gdy Roksana wyszła
-Też,czemu jest z tym dupkiem... Po co ona w ogóle się z nim wiazała.... Już na początku mi się nie podobał. Narkoman,płatny zabójca,z i wyrokiem w zawiasach. To nie świadczy o nim najlepiej...-mówiłam spokojnie
-Masz rację kochanie-Harry pocałował mnie w policzek-Obiecuję że ja ciebie nigdy nie skrzywdzę-wymamrotał w moje włosy
-No ja mam nadzieję. Nie byłbaym taka jak Roksana.. -wtuliłam się w jego ciepłą bluzę
Harry pocałował mnie w czubek głowy. Był naprawdę cudowny. Żałuję że Roksana nie ma takiego partnra.
Nathan jest bardzo odpychający. Ale ona lubi bad boy'ów. I to ją zaprowadziło do tego beznadziejnego związku.
Przykro mi jest patrzeć na jej sytuację. Ja mam kochajacego chłopaka,jestem w ciaży mam ustabilizowane życie. A ona? Biedna ma tylko małe mieszkanko z zabójcą,który traktuje ją gorzej niż śmiecia. Ale mam nadzieję że ona też wyjdzie na prostą. Ja po śmierci William'a też czułam się fatalnie ale Herreh pomógł mi wrócić do normalnego,szczęśliwego życie. Tak samo ja teraz pomogę Roksanie. Bo ona na to zasługuje. Zaws,e mi ponagała, gdy rozstałam się z chlopakuem i w wielu innych sytuacjach. Jesteśmy jak siostry
-Kocham Cię Harry-wyszeptałam
-Ja ciebie też,skarbie. Nie martw się wszystko aię ułoży...A teraz chodź,ugotujemy coś bo padam z głodu
Uśmiechnełam się. Harry był strasznym głodomorem. Mógł zjeść całą lodówkę na raz,jak Niall. Poszliśmy do kochnii. Chwilę zastanawialiśmy się co zrobić. W końcu postawiliśmy na lazanię. Oboje lubiny kuchnię wloaką. Często pojawia się w naszym jadłospisie. Często razem gotujemy. Hary zwykle tylko pomaga. Ale i tak to lubi. Po skonczonym posiłku powiedzial że ma dla mnie niespodziankę. Usiedliśmy w salonie a Hazz podciągną rękaw bluzy
-Jak Ci się podoba?-powiedział
Ukazał mi się jeazcze świerzy tatuaż. Był zakejony "folią". Był śliczny. Moje imię i obok serduszko. Wziełam jego rękę jak najdelikatniej potrafiłam,aby nie zrobić mu krzywdy. Trudno było mi coś z siebie wydusić. To wspaniałe,ale czy nie będzie tego potem żałował? Tataż to zmiana ciala. A usuwanie jest niezwykle bolesne. Chociaż mam nadzieję że nigdy go nie pożaluje.
-Harry... To naprawdę piękne,ale nie będziesz tego potem żałował, Zayn też wytatuował sobie Perrie a potem...
-Ja nie jestem Zayn, i bardzo cię kocham i nigdy nie przestanę. Ten tauaż jest naprawdę ważny,bo zeobiłem go dla ciebie. Kocham cię i to się nie zmieni... Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Dla ciebie codziennie wstaję z łóżka. Bo wuem że zbaczę twój uśmiech. I będę patrzył jak będzie rozwijać się nasze dziecko...
-Też cię kocham
Złożył na moich ustach namiętny pocaunek.
-A jak urodzi się nasze dziecko to wytatuję sobię jego imię o tutaj-pokazał miejsce pod moim imieniem
-To słodkie
-Chciałym mieć córeczkę,malutką Darcy
-A niby większość facetów chce syna
-A ja chcę Darcy, taką malutką i słodziutką jak ty
-Jestem słodka?
-Bardzo słodka
-Ok, czyli jak będzie to córeczka to Darcy, a jak chłopiec?
-Nie wiem, ty wybierzesz,kochanie...
Vol 4
Song:wreacking ball
-I po coś mówił że jest dilerem?!
-A co?! Miałem powiedzieć "Ne no spokojnie panie władzo,on jest tylko płatnym zabójcą, dilerem i bije oraz gwałci swoja dziewczynę, to nic takiego,niech pan się nie przejmuje"?! To chcesz żeby Ci pomóc czy nie?! Tak to T.i tylko chodziła do ciebie do tego pieprzonego mieszkania i narażała siebie i nasze dziecko, a ty teraz nawet nie chsesz powiedzieć że to zwykły dupek! Nie szanujesz jej! Ani tego że mogła przez ciebie i tego skurwiela stracić dziecko! Moje, i jej dziecko! Dociera to do ciebue,kobieto?! Mógłbym stracić dziecko...
Harry krzyczal na Roksanę. Był bardzo zły. Sama też byłam. Mówiła na komisariacie tylko część rzeczy. Zupełnie jakby broniła Nathan'a. I to po tym co jej robił. Jak mogła być tak spokojna i poddana mu? Ja bym taka nie była. Cóż zawsze byłam trochę bardziej wybuchowa i awanturnicza. Ale co poradzę na to że ja bym nie dała się tak trktować? A ona? Ona to tak po prostu przyjmuje. Jak nietrafiony prezent na swięta,którego nie wypada oddać.
-Skoro tylko przeze mnie T.i się naraża to po co tu przyszedłeś?! No przecież należy się trzymać jak najdalej ode mnie,czyż nie?!
-Tego nie powiedziałem...Ale " tylko"? Czy ty coś sugerujesz?
-A żebyś wiedział! Wcale nie jesteś takim zajebistym partnerem za jakiego się uważasz! Jesteś...jesteś po prostu beznadziejny!
- I kto to mówi! A poza tym Roksana, jestem zły bo za wszelka cenę bronisz tego chuja!
- Taaa, święty się znalazł. Popatrz na siebie! Jesteś okropny!
To musiało wyglądać dziwnie. Harry obejmował mnie ramieniem i krzyczał na Roksanę. Przechodnie dziwnie na nas patrzyli. To na pewno nie był normalny widok. Tak po prosu idze sobie takie trio. I jedno na drugie wrzrszcy. I jeszcze ja z brzuchem. To na nie jest codzienny widok.
-Przestańcie!-krzyknełam
-T.i nie denerwuj się
-Skarbie,nie denerwuj się
Powiedzieli w tym samym czasie.
-Wisz że Ci nie wolno..-Harry położył dłoń na moim brzuchu
-Ciągle to powtarzasz...
-Bo ciągle o tym zapominasz
-Oh...
-I patrz! Kto ją doprowadza do nerw?!
-Roks,zamknij się-skarciłam kuzynkę
Ta sytuacja mnie już denerwowała. Ja ciągel się denerwowałam,Harry też a do Roks nadal nic nie docierało. Teraz to chyba Harry naprawdę zamknie mnie w sypialnii na klucz. Razem z Harry'm ruszyliśmy do naszwgo domu. A Roksana do mieszkania. Zaczynam mieć tego doyć. Nie zostawię jej, ale denerwuje mnie jej upartość. Zawzięcie broni Nathan'a. Jakby był jakimś jej Bogiem. A jest zwyklym kryminalistą. Wplatał ją w poważne kłopoty. Harry otworzył mi drzwi do domu. Zdjełam buty i płaszcz po czym powędrowałam do kuchni napić się wody. Byłam na niego trochę zła. W zasadzie to nie mam pojęcia dlaczego. Może dlatego że krzyczał na Roksanę lub ciągle mnoe upominał? Chociaż rzeczywiście. Harry trochę jest taki jak mówi Roksana. Wszystkich upomina a do siebie nie ma rzadnych pretęsji.
-T.i? Jesteś zła?
-Ta-nalalam wody do szklanki
-Co zrobiłem nie tak?-zapytał spokojnie
-Domyśl się..
Wypiłam zawartość szklanego naczynia
Zła poszłam do sypialnii. Weszłam na łóżko i wziełam z szafki nocnej książkę. Po chwili do pokoju przydeptał skruszony Harry
-T.i....-usiadł koło mnie-Nie powinienem przepraszam. Roksana jest omamiona przez Nathan'a a ja jej nie pomagam... Bo sam mam do wszystkich pretensje a do siebie nie.Ale zrozum że uominam cię ciągle tylko dlatego że nie chcę aby tobie coś się stało.Wybaczysz?
-......okay....ale masz być grzeczny
Harry mnie przytulił.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Ktoś chciał nawiązać ze mną połączenie. Roksana. Jest piąta rano. A jeśli coś się jej stało. Obedrałam połączenie
-T.i?
-Cześć Roks co jest?
-Przyjedź....-powiedziała płaczliwym glosem
-Ale co się stało?
-Potem ci powiem....Proszę
-okay
Rozłaczyłam się. Delikatnie wstałam z łóżka. Może to głupie i nieodpowiedzialne , ale zamierzam do niej jechać. Ona mi zawsze pomagała. Traz ja jej pomogę. Ubrałam się i wróciłam do sypialnii. Pocałowałam Hazze w poiczek. Wziełam teefon i wyszłam. Skierowalam się do mieszkania Nathan'a. Ulice byly puste. Co raz mogłam zayważyć jakąś parę,nastokatka czy rowezystę. Czasami tez samochody jechały po jezdni. Za dnia było tu dość ruchliwie. Razem ze Stylesem mieszkaliśmy w willi na obrzerzach Londynu. Chcieliśmy mieć spokój. Niedawno się tutaj przeprowadziliśmy. Jakichś 5 miesiecy temu. Nawet nie wiedziałam że Roksana mieszka niedaleko. Na poczatku wszystko było różowo. Spotykałysmy się na kawę,zakupy itd. Ale pewnego dnia powiedziała co Nathan jej robi. A ona go kocha jak głupia. Jest zaślepiona miłością. Oczywiście na początku ich znajomiści Nathan był cudownym,kochającym chłopakiem. Znalam go wtedy. A przynajmiejm mi się tak wydawało. Poznała nas któregoś razu. Przyjechałam do wuja i ciotki ,którzy byli jej rodzicami. Była tam Roks i Nathan. Odrazu złapaliśmy katakt. Harry jednak nie był co do niego przekonany. Miał rację. Nathan był zwykłym dypkiem.
Ludzie kórzy mieszkali w bloku gdzie znajdowało się miszkanie mojej kuzynki i jej oprawcy, dzwinie na mnie patrzyli. Byli to zwykli menele. Więc co robi tu ktoś tak jak ja? Pijacy,palacze,narkonani,dilerzy. Zła aura unosiła się w powietrzu wraz z nieprzyjemnym zapachem papierosów,alkocholu i zgnilizny. Weszłan do bloku. Grupa nastolatków palących zioło spojrzał na mnie. Były wśród nich dwaj na oko siedemnastolatkowie,jedna z pietnastolatka i dwie trzynastolatki. Oh. Trzynaście lat. Jednak nie zwróciłam na nich uwagi. Wspinałam się po schodach. Ramy były poobdzierane z farby. Ściny były posypane z tynku a podłoga brudna. Dobrze że ich mieszkanie jest na dole. Nie wyrobiłabym z tym brzuchem
Zapukałam do drzwi miszekania. Otworzyła mi zapłakana Roksana. Jej zawsze perfekcyjny makijarz był rozmazany. Ciemny tusz do rzęs spływal cienką rzeką wraz pomarańczowym cieniem i łzami po policzkach. Czerwone usta były rozcięte. Dolna warga jej drzała. Jej wlosy były potargane. A ubranie rozciągnięte i pidziurawione. Zupełnie inna osoba. Nie taką Roksanę znam. Ona zawsze była inspurujaca,kreatywna,przebojowa i charyzmatyczna. A teraz? Wrak człowieka. Zniszczone włosy,szara cera, cienie pod oczami po zarwanej nocce.
-Roksi!-przytuliłam kuzynkę-Co on Ci zrobił? Biedna ty moja...
-T.i.....
-Tu jesteś suko!-usłyszałam głośny krzyk za sobą
Szybko odwróciłam głowę. Stał za mną Nathan. Wymachiwał butelką szkockiej wisky. Stał pijany w progu. Na twarzy miał parę siniaków. Jego skurzana kurtka była rozdarta na rękawie. A wolnej dłoni trzymał parę działek prawdopodobnie mariuchuany. Z chukiem postawił butelkę na stole. Rzucił narkotyki na podłogę tak że zawartość jednej dzialki wysypała się na zapadającą się pod jego nogami podłogę,ale nie zwrócił na to uwagi. Zaczą się do nas zbliżać. Rzołądek mi się ścisną. Miałam wielką gulę w gardle.
-No proszę kto nas zaszczycił! Wielka T.i T.n a raczej T.i Styles. Jak twój kochaś,skarbie?-zaśmiał się obrzydliwie-Jak dzidziuś?
Połowyż dłoń na moim brzuchu,obrzydliwie śmiejąc. Szybko ją zabrałam z "domku monego i Harr'ego maleństwa"
-A teraz wybacz ale muszę zająć się swoją dziewczyną-odepchną mnie na bok. Ledwie co się nis przewróciłam
Wiem, to było niebezpieczne. Narażałam nie tyllko siebie. Gdybym upadała na brzuch mogłabym bawet poronić. Na szczęście złapałam równowagę.Podszedł do Roksany i zaczą ją szarpać
-Zostaw ją!-krzyknełam
-Zamknij ryj! Ciesz się że tobie nic nie zrobię! Nie wypada bić ciężarną. A teraz wypieprzaj z tąd!-odwrócił się w moją stronę
-Jak ją zostawisz...-powiedziałam bez przekonania
-Sam cię wyproszę
Zaczą iść w moim kierunku. Szybko wyszłam pośpiesznym krokiem z mieszkania. Wyszłam jak najszybciej umiałam z bloku mijając grópkę młodzieży która nadal ćpała.Wziełam telefon z kieszeni spodni. Zadzwoniłam do Harr'ego
-Harry?
-T.i?! Gdzie ty jesteś?!
-Pod mieszkaniem Nathan'a i Roksany. Przyjeź...Proszę,potrzebuję cię tuataj-pociągnełam nosem
-Już jadę-powieział
Harry się rozłączył. Była 5:45 pierwsi ludzie wyszli po zakupy,na spacer z psem lub po prostu pobiegać. Było prawie jasno. Po jakiść 10 minutach Harry stał już obok mnie.
-Harry. Trzeba pomóc Roksnie,chodź!-ciągnełam go za ręwak bluzy w stronę mieszkania.
-Ty zostajesz w samochodzie
-Ale..
-Nie ma ale T.i. Idź nie może ci się nic stać,kochanie
Pocałowałmnie w czubek głowy a posłusznie poszłam do samochodu. Miałam wielka ochotę pójść za nim. Ale chyba by mnie udisił jakbym go nie posłachała w tak poważnej sprawie.
Nagle poczułam ogromny ból w dole brzucha. Zaczełam wydzierać się na całe gardło. Do smaochodu podbiegł jakiś męzczyzna i otwotżył dzrzwi samochodu
-Nic pani nie jest?-zapytał przestaraszonym glosem
-Niech pan dzwoni po kaaaaaaaaaaaretkę...!!!
Po jakischś paru minutach,które dla mnie były jak wieczność, przyjechała karetka. Właśnie wtedy Harry i Roksana wyszli z bloku. Loczek odrazu pojawił się koło mnie
-T.i? T.i nic ci nie jest?
-Niech pan się odsunie.
Wnieśli mnie na noszach do pojazdu
-Przepraszam przepraszam, Mogę z nią jechać
-A kim pan jest?
-Jesten ojcem diziecka iiii... Jej narzeczonym! Proszę mnie wpuścić!-Harry robił awanturę
-Dobra...-odburkną jeden z męzczyn
Harry szybko wpadł do karetki i złapał mnie za dłoń. Męzczyźni usiedli z przodu.
-Narzeczony? Aleś wymyślił-powiedziałam cicho
-A miałem inne wyjście?-ucalował moją dłoń-Wszystko będzie dobrze,obiecuję
Krzyczałam z bólu. Brzuch mnie bolał jak cholera. Widzialam w oczach mojego "narzeczonego" łzy. Bardzo się martwił.
Harry prov
-T.i...
T.i już od tygodnia jest w śpiączce. Niby nic jej nie jest. Ale... Niech się wybudzi. Na szczęście oboje są zdrowi. Ona i dziecko. Przez stres coś się skąplikowało. Mimo iż powiedziałem że jestem narzeczonym, to lekarze jakoś niechtnie udzielali mi informacji o stanie zdrowia T.i i dziecka. Ale ważne że ona i dziecko żyje. Lekarze mówią że prawie co doszlo do poronienia. Mogłem stracić moje dziecko. Istotkę której dałem życie. Która jest dla mnie ważna jak cholera chocuaż jej nigdy nie widziałem.
Siedziałem na krześle w szpitalu. Ściskałem dłoń T.i. Na przeciwko mnie stała Roksana. Nie rozmwialiśmy. Byłem na nią cholernie zły. Gdyby nie jej głupota T.i by tu nie było. Siedziłaby ze mną w domu. Absolutnie bezpieczna. Ona i nasz maluch. Nie lezałaby podpięta do tej aparatury. Gfybyśmy przeprowadzili się na drugi koniec Londynu i nke mogłaby widywać się z Rokasą i Nathan'em. Gdybym lepiej jej pilnował. Nic by jej się nie stało. Byłaby bezpieczna. To moja wina że tu leży. Tylko moja wina.
Powoli napływały do moich oczu łzy. Nie chciałem płakać. Pokazywac jaki jestem słaby. Poczułem dłoń na ramieniu. Roksana podała mi chusteczkę
-Przepraszam, gdyby nie to że byłam taka głupia T.i nic by się nie stało. Nie leżałaby tutaj i jej ciąża byłaby od początku bezpueczna. Jeśli coś aię stanie qaszemu dziecku to nigdy sobie tego nie daruję...Ja... Naprawdę...-zaczeła płakać- Przepraszam. Nie powinnam tak angażować T.i w moje życie. Wiedziłan że jest w ciaży i oboje kochacie to dziecko. Że nie moze się deberwować. Nie powinnabyłam jej mówić.. Wsztstko byłkoby okay. Jeśli coś się stanie...
Słuchałem jej płacząc. Nawet na chwilę nie puściłem dołoni ukochanej. Po chwili poczułem zupełnie jakby ją ściskała. Jej powieki uchyliły się pokazując jej piękne oczy. Niedoeierzalem w to. Ale to było ralne i piękne.
-Roksana! Roksana,wołaj lekarza!
Do sali wpadała pielęgniarka, potem lekarz. Wyprosili nas z sali. Nerwowo bawiłem się palcami. Chodziłem w kółko. Mam nadzieję że szybko będę mógl ją zobaczyć. Po dłuższej chwili lekarz wyszedł
-Może pan zobaczyć narzeczoną
Szybko wszedłem do sali. T.i patrzyła na mnie ptzestaraszona
-Co z dzieckiem?-zapytała
-Nie denerwuj się. Wszystko dobrze-pogłaskałem ja po brzuchu i uśmiechnąłem się.
Uśmiechbeła się i położyła swoją małą i delukatną dłoń na mojej. Wbiłem się w jej słodkie usta. Tak bardzo mi ich barkowało. Przestałem idczuwać zmęczenie i glód.
Roksana prov
Mam nadzieję że nic jej nie jest. Tera sobue uświadomułam że byłam naprawdę żałosna. Zaślepiona miłością do Nathan'a. Lekarz powiedział że mogę wejść. Jednak czekałam godzinę od wybudzenia się jej. Nie mialam odwagi spojrzeć jej w oczy. Ale zebralam się na odwagę. Lekko uchyliłan drzew i zahrzałam do sali.
Haery i T.i leżeli przytuleni do siebie. Oboje spali. Wyglądali tak uroczo.
Dzisiaj z Harry'm jadziemy do Holmes Chapel do naszych rodziców. Siedziałam w samochodzie i przyglądałam się samochodom zza szybki. Wczoraj wróciłam dodomu ze szpitala. Harry był bardzo zly że poszlan do Roksany. Jak powieduałam mu całą prawdę,przez cały wieczór i następny dzień się nie odzywał.
Strasznie mi się nudziło. Harry skupiał się na drodze,w radiu leciały hity jesieni, a ja zupełnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. W końcu odezwałam się do nadal obrażonego na mnie Harr'ego
-Harry..
-Tak?-mrukną skupiając się na prowadzeniu samochodu
-Przepraszam...-pogłaskałam go po policzku-Następnym razem nie będę.... Wiem że jesteś zły...
-Tak T.i, jestem zły. Bo nie uszanowałaś mojego zdania i zrobiłaś jak chcesz nawet nie patrząc co do ciebie mówię. Mogło ci się coś stać. Tobie i naszemu dziecku. Wiesz że ten człowiek jest nieobliczalny. Wiesz jak się bałem jak do mnie zadzwoniłaś nad ranem? Byłem przerażony. Już wymyślałem sobie najczarniejsze scenariusze. T.i,wystarczyło rzeby on cię popchną a ty byś upadła na brzuch. Rozumiesz popchnąć, nic więcej! Dociera do ciebie co mogłoby się stać? Mogłem was stracić na zawszę. Mogłabyś poronić! Nasze dziecko mogłoby już nie żyć! Przecież ja bym tego nie przeżył. Niby nasze dziecko nie było zaplanowane ale kocham je i nie pozwolę by kto kolwiek je sorzywdził-powiedział rozrzalony i zły
-Już nie będę. Następnym razem cię posłucham...
-Mam nadzieję. Wiem że nie lubisz jak cię tak upominam ,ale ciągle się narażasz. Więc od dzisiaj chyba będę cię pilnował. Bo ty się zawsze wymkniesz. Zawsze masz jakiś plan jak się narazić
-Wiesz że nie robię tego specjalnie. Po prostu Roksana jest dla mnie bardzo ważna...
-Ważniejsza niż dziecko?-zapytał z ironią
-Doskonale wiesz że tak nie jest
-Oh...Następnym razem masz tak nie robić. Ciągle się modliłem abyścue przerzyli i byli zdrowi. Jakby dziecku albo tobie się coś stało...Nie nawet nie chcę o tym myśleć. O tak zrobię sobie przerwę w karieże i będę cię pilniwał. Bo tylko go zadziała...
-Ale wszystko jest okay. Obiecuję,poprawię się. Będę siedzieć w domu jeśli cię to uszczęśliwi
-Nie musisz siedzieć w domu. Ważne żebyś po prostu była bezpieczna.
Harry wzią moją dłoń ze swojego policzka i pocałował.
-Jesteśmy! Harry krzykną w progu domu Anne i Robin'a.
Anne,Robin i moi rodzice odrazu przyszli się z nami przywitać.
Podczas rodzinnej kolacji postanowiliśmy im powiedzieć. Prze cały czas chamowałam śmiech. Co nie wychodziło mi za dobrze. Tym samym rozśmieszałam Hazzę. Oboje śmieliśmy się zupełnie jakbyśmy byli niezruwnoważeni psychicznie. Rodzice spojrzeli na nas jak na wariatów.
-Boże T.i.... Starczy,bo zaraz chyba się uduszę z tego śmiechu...
-Oby nie-uśmiechnełam się
-Dobra.... Więc mamy wam coś ważnego do powiedzenia z T.i....
-Jestem w ciąży!-w końcu pisnełam radośnie
-Zepsułaś mi wejście....i mowę....godzinę ją układałem...
-Oj przepraszam
Rodzice zaczeli nam gratulować. Cieszyłam się. Wszystko było tak jak sobie z Harry'm wyobrażaliśmy. Po kolacji poszliśmy na szybki spacer. Tak nie jesteśmy normalni. Jest już ciemno a my idziemy na spacer. Zebraliśmy się i ruszyliśmy chodnikiem. Lampy paliły się dawając słabe światłio.
Spacer nam się udał. Właśnie siedzieliśmy w salonie z rodzicami i oglądaliśmy jakiś film. Harry głaskał mnie po dosyć większym brzuszku. Za 5 miesiecy na świat przyjdzie nasze dziecko. Dopiero na następnej wizycie u ginekoliga mamy dowiedzieć się czy nasze dziecko będzie chłopcem czy dziewczynką. Harry bardzo chciałby córeczkę Darcy.
-Jak chcielibyście nazwać dziecko?-zapytała w końcu moja mama
-Jeśli to będzie dziewczynka to nazwiemy ją Darcy,a jeśli chłopiec to zastanawialiśmy się nad Jack'iem
-Chociaż zastanawialiśmy się nad James'em czy Logan'em-powiedziałam
-Albo Des'em-dodał Harry
-Des,chcieliście nazwać dziecko Des? Jak ojciec Harr'ego?-Anne nie była zbyt zadowolona
-Przeszło mi to przez głwę. To ładnie brzmi Des Styles lepiej niż na przykład Jack Styles-bronił nas Harry
Razem z rodzicami omawialiśny jakie może być moje i Hazzy dziecko. Do kogo będzie bardziej podobne z wyglądu, a do kogo z charakteru. Zastanawialiśmy się nad imieniem dla chłopca. Cóż, Harry nie ustąpi. Jeśli to będzie dziewczynka to na 1000000% Darcy. Podoba mi się to imię więc nie ma problemu.
Leżałam własnie na łóżku w pokoju Hazzy. Styles ciągle mówił do naszego dziecka. Gadał jak najęty. Spiewał m.in "From the dinig table" czy "Sweet Creature" z jego wlasnej płyty. Lub "Secret Love Song" Little Mix i wiele innych piosenek
-T.i, pójdziemy jutro na most?
-Nie wiem. Ostatnio coraz trudniej mi się chodzi...
-Nie martw się zaniosę cię-oboje się zaśmielismy-Ciekaw jestem czy to będzie dziewczynka czy chłopiec...
-Też, ciekawe jak będzie wyglądć
-Z takimi rodzicami na 100% pięknie. Nasz aniołek-pocałował mój brzuch-I gdyby nie to że prezerwatywy w domu się skończyły, nie mielibyśmy tego skarbu...
-uśmiechną się
-Kocham Cię, Harry
-Ja ciebie też T.i i naszą Darcy lub Des'a... Będzie trzeba w końcu wybrac to imię...
-Najpierw trzeba dowiedzieć się czy to będzie chłopiec czy dziewczynka
Rano miejsce obok mnie było puste. Gdzie był Hazz? Odpowiedź przyszła dośc szybko. Razem ze śniadaniem do łóżka.
-Kochany jesteś-powiedziałam smarując gofra nutellą
-Dla ciebie wszystko
~6 day leter~
-To będzie dziewczynka!Gratulacje! Macie państwo juz wybrane imię-uśmiechneła się do nas blondynka,która była ginekoligiem
-Darcy-powiedział z domą Styles
-Darcy Styles,ślicznie-uśmiechneła się
Po paru minutach opuściliśmy gabinet.
~5 miesięcy leter~
-Harry?!Harry!Haaaaaaaaaaaaarrrryyyyyyyyyy!!!
-Kochanie co się dzieje?-Hazz wpadł do samochodu.
Właśnie jechaliśmy do domu z zakupów.
-To już!Aaaaaaaaaaaaaaa!!!Ha-Harry...
Styles szybko wsiadł na miejsce kierowcy i zaczą pędzic do szpitala. Ból był nie do wytrzymania. W międzyczaaie odeszły mi wody. Szybko wzieli mnie na pododówkę
-Proszę przeć pani T.i-powiedział spkojnie lekarz,widać że pewnie już miliony razy odbierał poród
-Harryyyyyyyyyyyyyyyyyyy! Nie wytrzymam! To tak strasznie boli. Ohhhhh...-płakałam i ściskałam ręję Loczka
-Kochanje,wytrzymaj. To dla Darcy. No dalej,wiem ze potrafisz!
Wysililam się ostatni raz. Po chwili usłyszeluśmy krzyk dziecka. Naszego dziecka.
-Chce pan przeciać pępowinę?-lekarz zwrócił się do Harry
Harry jedynie w odpowiedzi wzią nożyczki i zrobił to co do niego należało. Szybko umyli i zawineli w kocyk Darcy. Przenieśli mnie do innej pustej sali. Była przytulniejsza niż inne. Łóżko było mniej obdarte z farby i miększe. Ściany były pomalowane na jansy róż a w oknievl była toleta "dzień,noc".Harry siedział na krześle i trzynał moje dłonie. Czułam się naprawdę źle. Byłam koszmarnie rozpalona i czerwona na twarzy. Musiałam wyglądać okropnie. No ale to był długi porób,według mnie. Lecz czego się nie robi dla własnego dziecka. Po chwili wszystkie problemy odeszły. Pielęgniarka podała mi Darcy. Była ubrana w biało-różowy kaftan i owinięta białym kocykiem. Spojrzałam na Liczka który popłakał się. Ręce na których było parę pierścionków,trzesły mu się. To był dziwny widok. Zupełnie jakby się bał,a trudo jest zobaczyć Harr'ego który aż tak się boi. Chociaż w moich oczach też pojawiły się łzy. Nareszcie będziemy mogłi ją zobaczyć,dotknąć,przytulić czy pocałować. Pielęgniarka ostrożnie podała mi zawiniątko i uprzedziła że za parę minut przywiezie łóżeczko i zabiorą naszego aniołka na badanie,które stodunkowo mają nie trwać długo. Pielęgniarka wyszła a ja momętalnie spojrzałam na Darcy. Była taka śliczna. Miała zgrabny niosek i waskie usta. Była nasza. Tylko i wyłącznie.
-Ma twój nosek-poeiedział Harry nachylając się do nas
-Chcesz ją potrzymać?-zapytałam Hazze
-A mogę?-zapytał z nadzieją w głosie
-Jasne,to tez twoja córeczka
Harry wzią ją na ręce. Siedział na boku łóżka
-Jaka ty jesteś piękna,Darcy. Taka piękna jak mamusia.
-Teraz to na pewno nie jestem piękna
-Nie prawda. Ty zawsze wyglądasz cudownie.
Harry śpiewał naszej córeczce. Byłam taka szczęśliwa. Była nareszcie z nami. Cała i zdrowa. Co prawda byłam wykończona ale w tej chwili to się nie liczyło. Teraz najważniejsza była ona
Poród trawał 10 godzin. Oddychało mi się trochę ciężko ale mimo wszystko byłam dumna z samej siebie. Po chwili pielęgniarka przywiozła łóżeczko. Harry delikatnie odadł jej naszego aniołka. Po czym pracownica angielskiej słóżby zdrowia wyszła
-Jak się czujesz?-zapytał gładzac kciukiem zewnętrzna częąść mojej dłoni.
-Zmęczona jestem i głodna. Ale szczęśliwa-spojrzalam na łózeczko Darcy.
-Byłaś dzielna. Poczekaj, przyniosę ci coś do jedzenia. Hazz pocałował mnie w czoło i wyszedł. Zamknelam oczy. Trudno było. A to był poród bez komplikacji. Co dopiero kobiety z takimi problwmami lub gdy mają do urodzenia dwójkę albo trójkę dzieci! Po chwili usłyszałam kroki. Hazz szedł w moją stronę. Na szawce połizył sok pamaranczowy,herbatę i drożdżówkę. W tym czasie kobieta w kilcie przyniosła nam Darcy i oznajmiła że wszystko jest dobrze. Nie przyjmowałam do siebie myśli że w ogóle coś mogłoby być źle.
-Śpi-oznajmil i pidał mi jedzenie,które natychmiadt zaczełam pochłaniać.
-Jest cudowna,taka mała,słodka i śliczna. Po prosu aniołek. Tylko nasz aniołek. -Położył się obok mnie i obją-i pomyśleć że to ja ją stworzyłem
-I ja-wymamrotałam pijąc sok
-My oboje. To cudowne uczucie zostać tatą.
-I gdyby nie smierć Williama to byśmy nie byli razem... I Darcy by się nie urodziła
-I wszystko byłoby w moim życiu to inne. A tak mam was... To vhyba nie jest dobre...ale czasami dziękuję Bogu za jego śmierć
-W zasadzie to...to ja czasami też. Kochałam go. Ale dzięki jego śmierci mam was.
Nagle dzrzi sali otworzyły się. Zobaczyłam wszystkich moich i Loczka porzyjaciół. One Direction, Little mix.
-Niespodzianka!-wszyscy krzykneli
Perrie,Jade,Jesy i Leigh szybko do m ie podbiegły i przytuliły. Po chwili dołączyła do nas Cheryl,dziewczyna Liam'a i Eleonor. Harry poszedł do swoich przyviół
-Dziewvzyny! Nie musiałyście-powiedziałam patrząc na tonę prezentów i kwiatów
-Ale chiciałyśmg!-pisneła Leigh
-A przy okazji nieskromnie mówiąc to my to ukartowałyśy-zaśmiała się Jade
-Zebrałyśmy chlopaków i Cheryl i El-uśmiechneła się Perrie
Wszyatkie mnie jeszcze raz przytuliły i gratulowały. Harry wzią Darcy na ręce i wszyscy zlecieli się do niego by ją oglądać. Ciągle mówili że jest śliczna i jaką częśc twarzy ma po kim. Byli wszyscy moi przyjaciele Louis,Liam,Niall,Leigh,Jade,Jesy,Perrie,Cheryl,Eleonro i nawet Zayn. Z Zayn'em bardzo się przyjaźniłam. Harry nadal był na niego obrażony,ale w chwili obecnej rozmawiali normalne. Cieszyłam się tym. Ale po chwili i tak zasnełam.
Po paru godzinach wypisali mnie i Darcy ze szpitala. Oczywiście nasi przyjaciele chcieli zrobić nam imprezę ale ja i Harry powiedzieliśmy że chcielibyśmy wypocząć. Byliśmy zmęczeni. Poród w nocy. Potem dluga wizyta przyjaciół. Mnie bolało całe ciało. Ale dla Darcy wszystko. Właśnie przesuwalam klucz w zamku. Harry stał za mną z nosidelkiem z Darcy i moją torebką. Po chwili dostaliśmy się do domu. Tęskinłam za tym. Oczywiście już nic nie będzie takie samo. Ale jedno się nie zmieni. Kocham Harr'ego
Sign of the times 3
Przez następny miesiąc Lou ptrzychodził regularnie. Często zostawał na noc. Ale nie codziennie. Opieraliśmy naszą relację na uczuciach nie na seksie. Bo to uczucia są wżniejsze. Od śmierci Harr'ego mineło już 5 miesięcy. Rzeczywiście tak jakby Harry opiekował się nami poprzez Louis'a. Tomlinson był naprawdę cudowny. Taki delikatny,czuły,pełen troski ale i namiętny. Był świetny w łóżku co nie raz udowodnił. Kochałam seks z nim. Potrafił być delikatny i zdarzało się gdy był ostry. Mało kiedy był brutalny w łóżku. Lubiłam oba sposoby w jakich mogliśmy się kochać. Były zupełnie inne ale oba mnie pociągały. Gdy seks był ostry Lou stawał się władczy,dominiwał i nie pozwalał mi na ani jeden jęk lub słowo wypowiedziane bez jego zdgody. Uwielbiałam tego ostrego,władczego i dominującego pana Tomlinsona bo tak kazał mi się wtedy do siebie zwracać. Podobalo mi się ,Pan Tomlinson. Ale owiele częściej był delikatny. Czuły i dotykał mnie z taką precyzją, starając się nie przegapić ani milimetra mojego ciała. I to zwykle on prowokował seks i nim "zarządzał". Ja jedynie byłam mu poddana co w tej ostrzejszej wersji bardzo mu się podobało. Wiedział że w danej chwili potrzebuję delikatności, nie ostrego seksu lub dominacji i uległości . Doskonale też rozumiał słowa "Nie,nie dzisiaj ,jestem znęczona". To w nim kochałam, tę wyrozumiałość. Rozmyślałam właśnie siedząc na sofie w salonie. Niedaleko Lou i Darcy bawili się lalkami. Wyglądali tak słodko. On był dorosłym męzczyną a ona małą dziewczynką i razem bawili się lalkami. Zaśmiałam się na ten widok a Lou odwrócił głowę
-Co jest tak śmieszne? Dawaj kochanie pośmiejemy się razem-uśmiechną się
-To dla ciebie pewnie niezbyt śmieszne. Ale to tak zabawnie wygląda dorosły męzczyzna bawi się lalkani
Lou lekko się zaśmiał, po czym wzią Darcy na ręce i oddał mi. Wiedziałam co chciał zrobić i szczerze mi się to nie podobało.
-Louis... Wiesz że nie lubię jak palisz...
-Też tego nie lubię, obiecuję jak wrócę z wywiadu to kupię sobie jakieś tabletki na to...
Pogłaskał mnie po policzku,dał buziaka w czoło i wyszedł biorac wcześniej paczkę papierosów z półki. Darcy wróciła do zabawy a ja wyszłam do niego.
-Ech... Palenie zmniejsza potęcję u męzczyzn...-uśmiechnełam się na swoje własne słowa
Louis wypuścił dym i obją mnie jedną ręką w talii.
-Sugerujesz coś skarbie?
Potarł swoim nosem mój i wypuścił dym z papierosa wprost do moich ust. Lekko zatrzymałam go w sobie po czym wpuściłam
-Skąd że, Tylko ostrzegam
Cich jęknełam gdy muskał swoimi ciepłymi ustami delikatną skórę mojej szyi. Po krótkiej chwili usłyszałam dźwięk jakby ktoś robił nam zdjęcia. Oderwałam Tomlinsona od siebie. Co ewidentnie mu się nie spodobało
-Słyszysz?
-Ale co?
-Ktoś robi zdjęcia
Louis rozejrzał się po okolicy i rzeczywiście. Na przeciw nas stał dziennikarz. Robił zdjęcia. Lou podbiegł do niego jednak ten zdążył uciec. Spojrzał tylko jak szybko zapiepszał po ulicy pewin że niebieskooki go goni.
-Wstrętny dziennikarzyna.
Lou rzucił na ziemię niedopałek po czym go zdeptał. Oboje weszliśmy do domu. Darcy bawiła się lalkami. Jak wtedy gdy ją zostawiłam. Widać było że Lou nie był zadowolony z obrotu sprawy. Jeszcze ze sobą nie mieszkaliśmy ze względu na media. A teraz wszystko wydało się przez naszą nieuwagę i chęć publicznego okazywania sobie zaintereaowania. Jutro to będzie temat numer jeden na portalach plotkarskich. Zdjęcia obiegną cały świat i poruszą Directioners które żałobują. Bedne. Ale mam prawo ukladać sobie życie z męzczyzną którego kocham. Poza tym może akurat im się spodoba że to właśnie Lou wychowuje Darcy?
Louis delikatnie pocałował mnie w szyję. Spojrzałam w jego oczy.
-Przynajmiej będę mógł się spokojnie przeprowadzić... Bez rzadnego strachu
Po chwili podbiegła do nas Darcy, byłam pewna że zapyta o przeprowadzkę
-Tatusiu...
-Tak ,słoneczko?-Louis czule wzią ją na ręce
-Pobawisz się ze mną?
-Jasne
Lou i mała poszli się bawić. To dobrze że miałam ich przy sobie. Lou,swojego partnera którego kocham nad życie tak jak kocham Harr'ego. Nadal kocham i będę kochać Hazze bez względu na wszystko. Zmnienił mnie i moje życie. I dzięki niemu mam cudowną córkę Darcy. Mój mały aniołek.
Razem z Tomlinsonem kładliśmy Małą spać. Po ostatniej zwrotce "If I Could Fly" usneła.
-Teraz mamy chwilkę dla siebie
Wbił się w moje usta. Wstał i obją mnie w talii. Przykół mnie do ściany na korytarzu wcześniej zamykając drzwi pokoju Darcy. Schodził z pocaunkami coraz nizej. Piesciół mój dekolt. Sciągną moją koszulkę która najwyraźniej bardzo mu przeszkadzała. Oplotlan go nogami w pasie cicho jęcząc z przyjemnośći.
-Chyba łóżko jest wygodniejsze niż ściana,prawda Lou?-zaproponowałam
-Ciiiii......
Wrócił do moich ust i zaniósł mnie do sypialnii. Drzwi zamkną kopniakiem. Położyl mnie na łóżku i wrócił do pieszczot. W ręważ za koszulkę zaczelam odpibać rozporek jego spodni po czym je ściągnelam. Lou schodził z pocaunkami coraz niżej. Sprawnym ruchem ściągną ze mnie moje slimy po czym sam pozbył się swojej koszulki. Przywoździł mnie do łóżka całując odsloniętą przez stanik część moich piersi. Ale najwidoczniej on też mu przeszkadzał. Zaczął delikatnie piescić ustami moje piersi.
Vol 4
Rano nie było obok mnie Lou. To było dziwne. Znając jego umiejętności kulinarne nie robił mi śniadania do łóżka. Chociaż nawet tego nie wymagałam. Wystrczyło mi to że w ogóle ze mną był. Po chwili usłyszałam przekręcający się klucz w zamku. Włożylam na siebie czarny jedwabny szlafrok i zeszłam na dół. Tommo wepchał właśnie do domu walizkę i zamkną drzwi na klucz. Ustawił ją obok czterech innych. Ten to ma ciuchów.
-Hej Lou-przywitałam się
-Cześć T.i
Tomlinson objął mnie w talii i delikatnie pocałował. Lubiłam te jego pocaunki. Były takie słodkie i delikatne. Lekkie ale wyrażały mnustwo emocji. Kochałam go. Tak kochałam męzczyznę który był najlepszym przyjacielem mojego byłego już narzeczonego. Opiekował się mną i Darcy. Nie musiał jej akceptować w naszym związku. Nie musiał jej kochać i wychowywać. Jednak to robił i wychodziło mu to wspaniale. Czułam się przy nim bezpiecznie i że z dnia na dzień staje się coraz ważniejszy i zależy mi na nim coraz bardziej.
Razem z Lou wnieślismy jego walizki do szafy. Chłopak rozebrał się i poszliśmy spać. Była piąta rano po co wstawać tak wcześnie? Jednak jakoś nie mogliśmy zasnąć
-Lou... Przydałoby się zaprowadzić Darcy na grób Harry'ego i wytłumaczyć jej wszystko
-Nie martw się tym. Zajmę się tą sprawą. Na pewno zrozumie,jest mądra
W rezultacie zasneliśmy.
Jednak nie było nam dane długo pospać. Około szóstej do sypialnii przyszła Darcy,wdrapała się na łóżko
-Mamusiu,tatusiu mogę z wami spać?-zapytał płaczliwym głosem mój aniołek
-Co się stało,skarbie?-zapytałam
Louis wzią ją i umieścił pomiędzy nami. Wtuliła się w jego ramię pokryte paroma tatuażami
-Tatuś mi się przyśnił...Że....że....
Mała nie mogła wydusić z siebie słowa bo zanosiła się płaczem. Lou podniusł się do pozycji siedziącej i przytulił ją do swojego torsu,dołączyłam do trzyosobowego "misia".
-Ze tatuś przyszedł i powiedział ze mnie nie kocha i potem ...
-Ciiii....kochanie. Twój prawdziwy tatuś bardzo cię kochał i nadal kocha...
-To gdzie on jest?
-Jeszcze dzisiaj zobaczysz,bądź cierpliwa słońce...
Louis nadal gdy zwracał się do Darcy mówił o Harry'm " twój prawdziwy tatuś". Trochę mi to przeszkadzalo. Nie miałam pomysłu czym można byłoby to zastąpić ale po prostu to sformułowanie mi nie pasowało. Zupelnie jakby Loui nie był jej prawdziwym tatą. A był , od paru miesięcy ją wychowywał i był zupełnie jak najprawdziwszy tata. Ojcostwo do Darcy przyszło mu stosunkowo szybko i łatwo jak sam mówił. Pokochał ją od kiedy odrazu ją zobaczył a gdy dowiedział się że będzie jej ojcem chrzestnym to oszalał. Ojcem, Lou nie lubił tego sformułowania zwykle mówił "Ojcem może zostać byle dupek, aby być tatą trzeba się bardziej postarać". On nie był ojcem ani tatą był tatusiem.
Darcy szybko zasneła w jego ramionach. Byli tacy uroczy. Nie mogłam się powstrzymać i zrobilam im zdjęcie. Louis nawet się nie zorientował ,był tak pochłonięty usypianiem swojej córeczki. Zawsze mówił o niej "jego [moja] córeczka". Nie protestowałam w końcu też ją wychowywał. Harry ją spłodził i był tatusiem na ile mógł i na ile pozwoliło mu życie. A Lou jest tak jakby jego zastępcą.
Zdjęcie ustawiłam sobie jako tapetę na telefonie i razem z Lou spowrotem zasnwliśmy z naszą córeczką.
-Już od 48 godzin nie wziołem papierosa do ust -powiedział Louis gdy oglądaliśmy z Darcy film dla dzieci zaraz po tym jak Boo Bear i Darcy wrócili z cmętarza
-Popcorn się skończył..
-To dobrze... Wytrzymaj jeszcze tylko resztę życia-cicho się zaśmiałan
-Hej! Nie śmiej się ze mne! Walczę z nałogiem . Powinnaś mnie wspierać,kochanie
-Ależ wspieram
Pocalowalam go w nos.
-Popcorn się skończył...POPCORN SIĘ SKOŃCZYŁ!!!!!!!!-upomniała Darcy machajac miską
-Nie ma więcej...-powiedzialam i starałam się wymyśliś co można zjeść innego
Darcy jękneła i zślizgła się lekko z kolan Tomlinsona, jednak szybko potem się na nie znów wdrapała. Może zostanie w przyszłości alpinistką? Heh oby nie.
-I co teraz będziemy jeść?- Lou i Darcy spojrzeli na mnie
-Co się tak patrzycie? O! O nie ,nie zrobię wam jeść głodomory, zmęczona jestem...
Chwilę potem zadzwonił mój telefon. Dzwoniła moja mama można aię domyślić w jakiej sprawie
-Cześć mamo...-przywitałam się z rodzicelką
-T.I DZIECKO CO TY WYRABIASZ!!! NAWET NIE MINĄ ROK ODKĄD TWÓJ NARZECZONY ZGINĄ A TY UMAWIASZ SIĘ Z JAKIMŚ KUTASEM ! WIDZIAŁAM ZDJĘCIA W INTERNECIE! NIE WYPRZESZ SIĘ! WYRAŹNIE WIDAĆ ŻE SIĘ CAŁOWALIŚCIE!!!-moja mama krzyczała a Darcy i Lou słuchali
-Ymm... Po pierwsze to nie z jakinś kutasem tylko Louis'em i on był najlepszym przyjacielem Harr'ego i..
-JESZCZE LEPIEJ! UMAWIASZ SIĘ Z NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM SWOJEGO ZMARŁEGO NARZECZONEGO!! I TEN TAK PO PROSTU WLAZŁ Z BUCIORAMI W WASZS ŻYCIE!
-Ale mamo Harry prosił Louis'a aby się zaaopiekował mną i Darcy...
-A WŁAŚNIE! Pomyślałam o Darcy? Przed paroma miesiącami jej ojciec odszedł a teraz co? Ma nowego tatusia?-moja mama nieco się opanowała ale nadal slychać było ironię w jej głosie
-Momo, Darcy kocha Louis'a... Lou w pewnym sęsie zastępuje jej Harr'ego. Jest jak tata dla niej. Kocha ją...
Moja mama prychneła i się rozłączyła. Było mi przykro że nie lubiła Lou. Przecież był takim cudownym człowiekiem. Gdyby znała go takiego jakiego ja go znam... Na pewno zmieniłaby zdanie. Bo Lou wychowuje Małą jakby była jego własną córką, akceptuje mnie w całości taką jaką jestem ,spędza z nami każdą wolną chwilę,jest zawsze gdy tego potrzebuję...
Lou najwyraźniej zauważył moją
smutną minę bo przytulił mnie mocniej
-T.i...Nie bądź smutna bo my też będziemy-zrobili z Darcy smutne minki które mimo wszystko były raczej śmieszne
-Nie, Lou po prostu jest mi smutno że moja mama zna cię tylko z gazet i internetu i takiego cię ocenia
-Kochanie... Mi wystarczy że ty i Darcy jesteście przy mnie i nic innego mnie nie obchodzi-pocałował mnie czule
Chciaż wiedziałam ze zabolały go słowa mojej matki. A przecierz on się tak stara. Bym czuła się szczęśliwa,by Darcy była szczęśliwa,i by Harry patrząc na nas z góry był szczęśliwy naszym szczęściem. Tak się stara zbudować Darcy normalny dom i rodzinę. A moja matka ma go za faceta który tak po prostu wszedł z buciorami w moje i Darcy życie i tak po prostu nas zmanipulował. Trochę nas zmanipulował,uzależnił od siebie ale chciał bym też go pokochała! Cierpiał patrząc na mnie i Harr'ego. A teraz się stara bym jak to sam mówi nie przestała go kochać. Tylko na tym mu zależy a inni tak po prostu go oceniają w ogóle go nie znając. Ale nie! Ja go kocham i to się nie zmieni. Koniec kropka!
Leżałam właśnie w łóżku aż dobiegło mnie chłodne powietrze. Miejsce obok mnie było zimne a okno balkonowe otwarte. Weszłam na balkon. Louis siedział w krześle i palił. Nie zauważyl mnie. Po jego policzku spływały łzy
-Lou...
-T.i!
Podskoczył i szybko zetarł łzy z policzka
-Czemu płaczesz?- zapytałam jak dziecko
-T.i...
-Mnie możesz przecież powiedzieć
-No bo...słowa twojej matki...powiedziała że jestem zwyklym kutasem co wpakował się z butami w twoje i Darcy życie.... A ja? Ja się naprawdę staram byście były szczęśliwe. T.i,czy to naprawdę tak wygląda? Że jestem zwyklym kutasem i po prostu tylko mi się wydaje że się staram i...-po policzkach Louis'a spływały łzy a papieros tlił się w jego dłoni
-Lou,to nie prawda! Jesteś cudownym człowiekiem. I ja naprawdę jestem z tobą szczęśliwa i Darcy. Jesteś dla niej tatą, a wcale nie musisz. Postanowiłeś się nią zająć chociaż nie musiałeś. Jakbyś był kutasen to byś miał ją w dupie! A tak nie jest!
-Naprawdę tak uważasz?
-Tak Lou-przytuliłam chłopaka-Ale miałeś już nie palić...
-Przepraszam,Nie mogłem się powstrzymać..
-Nic się nie stało,a teraz chodź idziemy spać
Louis Prov
Tak naprawdę bardzo mocno zabolały mnie słowa matki T.i.
Bardzo starałem się sprawić by T.i i Darcy były szczęśliwe a jej matka ocenia mnie zupełnie nie wiedząc o mnie nic. Nie wie nic o małym chłopcu Lou,widzi tylko kutasa Louisa Tomlinsona, zapatrzonego w siebie, chamskiego, aroganckiego,wrednego i egoistycznego drania który chce wykorzystać jej córkę. Ale tak nie jest. Kocham T.i i to się nie zmieni. W końcu dopaliłam papierosa. Rzucilem go i rozgniotłem. Wróciłem do T.i. Tak słodko wyglądała gdy spała. Lekko rozchylone wargi,przymknięte powieki, potargane włosy. T.i w moim ulubionym wydaniu.
Noc dłużyła się nie ubłagalnie długo. Wpatrywałem się w sufit. I pomyśleć że na moim miejscu kilka miesięcy temu był Harry. To takie straszne. Życie jest straszne. Biedna T.i nie zdążyła się z nim pożegnać. Przynajmiej ja zdążyłem. Pamiętam jego słowa
"Louis,zaaopiekuj się T.i i Darcy. Chcę patrząc z góry ,wiedzieć że są szczęśliwe wtedy ja będę szczęśliwy. Ufam Ci..."
Ufa mi. Nie zawiodę go. Przynajmiej się postaram. Harry był dla mnie jak brat. Dobry,kochany młodszy brat i czuję się zoobowiązany do tego aby podtrzymać na duchu osoby które tak kocha i które ja kocham. Nie mógłbym tak po prostu zostawić Darcy czy T.i. Obie są cudowne. Mała Darcy to Harry w żeńskiej postaci. Ten sam charakter,te same włosy,oczy,loki,nos. Po T.i ma zaledwie parę cech charakteru i kolor włosów który i zmieszał się z tym Hazzy. Ostatnio nie mieliśmy z Harrym najlepazego kontaktu. Byliśmy przycaciółmi,1D nas połączyło a raczej Simon Cowell. Ale gdy zmierzałem się dobrze bawić do klubu zadzwonił Harry. Mówił że czuje się dobrze,ogólnie dopiero wtedy dowiedziałem się że był w szpitalu. Mówił żebym przyjechał...I się ze mną porzegnał
No ale... Może rzeczywiście to wygląda tak jakbym się pakował z buciorami w życie T.i i Darcy? Przyszedłem do nich trzy tygodnie po śmierci przyjaciela. Zaledwie trzy tygodnie. Nawet nie miesiąc. A potem skończyłi się tak jak się skonczyło, przespaliśmy się. Nie będę zwalał winy na alkochol. W końcu to tylko wino. Jedno z droższych i wytrawniejszych ale nadal wino. Gdyby to była wódka,wisky czy tequila,kłóciłbym się. Bo po wypiciu nawet nie wielkiej ilości tych trunków można się szybko upić. Co prawda mam dobrą głowę do alkocholu,ale... Coś we mnie pękło. Pragnołem wtedy T.i. Bardzo. A ona dawała sposoboność i szczerą chęć do seksu. Tak więc może trochę wykorzystałem to iż była pijana. Miała słabą głowę do alkocholu. W zasadzidze było to niezwykle ekonomiczne. Wydawała mniej pieniędzy na alkochol gdy wychodziła do klubu. Ale...ja nie mam wymówki. Tsa.. Upiłem się winem mając twardą głowę do alkocholu i na dodatek większość wypiła T.i. Mi jedynie lekko szumiało w głowie. A po niej było widać że była pijana. Jakby mnie teraz Liam lub Zayn znalazł to by była afera na cały Londyn. No bo rzeczywiście to tak wygląda. Na początku zaczołem odwiedzać je jako przyjaciel a potem już jako partner T.i i "zatępczy tatuś" Darcy. Tak to wyglądało. Ale nie znaczy to ,to iż tak jest. Kocham dziewczyny i naprawdę ich potrzebuję. Tak jak Harry. Nie rozumiem jak faceci mogą wyłazić do klubów,zdradzać takie piękne kobiety jakie mają w domu. Ja nie zamierzam zrobić krzywdy tym które tutaj mam. Bo są naprawdę ważne.
T.i prov
Obudziło mnie lekkie głaskanie po włosach. Leżałam wtulona w ubranego już Lou.
-Pora wstawać,kochanie-powiedział z lekką poranną chrypką
-Hej Lou...
-Cześć kochanie,muszę jechać do studia
-Musisz?
-Tak,skarbie. Wiesz że jakbym nie mósiał to bym został
Pożegnałam się z Boo Bear'em. Wywiad. Niedługo znów rozpocznie szybsze życie. Cóż,musi kiedyś wrócić do świata show biznesu. Rozmyślając nad karierą Tommo ruszylam do kuchni by zrobić śniadanie. Włączyłam telewizor by móc widzieć wywiad z moim ukochanym. Zaczełam robić gofry. Nawet nie zauważylam jak Darcy weszła do kuchni
-Mamusiu! Patrz tatuś w telewizji!
-Poszłam do salonu by móc obejrzeć wywiad. Wszystko było gotowe
-Ostatnio media obiegło twoje zdjęcie,Lou z narzeczoną twojego zmarłego przyjaciela. A raczej byłą narzczoną. Widać bylo że się całowaliście. Jak to wytłumaczesz?
-Po prostu jestem w związku z T.i...
-A śmierć Harr'ego? Tak szybko po śmierci najlepszego przyjaciela wziołeś się za jego kobietę?
-Harry chciał abym się nią zają. Poza tym....
Słuchałam z Darcy wywiadu aż źle się poczułam. Zwymiotiwałm w łazience. Iii.. To bylo dziwne....Czyżbym....
-Co jest tak śmieszne? Dawaj kochanie pośmiejemy się razem-uśmiechną się
-To dla ciebie pewnie niezbyt śmieszne. Ale to tak zabawnie wygląda dorosły męzczyzna bawi się lalkani
Lou lekko się zaśmiał, po czym wzią Darcy na ręce i oddał mi. Wiedziałam co chciał zrobić i szczerze mi się to nie podobało.
-Louis... Wiesz że nie lubię jak palisz...
-Też tego nie lubię, obiecuję jak wrócę z wywiadu to kupię sobie jakieś tabletki na to...
Pogłaskał mnie po policzku,dał buziaka w czoło i wyszedł biorac wcześniej paczkę papierosów z półki. Darcy wróciła do zabawy a ja wyszłam do niego.
-Ech... Palenie zmniejsza potęcję u męzczyzn...-uśmiechnełam się na swoje własne słowa
Louis wypuścił dym i obją mnie jedną ręką w talii.
-Sugerujesz coś skarbie?
Potarł swoim nosem mój i wypuścił dym z papierosa wprost do moich ust. Lekko zatrzymałam go w sobie po czym wpuściłam
-Skąd że, Tylko ostrzegam
Cich jęknełam gdy muskał swoimi ciepłymi ustami delikatną skórę mojej szyi. Po krótkiej chwili usłyszałam dźwięk jakby ktoś robił nam zdjęcia. Oderwałam Tomlinsona od siebie. Co ewidentnie mu się nie spodobało
-Słyszysz?
-Ale co?
-Ktoś robi zdjęcia
Louis rozejrzał się po okolicy i rzeczywiście. Na przeciw nas stał dziennikarz. Robił zdjęcia. Lou podbiegł do niego jednak ten zdążył uciec. Spojrzał tylko jak szybko zapiepszał po ulicy pewin że niebieskooki go goni.
-Wstrętny dziennikarzyna.
Lou rzucił na ziemię niedopałek po czym go zdeptał. Oboje weszliśmy do domu. Darcy bawiła się lalkami. Jak wtedy gdy ją zostawiłam. Widać było że Lou nie był zadowolony z obrotu sprawy. Jeszcze ze sobą nie mieszkaliśmy ze względu na media. A teraz wszystko wydało się przez naszą nieuwagę i chęć publicznego okazywania sobie zaintereaowania. Jutro to będzie temat numer jeden na portalach plotkarskich. Zdjęcia obiegną cały świat i poruszą Directioners które żałobują. Bedne. Ale mam prawo ukladać sobie życie z męzczyzną którego kocham. Poza tym może akurat im się spodoba że to właśnie Lou wychowuje Darcy?
Louis delikatnie pocałował mnie w szyję. Spojrzałam w jego oczy.
-Przynajmiej będę mógł się spokojnie przeprowadzić... Bez rzadnego strachu
Po chwili podbiegła do nas Darcy, byłam pewna że zapyta o przeprowadzkę
-Tatusiu...
-Tak ,słoneczko?-Louis czule wzią ją na ręce
-Pobawisz się ze mną?
-Jasne
Lou i mała poszli się bawić. To dobrze że miałam ich przy sobie. Lou,swojego partnera którego kocham nad życie tak jak kocham Harr'ego. Nadal kocham i będę kochać Hazze bez względu na wszystko. Zmnienił mnie i moje życie. I dzięki niemu mam cudowną córkę Darcy. Mój mały aniołek.
Razem z Tomlinsonem kładliśmy Małą spać. Po ostatniej zwrotce "If I Could Fly" usneła.
-Teraz mamy chwilkę dla siebie
Wbił się w moje usta. Wstał i obją mnie w talii. Przykół mnie do ściany na korytarzu wcześniej zamykając drzwi pokoju Darcy. Schodził z pocaunkami coraz nizej. Piesciół mój dekolt. Sciągną moją koszulkę która najwyraźniej bardzo mu przeszkadzała. Oplotlan go nogami w pasie cicho jęcząc z przyjemnośći.
-Chyba łóżko jest wygodniejsze niż ściana,prawda Lou?-zaproponowałam
-Ciiiii......
Wrócił do moich ust i zaniósł mnie do sypialnii. Drzwi zamkną kopniakiem. Położyl mnie na łóżku i wrócił do pieszczot. W ręważ za koszulkę zaczelam odpibać rozporek jego spodni po czym je ściągnelam. Lou schodził z pocaunkami coraz niżej. Sprawnym ruchem ściągną ze mnie moje slimy po czym sam pozbył się swojej koszulki. Przywoździł mnie do łóżka całując odsloniętą przez stanik część moich piersi. Ale najwidoczniej on też mu przeszkadzał. Zaczął delikatnie piescić ustami moje piersi.
Vol 4
Rano nie było obok mnie Lou. To było dziwne. Znając jego umiejętności kulinarne nie robił mi śniadania do łóżka. Chociaż nawet tego nie wymagałam. Wystrczyło mi to że w ogóle ze mną był. Po chwili usłyszałam przekręcający się klucz w zamku. Włożylam na siebie czarny jedwabny szlafrok i zeszłam na dół. Tommo wepchał właśnie do domu walizkę i zamkną drzwi na klucz. Ustawił ją obok czterech innych. Ten to ma ciuchów.
-Hej Lou-przywitałam się
-Cześć T.i
Tomlinson objął mnie w talii i delikatnie pocałował. Lubiłam te jego pocaunki. Były takie słodkie i delikatne. Lekkie ale wyrażały mnustwo emocji. Kochałam go. Tak kochałam męzczyznę który był najlepszym przyjacielem mojego byłego już narzeczonego. Opiekował się mną i Darcy. Nie musiał jej akceptować w naszym związku. Nie musiał jej kochać i wychowywać. Jednak to robił i wychodziło mu to wspaniale. Czułam się przy nim bezpiecznie i że z dnia na dzień staje się coraz ważniejszy i zależy mi na nim coraz bardziej.
Razem z Lou wnieślismy jego walizki do szafy. Chłopak rozebrał się i poszliśmy spać. Była piąta rano po co wstawać tak wcześnie? Jednak jakoś nie mogliśmy zasnąć
-Lou... Przydałoby się zaprowadzić Darcy na grób Harry'ego i wytłumaczyć jej wszystko
-Nie martw się tym. Zajmę się tą sprawą. Na pewno zrozumie,jest mądra
W rezultacie zasneliśmy.
Jednak nie było nam dane długo pospać. Około szóstej do sypialnii przyszła Darcy,wdrapała się na łóżko
-Mamusiu,tatusiu mogę z wami spać?-zapytał płaczliwym głosem mój aniołek
-Co się stało,skarbie?-zapytałam
Louis wzią ją i umieścił pomiędzy nami. Wtuliła się w jego ramię pokryte paroma tatuażami
-Tatuś mi się przyśnił...Że....że....
Mała nie mogła wydusić z siebie słowa bo zanosiła się płaczem. Lou podniusł się do pozycji siedziącej i przytulił ją do swojego torsu,dołączyłam do trzyosobowego "misia".
-Ze tatuś przyszedł i powiedział ze mnie nie kocha i potem ...
-Ciiii....kochanie. Twój prawdziwy tatuś bardzo cię kochał i nadal kocha...
-To gdzie on jest?
-Jeszcze dzisiaj zobaczysz,bądź cierpliwa słońce...
Louis nadal gdy zwracał się do Darcy mówił o Harry'm " twój prawdziwy tatuś". Trochę mi to przeszkadzalo. Nie miałam pomysłu czym można byłoby to zastąpić ale po prostu to sformułowanie mi nie pasowało. Zupelnie jakby Loui nie był jej prawdziwym tatą. A był , od paru miesięcy ją wychowywał i był zupełnie jak najprawdziwszy tata. Ojcostwo do Darcy przyszło mu stosunkowo szybko i łatwo jak sam mówił. Pokochał ją od kiedy odrazu ją zobaczył a gdy dowiedział się że będzie jej ojcem chrzestnym to oszalał. Ojcem, Lou nie lubił tego sformułowania zwykle mówił "Ojcem może zostać byle dupek, aby być tatą trzeba się bardziej postarać". On nie był ojcem ani tatą był tatusiem.
Darcy szybko zasneła w jego ramionach. Byli tacy uroczy. Nie mogłam się powstrzymać i zrobilam im zdjęcie. Louis nawet się nie zorientował ,był tak pochłonięty usypianiem swojej córeczki. Zawsze mówił o niej "jego [moja] córeczka". Nie protestowałam w końcu też ją wychowywał. Harry ją spłodził i był tatusiem na ile mógł i na ile pozwoliło mu życie. A Lou jest tak jakby jego zastępcą.
Zdjęcie ustawiłam sobie jako tapetę na telefonie i razem z Lou spowrotem zasnwliśmy z naszą córeczką.
-Już od 48 godzin nie wziołem papierosa do ust -powiedział Louis gdy oglądaliśmy z Darcy film dla dzieci zaraz po tym jak Boo Bear i Darcy wrócili z cmętarza
-Popcorn się skończył..
-To dobrze... Wytrzymaj jeszcze tylko resztę życia-cicho się zaśmiałan
-Hej! Nie śmiej się ze mne! Walczę z nałogiem . Powinnaś mnie wspierać,kochanie
-Ależ wspieram
Pocalowalam go w nos.
-Popcorn się skończył...POPCORN SIĘ SKOŃCZYŁ!!!!!!!!-upomniała Darcy machajac miską
-Nie ma więcej...-powiedzialam i starałam się wymyśliś co można zjeść innego
Darcy jękneła i zślizgła się lekko z kolan Tomlinsona, jednak szybko potem się na nie znów wdrapała. Może zostanie w przyszłości alpinistką? Heh oby nie.
-I co teraz będziemy jeść?- Lou i Darcy spojrzeli na mnie
-Co się tak patrzycie? O! O nie ,nie zrobię wam jeść głodomory, zmęczona jestem...
Chwilę potem zadzwonił mój telefon. Dzwoniła moja mama można aię domyślić w jakiej sprawie
-Cześć mamo...-przywitałam się z rodzicelką
-T.I DZIECKO CO TY WYRABIASZ!!! NAWET NIE MINĄ ROK ODKĄD TWÓJ NARZECZONY ZGINĄ A TY UMAWIASZ SIĘ Z JAKIMŚ KUTASEM ! WIDZIAŁAM ZDJĘCIA W INTERNECIE! NIE WYPRZESZ SIĘ! WYRAŹNIE WIDAĆ ŻE SIĘ CAŁOWALIŚCIE!!!-moja mama krzyczała a Darcy i Lou słuchali
-Ymm... Po pierwsze to nie z jakinś kutasem tylko Louis'em i on był najlepszym przyjacielem Harr'ego i..
-JESZCZE LEPIEJ! UMAWIASZ SIĘ Z NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM SWOJEGO ZMARŁEGO NARZECZONEGO!! I TEN TAK PO PROSTU WLAZŁ Z BUCIORAMI W WASZS ŻYCIE!
-Ale mamo Harry prosił Louis'a aby się zaaopiekował mną i Darcy...
-A WŁAŚNIE! Pomyślałam o Darcy? Przed paroma miesiącami jej ojciec odszedł a teraz co? Ma nowego tatusia?-moja mama nieco się opanowała ale nadal slychać było ironię w jej głosie
-Momo, Darcy kocha Louis'a... Lou w pewnym sęsie zastępuje jej Harr'ego. Jest jak tata dla niej. Kocha ją...
Moja mama prychneła i się rozłączyła. Było mi przykro że nie lubiła Lou. Przecież był takim cudownym człowiekiem. Gdyby znała go takiego jakiego ja go znam... Na pewno zmieniłaby zdanie. Bo Lou wychowuje Małą jakby była jego własną córką, akceptuje mnie w całości taką jaką jestem ,spędza z nami każdą wolną chwilę,jest zawsze gdy tego potrzebuję...
Lou najwyraźniej zauważył moją
smutną minę bo przytulił mnie mocniej
-T.i...Nie bądź smutna bo my też będziemy-zrobili z Darcy smutne minki które mimo wszystko były raczej śmieszne
-Nie, Lou po prostu jest mi smutno że moja mama zna cię tylko z gazet i internetu i takiego cię ocenia
-Kochanie... Mi wystarczy że ty i Darcy jesteście przy mnie i nic innego mnie nie obchodzi-pocałował mnie czule
Chciaż wiedziałam ze zabolały go słowa mojej matki. A przecierz on się tak stara. Bym czuła się szczęśliwa,by Darcy była szczęśliwa,i by Harry patrząc na nas z góry był szczęśliwy naszym szczęściem. Tak się stara zbudować Darcy normalny dom i rodzinę. A moja matka ma go za faceta który tak po prostu wszedł z buciorami w moje i Darcy życie i tak po prostu nas zmanipulował. Trochę nas zmanipulował,uzależnił od siebie ale chciał bym też go pokochała! Cierpiał patrząc na mnie i Harr'ego. A teraz się stara bym jak to sam mówi nie przestała go kochać. Tylko na tym mu zależy a inni tak po prostu go oceniają w ogóle go nie znając. Ale nie! Ja go kocham i to się nie zmieni. Koniec kropka!
Leżałam właśnie w łóżku aż dobiegło mnie chłodne powietrze. Miejsce obok mnie było zimne a okno balkonowe otwarte. Weszłam na balkon. Louis siedział w krześle i palił. Nie zauważyl mnie. Po jego policzku spływały łzy
-Lou...
-T.i!
Podskoczył i szybko zetarł łzy z policzka
-Czemu płaczesz?- zapytałam jak dziecko
-T.i...
-Mnie możesz przecież powiedzieć
-No bo...słowa twojej matki...powiedziała że jestem zwyklym kutasem co wpakował się z butami w twoje i Darcy życie.... A ja? Ja się naprawdę staram byście były szczęśliwe. T.i,czy to naprawdę tak wygląda? Że jestem zwyklym kutasem i po prostu tylko mi się wydaje że się staram i...-po policzkach Louis'a spływały łzy a papieros tlił się w jego dłoni
-Lou,to nie prawda! Jesteś cudownym człowiekiem. I ja naprawdę jestem z tobą szczęśliwa i Darcy. Jesteś dla niej tatą, a wcale nie musisz. Postanowiłeś się nią zająć chociaż nie musiałeś. Jakbyś był kutasen to byś miał ją w dupie! A tak nie jest!
-Naprawdę tak uważasz?
-Tak Lou-przytuliłam chłopaka-Ale miałeś już nie palić...
-Przepraszam,Nie mogłem się powstrzymać..
-Nic się nie stało,a teraz chodź idziemy spać
Louis Prov
Tak naprawdę bardzo mocno zabolały mnie słowa matki T.i.
Bardzo starałem się sprawić by T.i i Darcy były szczęśliwe a jej matka ocenia mnie zupełnie nie wiedząc o mnie nic. Nie wie nic o małym chłopcu Lou,widzi tylko kutasa Louisa Tomlinsona, zapatrzonego w siebie, chamskiego, aroganckiego,wrednego i egoistycznego drania który chce wykorzystać jej córkę. Ale tak nie jest. Kocham T.i i to się nie zmieni. W końcu dopaliłam papierosa. Rzucilem go i rozgniotłem. Wróciłem do T.i. Tak słodko wyglądała gdy spała. Lekko rozchylone wargi,przymknięte powieki, potargane włosy. T.i w moim ulubionym wydaniu.
Noc dłużyła się nie ubłagalnie długo. Wpatrywałem się w sufit. I pomyśleć że na moim miejscu kilka miesięcy temu był Harry. To takie straszne. Życie jest straszne. Biedna T.i nie zdążyła się z nim pożegnać. Przynajmiej ja zdążyłem. Pamiętam jego słowa
"Louis,zaaopiekuj się T.i i Darcy. Chcę patrząc z góry ,wiedzieć że są szczęśliwe wtedy ja będę szczęśliwy. Ufam Ci..."
Ufa mi. Nie zawiodę go. Przynajmiej się postaram. Harry był dla mnie jak brat. Dobry,kochany młodszy brat i czuję się zoobowiązany do tego aby podtrzymać na duchu osoby które tak kocha i które ja kocham. Nie mógłbym tak po prostu zostawić Darcy czy T.i. Obie są cudowne. Mała Darcy to Harry w żeńskiej postaci. Ten sam charakter,te same włosy,oczy,loki,nos. Po T.i ma zaledwie parę cech charakteru i kolor włosów który i zmieszał się z tym Hazzy. Ostatnio nie mieliśmy z Harrym najlepazego kontaktu. Byliśmy przycaciółmi,1D nas połączyło a raczej Simon Cowell. Ale gdy zmierzałem się dobrze bawić do klubu zadzwonił Harry. Mówił że czuje się dobrze,ogólnie dopiero wtedy dowiedziałem się że był w szpitalu. Mówił żebym przyjechał...I się ze mną porzegnał
No ale... Może rzeczywiście to wygląda tak jakbym się pakował z buciorami w życie T.i i Darcy? Przyszedłem do nich trzy tygodnie po śmierci przyjaciela. Zaledwie trzy tygodnie. Nawet nie miesiąc. A potem skończyłi się tak jak się skonczyło, przespaliśmy się. Nie będę zwalał winy na alkochol. W końcu to tylko wino. Jedno z droższych i wytrawniejszych ale nadal wino. Gdyby to była wódka,wisky czy tequila,kłóciłbym się. Bo po wypiciu nawet nie wielkiej ilości tych trunków można się szybko upić. Co prawda mam dobrą głowę do alkocholu,ale... Coś we mnie pękło. Pragnołem wtedy T.i. Bardzo. A ona dawała sposoboność i szczerą chęć do seksu. Tak więc może trochę wykorzystałem to iż była pijana. Miała słabą głowę do alkocholu. W zasadzidze było to niezwykle ekonomiczne. Wydawała mniej pieniędzy na alkochol gdy wychodziła do klubu. Ale...ja nie mam wymówki. Tsa.. Upiłem się winem mając twardą głowę do alkocholu i na dodatek większość wypiła T.i. Mi jedynie lekko szumiało w głowie. A po niej było widać że była pijana. Jakby mnie teraz Liam lub Zayn znalazł to by była afera na cały Londyn. No bo rzeczywiście to tak wygląda. Na początku zaczołem odwiedzać je jako przyjaciel a potem już jako partner T.i i "zatępczy tatuś" Darcy. Tak to wyglądało. Ale nie znaczy to ,to iż tak jest. Kocham dziewczyny i naprawdę ich potrzebuję. Tak jak Harry. Nie rozumiem jak faceci mogą wyłazić do klubów,zdradzać takie piękne kobiety jakie mają w domu. Ja nie zamierzam zrobić krzywdy tym które tutaj mam. Bo są naprawdę ważne.
T.i prov
Obudziło mnie lekkie głaskanie po włosach. Leżałam wtulona w ubranego już Lou.
-Pora wstawać,kochanie-powiedział z lekką poranną chrypką
-Hej Lou...
-Cześć kochanie,muszę jechać do studia
-Musisz?
-Tak,skarbie. Wiesz że jakbym nie mósiał to bym został
Pożegnałam się z Boo Bear'em. Wywiad. Niedługo znów rozpocznie szybsze życie. Cóż,musi kiedyś wrócić do świata show biznesu. Rozmyślając nad karierą Tommo ruszylam do kuchni by zrobić śniadanie. Włączyłam telewizor by móc widzieć wywiad z moim ukochanym. Zaczełam robić gofry. Nawet nie zauważylam jak Darcy weszła do kuchni
-Mamusiu! Patrz tatuś w telewizji!
-Poszłam do salonu by móc obejrzeć wywiad. Wszystko było gotowe
-Ostatnio media obiegło twoje zdjęcie,Lou z narzeczoną twojego zmarłego przyjaciela. A raczej byłą narzczoną. Widać bylo że się całowaliście. Jak to wytłumaczesz?
-Po prostu jestem w związku z T.i...
-A śmierć Harr'ego? Tak szybko po śmierci najlepszego przyjaciela wziołeś się za jego kobietę?
-Harry chciał abym się nią zają. Poza tym....
Słuchałam z Darcy wywiadu aż źle się poczułam. Zwymiotiwałm w łazience. Iii.. To bylo dziwne....Czyżbym....
Sign of the times 2
Przez następny miesiąc Lou ptrzychodził regularnie. Często zostawał na noc. Ale nie codziennie. Opieraliśmy naszą relację na uczuciach nie na seksie. Bo to uczucia wżniejsze. Od śmierci Harr'ego mineło już 5 miesięcy. Rzeczywiście tak jakby Harry opiekował się nami poprzez Louis'a. Tomlinson był naprawdę cudowny. Taki delikatny,czuły,pełen troski ale i namiętny. Był świetny w łóżku co nie raz udowodnił. Kochałam seks z nim. Potrafił być delikatny i zdarzało się gdy był ostry. Mało kiedy był brutalny w łóżku. Lubiłam oba sposoby w jakich mogliśmy się kochać. Były zupełnie inne ale oba mnie pociągały. Gdy seks był ostry Lou stawał się władczy,dominiwał i nie pozwalał mi na ani jeden jęk lub słowo wypowiedziane bez jego zdgody. Uwielbiałam tego ostrego,władczego i dominującego pana Tomlinsona bo tak kazał mi się wtedy do siebie zwracać. Podobalo mi się ,Pan Tomlinson. Ale owiele częściej był delikatny. Czuły i dotykał mnie z taką precyzją, starając się nie przegapić ani milimetra mojego ciała. I to zwykle on prowokował seks i nim "zarządzał". Ja jedynie byłam mu poddana co w tej ostrzejszej wersji bardzo mu się podobało. Wiedział że w danej chwili potrzebuję delikatności, nie ostrego seksu lub dominacji i uległości . Doskonale też rozumiał słowa "Nie,nie dzisiaj ,jestem znęczona". To w nim kochałam, tę wyrozumiałość. Rozmyślałam właśnie siedząc na sofie w salonie. Niedaleko Lou i Darcy bawili się lalkami. Wyglądali tak słodko. On był dorosłym męzczyną a ona małą dziewczynką i razem bawili się lalkami. Zaśmiałam się na ten widok a Lou odwrócił głowę
-Co jest tak śmieszne? Dawaj kochanie pośmiejemy się razem-uśmiechną się
-To dla ciebie pewnie niezbyt śmieszne. Ale to tak zabawnie wygląda dorosły męzczyzna bawi się lalkani
Lou lekko się zaśmiał, po czym wzią Darcy na ręce i oddał mi. Wiedziałam co chciał zrobić i szczerze mi się to nie podobało.
-Louis... Wiesz że nie lubię jak palisz...
-Też tego nie lubię, obiecuję jak wrócę z wywiadu to kupię sobie jakieś tabletki na to...
Pogłaskał mnie po policzku,dał buziaka w czoło i wyszedł biorac wcześniej paczkę papierosów z półki. Darcy wróciła do zabawy a ja wyszłam do niego.
-Ech... Palenie zmniejsza potęcję u męzczyzn...-uśmiechnełam się na swoje własne słowa
Louis wypuścił dym i obją mnie jedną ręką w talii.
-Sugerujesz coś skarbie?
Potarł swoim nosem mój i wypuścił dym z papierosa wprost do moich ust. Lekko zatrzymałam go w sobie po czym wpuściłam
-Skąd że, Tylko ostrzegam
Cich jęknełam gdy muskał swoimi ciepłymi ustami delikatną skórę mojej szyi. Po krótkiej chwili usłyszałam dźwięk jakby ktoś robił nam zdjęcia. Oderwałam Tomlinsona od siebie Co ewidentnie mu się nie spodobało
-Słyszysz?
-Ale co?
-Ktoś robi zdjęcia
Louis rozejrzał się po okolicy i rzeczywiście. Na przeciw nas stał dziennikarz. Robił zdjęcia. Lou podbiegł do niego jednak ten zdążył uciec. Spojrzał tylko jak szybko zapiepszał po ulicy pewin że niebieskooki go goni.
-Wstrętny dziennikarzyna.
Lou rzucił na ziemię niedopałek po czym go zdeptał. Oboje weszliśmy do domu. Darcy bawiła się lalkami. Jak wtedy gdy ją zostawiłam. Widać było że Lou nie był zadowolony z obrotu sprawy. Jeszcze ze sobą nie mieszkaliśmy ze względu na media. A teraz wszystko wydało się przez naszą nieuwagę i chęć publicznego okazywania sobie zaintereaowania. Jutro to będzie temat numer jeden na portalach plotkarskich. Zdjęcia obiegną cały świat i poruszą Directioners które żałobują. Bedne. Ale mam prawo ukladać sobie życie z męzczyzną którego kocham. Poza tym może akurat im się spodoba że to właśnie Lou wychowuje Darcy?
Louis delikatnie pocałował mnie w szyję. Spojrzałam w jego oczy.
-Przynajmiejm będę mógł się spokojnie przeprowadzić... Bez rzadnego strachu
Po chwili podbiegła do nas Darcy, byłam pewna że zapyta o przeprowadzkę
-Tatusiu...
-Tak ,słoneczko?-Louis czule wzią ją na ręce
-Pobawisz się ze mną?
-Jasne
Lou i mała poszli się bawić. To dobrze że miałam ich przy sobie. Lou,swojego partnera którego kocham nad życie tak jak kocham Harr'ego. Nadal kocham i będę kochać Hazze bez względu na wszystko. Zmnienił mnie i moje życie. I dzięki niemu mam cudowną córkę Darcy. Mój mały aniołek.
Razem z Tomlinsonem kładliśmy Małą spać. Po ostatniej zwrotce "If I Could Fly" usneła.
-Teraz mamy chwilkę dla siebie
Wbił się w moje usta. Wstał i obją mnie w talii. Przykół mnie do ściany na korytarzu wcześniej zamykając drzwi pokoju Darcy. Schodził z pocaunkami coraz nizej. Piesciół mój dekolt. Sciągną moją koszulkę która najwyraźniej bardzo mu przeszkadzała. Oplotlan go nogami w pasie cicho jęcząc z przyjemnośći.
-Chyba łóżko jest wygodniejsze niż ściana,prawda Lou?-zaproponowałam
-Ciiiii......
Wrócił do moich ust i zaniósł mnie do sypialnii. Drzwi zamkną kopniakiem. Położyl mnie na łóżku i wrócił do pieszczot. W ręważ za koszulkę zaczelam odpibać rozporek jego spodni po czym je ściągnelam. Lou schodził z pocaunkami coraz niżej. Sprawnym ruchem ściągną ze mnie moje leginsy po czym sam pozbył się swojej koszulki. Przywoździł mnie do łóżka całując odsloniętą przez stanik część moich piersi. Ale najwidoczniej on też mu przeszkadzał. Zaczął delikatnie piescić udtami moje piersi.
*Po tykocham*
-Kocham cię wiesz?
-Tak wiem Lou i ja ciebie też mocno kocham
Vol 4
Rano nie było obok mnie Lou. To było dziwne. Znając jego umiejętności kulinarne nie robił mi śniadania do łóżka. Chociaż nawet tego nie wymagałam. Wystrczyło mi to że w ogóle ze mną był. Po chwili usłyszałam przekręcający się klucz w zamku. Włożylam na siebie czarny jedwabny szlafrok i zeszlam na dół. Tommo wepchał właśnie do domu walizkę i zamkną drzwi na klucz. Ustawił ją obok trzech innych. Ten to ma ciuchów.
-Hej Lou-przywitałam się
-Cześć T.i
Tomlinson objął mnie w talii i delikatnie pocałował. Lubiłam te jego pocaunki. Były takie słodkie i delikatne. Lekkie ale wyrażały mnustwo emocji. Kochałam go. Tak kochałam męzczyznę który był najlepszym przyjacielem mojego byłego już narzeczonego. Opiekował się mną i Darcy. Nie musiał jej akceptować w naszym związku. Nie musiał jej kochać i wychowywać. Jednak to robił i wychodzuło mu to wspaniale. Czułam się przy nim bezpiecznie i że z dnia na dzień staje się coraz ważniejszy i zależy mi na nim coraz bardziej.
Razem z Lou wnieślismy jego walizki do szafy. Chłopak rozebrał się i poszliśmy spać. Była piąta rano po co wstawać tak wcześnie? Jednak jakoś nie mogliśmy zasnąć
-Lou... Przydałoby się zaprowadzić Darcy na grób Harry'ego i wytłumaczyć jej wszystko
-Nie martw się tym. Zajmę się tą sprawą. Na pewno zrozumie,jest mądra
W rezultacie zasneliśmy.
Jednak nie było nam dane długo pospać. Około szóstej do sypialnii przyszła Darcy,wdrapała się na łóżko
-Mamusiy,tatusiu mogę z wami spać?-zapytał płaczliwym głosem mój aniołek
-Co się stało,skarbie?-zapytałam
Louis wzią ją i umieścił pomiędzy nami. Wtuliła się w jego ramię pokryte paroma tatuażami
-Tatuś mi się przyśnił...Że....że....
Mała nie mogła wydusić z siebie słowa bo zanosiła się płaczem. Lou podniusł się do pozycji siedziącej i przytulił ją do swojego torsu,dołączyłam do trzyosobowego "misia".
-Ze tatuś przyszedł i powiedział ze mnie nie kocha i potem ...
-Ciiii....kochanie. Twój prawdziwy tatuś bardzo cię kochał i nadal kocha...
-To gdzie on jest?
-Jeszcze dzisiaj zobaczysz,bądź cierpliwa słońce...
Louis nadal gdy zwracał się do Darcy mówił o Harry'm " twój prawdziwy tatuś". Trochę mi to przeszkadzalo. Nie miałam pomysłu czym można byłoby to zastąpić ale po prostu to sformułowanie mi nie pasowało. Zupelnie jakby Loui nie był jej prawdziwym tatą. A był , od paru miesięcy ją wychowywał i był zupelnie jak najprawdziwszy tata. Ojcostwo do Darcy przyszło mu stosunkowo szybko i łatwo jak sam mówił. Pokochał ją od kiedy odrazu ją zobaczył a gdy dowiedział się że będzie jej ojcem chrzestnym to oszalał. Ojcem, Lou nie lubił tego sformułowania zwykle mówił "Ojcem może zostać byle dupek, aby być tatą trzeba się bardziej postarać". On nie byl ojcem ani tatą był tatusiem.
Darcy szybko zasneła w jego ramionach. Byli tacy uroczy. Nie mogłam się powstrzymać i zrobilam im zdjęcie. Louis nawet się nie zorientował ,był tak pochłonięty usypianiem swojej córeczki. Zawsze mówił o niej "jego [moja] córeczka". Nie protestowałam w końcu też ją wychowywał. Harry ją spłodził i był tatusiem na ile mógl i na ile pozwoliło mu życie. A Lou jest tak jakby jego zastępcą.
Zdjęcie ustawiłam sobie jako tapetę na telefonie i razem z Lou spowrotem zasnwliśmy z naszą córeczką.
-Już od 48 godzin nie wziołem papierosa do ust -powiedział Louis gdy oglądaliśmy z Darcy film dla dzieci zaraz po tym jak Boo Bear i Darcy wrócili z cmętarza
-Popcorn się skończył..
-To dobrze... Wytrzymaj jeszcze tylko resztę życia-cicho się zaśmiałan
-Hej! Nie śmiej się ze mne! Walczę z nałogiem . Powinnaś mnie wspierać,kochanie
-Ależ wspieram
Pocalowalam go w nos.
-Popcorn się skończył...-upomniała Darcy
-Nie ma więcej...-powiedzialam i starałam się wymyśliś co można zjeść innego
Darcy jękneła i zślizgła się lekko z kolan Tomlinsona, jednak szybko potem się na nie znów wdrapała. Może zostanie w przyszłości alpinistką? Heh oby nie.
-I co teraz będziemy jeść?- Lou i Darcy spojrzeli na mnie
-Co się tak patrzycie? O! O nie ,nie zrobię wam jeść głodomory, zmęczona jestem...
Chwilę potem zadzwonił mój telefon. Dzwoniła moja mama można aię domyślić w jakiej sprawie
-Cześć mamo...-przywitałam się z rodzicelką
-T.I DZIECKO CO TY WYRABIASZ!!! NAWET NIE MINĄ ROK ODKĄD TWÓJ NARZECZONY ZGINĄ A TY UMAWIASZ SIĘ Z JAKIMŚ KUTASEM ! WIDZIAŁAM ZDJĘCIA W INTERNECIE! NIE WYPRZESZ SIĘ! WYRAŹNIE WIDAĆ ŻE SIĘ CAŁOWALIŚCIE!!!-moja mama krzyczała a Darcy i Lou słuchali
-Ymm... Po pierwsze to nie z jakinś kutasem tylko Louis'em i on był najlepszym przyjacielem Harr'ego i..
-JESZCZE LEPIEJ! UMAWIASZ SIĘ Z NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM SWOJEGO ZMARŁEGO NARZECZONEGO!! I TEN TAK PO PROSTU WLAZŁ Z BUCIORAMI W WASZS ŻYCIE!
-Ale mamo Harry prosił Louis'a aby się zaaopiekował mną i Darcy...
-A WŁAŚNIE! Pomyślałam o Darcy? Przed paroma miesiącami jej ojciec odszedł a teraz co? Ma nowego tatusia?-moja mama nieco się opanowała ale nadal slychać było ironię w jej głosie
-Momo, Darcy kocha Louis'a... Lou w pewnym sęsie zastępuje jej Harr'ego. Jest jak tata dla niej. Kocha ją...
Moja mama prychneła i się rozłączyła. Było mi przykro że nie lubiła Lou. Przecież był takim cudownym człowiekiem. Gdyby znała go takiego jakiego ja go znam... Na pewno zmieniłaby zdanie. Bo Lou wychowuje Małą jakby była jego własną córką, akceptuje mnie w całości taką jaką jestem ,spędza z nami każdą wolną chwilę,jest zawsze gdy tego potrzebuję...
Lou najwyraźniej zauważył moją
smutną minę bo przytulił mnie mocniej
-T.i...Nie bądź smutna bo my też będziemy-zrobili z Darcy smutnw minki które mimo wszystko były raczej śmieszne
-Nie, Lou po prostu jest mi smutno że moja mama zna cię tylko z gazet i internetu i takiego cię ocenia
-Kochanie... Mi wystarczy że ty i Darcy jesteście przy mnie i nic innego mnie nie obchodzi-pocałował mnie czule
Chciaż wiedziałam ze zabolały go słowa mojej matki. A przecierz on się tak stara. Bym czuła się szczęśliwa,by Darcy była szczęśliwa,i by Harry patrząc na nas z góry był szczęśliwy naszym szczęściem. Tak się stara zbudować Darcy normalny dom i rodzinę. A moja matka ma go za faceta który tak po prostu wszedł z buciorami w moje i Darcy życie i tak po prostu nas zmanipulował. Trochę nas zmanipulował,uzależnił od siebie ale chciał bym też go pokochała! Cierpiał patrząc na mnie i Harr'ego. A teraz się stara bym jak to sam mówi nie przestała go kochać. Tylko na tym mu zależy a inni tak po prostu go oceniają w ogóle go nie znając. Ale nie! Ja go kocham i to się nie zmieni. Koniec kropka!
Leżałam właśnie w łóżku aż dobiegło mnie chłodne powietrze. Miejsce obok mnie było zimne a okno balkonowe otwarte. Weszłam na balkon. Louis siedział w krześle i palił. Nie zauważyl mnie. Po jego policzku spływały łzy
-Lou...
-T.i!
Podskoczył i szybko zetarł łzy z policzka
-Czemu płaczesz?- zapytałam jak dziecko
-T.i...
-Mnie możesz przecież powiedzieć
-No bo...słowa twojej matki...powiedziała że jestem zwyklym kutasem co wpakował się z butami w twoje i Darcy życie.... A ja? Ja się naprawdę staram byście były szczęśliwe. T.i,czy to naprawdę tak wygląda? Że jestem zwyklym kutasem i po prostu tylko mi się wydaje że się staram i...-po policzkach Louis'a spływały łzy a papieros tlił się w jego dłoni
-Lou,to nie prawda! Jesteś cudownym człowiekiem. I ja naprawdę jestem z tobą szczęśliwa i Darcy. Jesteś dla niej tatą, a wcale nie musisz. Postanowiłeś się nią zająć chociaż nie musiałeś. Jakbyś był kutasen to byś miał ją w dupie! A tak nie jest!
-Naprawdę tak uważasz?
-Tak Lou-przytuliłam chlopaka-Ale miałeś już nie palić...
-Przepraszam,Nie mogłem się piwstrzymać..
-Nic się nie stało,a teraz chodź idziemy spać
Louis Prov
Tak naprawdę bardzo mocno zabolały mnie słowa matki T.i.
Bardzo starałem się sprawić by T.i i Darcy były szczęśliwe a jej matka ocenia mnie zupełnie nie wiedząc o mnie nic. Nie wie nic o małym chłopcu Lou,widzi tylko kutasa Louisa Tomlinsona, zapatrzonego w siebie, chamskiego, aroganckiego,wrednego i egoistycznego drania który chce wykorzystać jej córkę. Ale tak nie jest. Kocham T.i i to się nie zmieni. W końcu dopalilem papierosa. Rzucilem go i rozgniotłem. Wróciłem do T.i. Tak słodko wyglądała gdy spała. Lekko rozchylone wargi,przymknięte powieki, potargane włosy. T.i w moim ulubionym wydaniu.
Noc dłużyła się nie ubłagalnie długo. Wpatrywałem się w sufit. I pomyśleć że na moim miejscu kilka miesięcy temu był Harry. To takie straszne. Życie jest straszne. Biedna T.i nie zdążyła się z nim pożegnać. Przynajmiejm ja zdążyłem. Pamiętam jego słowa
"Louis,zaaopiekuj się T.i i Darcy. Chcę patrząc z góry ,wiedzieć że są szczęśliwe wtedy ja będę szczęśliwy. Ufam Ci..."
Ufa mi. Nie zawiodę go. Przynajmiejm się postaram. Harry był dla mnie jak brat. Dobry,kochany młodszy brat i czuję się zoobowiązany do tego aby podtrzymać na duchu osoby które tak kocha i które ja kocham. Nie mógłbym tak po prostu zostawić Darcy czy T.i. Obie są cudowne. Mała Darcy to Harry w żeńskiej postaci. Ten sam charakter,te same włosy,oczy,loki,nos. Po T.i ma zaledwie parę cech charakteru i kolor włosów który i zmieszał się z tym Hazzy. Ostatnio nie mieliśmy z Harrym najlepazego kontaktu. Byliśmy przycaciółmi,1D nas połączyło a raczej Simon Cowell. Ale gdy zmierzałem się dobzre bawić do klubu zadzwonił Harry. Mówił że czuje się dobrze,ogólnie dopiero wtedy dowiedziałem się że był w szpitalu. Mówił żebym przyjechał...I się ze mną porzegnał
No ale... Może rzeczywiście to wygląda tak jakbym się pakował z buciorami w życie T.i i Darcy? Przyszedłem do nich trzy tygodnie po śmierci przyjaciela. Zaledwie trzy tygodnie. Nawet nie miesiąc. A potem skończyłi się tak jak się skonczyło, przespaliśmy się. Nie będę zwalał winy na alkochol. W końcu to tylko wino. Jedno z droższych i wytrawniejszych ale nadal wino. Gdyby to była wódka,wisky czy tequila,kłóciłbym się. Bo po wypiciu nawet nie wielkiej ilości tych trunków można się szybko upić. Co prawda mam dobrą głowę do alkocholu,ale... Coś we mnie pękło. Pragnołem wtedy T.i. Bardzo. A ona dawała sposoboność i szczerą chęć do seksu. Tak więc może trochę wykorzystałem to iż była pijana. Miała słabą głowę do alkocholu. W zasadzidze było to niezwykle ekonomiczne. Wydawała mniej pieniędzy na alkochol gdy wychodziła do klubu. Ale...ja nie mam wymówki. Tsa.. Upiłem się winem mając twardą głowę do alkocholu i na dodatek większość wypiła T.i. Mi jedynie lekko szumiało w glowie. A po niej było widać że była pijana. Jakby mnie teraz Liam lub Zayn znalazł to by była afera na cały Londyn. No bo rzeczywiście to tak wygląda. Na początku zaczołem odwiedzać je jako przyjaciel a potem już jako partner T.i i "zatępczy tatuś" Darcy. Tak to wyglądało. Ale nie znaczy to ,to iż tak jest. Kocham dziewczyny i naprawdę ich potrzebuję. Tak jak Harry. Nie rozumiem jak faceci mogą wyłazić do klubów,zdradzać takie piękne kobiety jakie mają w domu. Ja nie zamierzam zrobić krzywdy tym które tutaj mam. Bo są naprawdę ważne.
T.i prov
Obudziło mnie lekkie głaskanie po włosach. Leżałam wtulona w ubranego już Lou.
-Pora wstawać,kochanie-powiedział z lekką poranną chrypką
-Hej Lou...
-Cześć kochanie,muszę jechać do studia
-Musisz?
-Tak,skarbie. Wiesz że jakbym nie mósiał to bym został
Pożegnałam się z Boo Bear'em. Wywiad. Niedługo znów rozpocznie szybsze życie. Cóż,musi kiedyś wrócić do świata show biznesu. Rozmyślając nad karierą Tommo ruszylam do kuchni by zrobić śniadanie. Włączyłam telewizor by móc widzieć wywiad z moim ukochanym. Zaczełam robić gofry. Nawet nie zauważylam jak Darcy weszła do kuchni
-Mamusiu! Patrz tatuś w telewizji!
-Poszłam do salonu by móc obejrzeć wywiad. Wszystko było gotowe
-Ostatnio media obiegło twoje zdjęcie,Lou z narzeczoną twojego zmarłego przyjaciela. A raczej byłą narzczoną. Widać bylo że się całowaliście. Jak to wytłumaczesz?
-Po prostu jestem w związku z T.i...
-A śmierć Harr'ego? Tak szybko po śmierci najlepszego przyjaciela wziołeś się za jego kobietę?
-Harry chciał abym się nią zają. Poza tym....
Słuchałam z Darcy wywiadu aż źle się poczułam. Zwymiotiwałm w łazience. Iii.. To bylo dziwne....Czyżbym....
-Co jest tak śmieszne? Dawaj kochanie pośmiejemy się razem-uśmiechną się
-To dla ciebie pewnie niezbyt śmieszne. Ale to tak zabawnie wygląda dorosły męzczyzna bawi się lalkani
Lou lekko się zaśmiał, po czym wzią Darcy na ręce i oddał mi. Wiedziałam co chciał zrobić i szczerze mi się to nie podobało.
-Louis... Wiesz że nie lubię jak palisz...
-Też tego nie lubię, obiecuję jak wrócę z wywiadu to kupię sobie jakieś tabletki na to...
Pogłaskał mnie po policzku,dał buziaka w czoło i wyszedł biorac wcześniej paczkę papierosów z półki. Darcy wróciła do zabawy a ja wyszłam do niego.
-Ech... Palenie zmniejsza potęcję u męzczyzn...-uśmiechnełam się na swoje własne słowa
Louis wypuścił dym i obją mnie jedną ręką w talii.
-Sugerujesz coś skarbie?
Potarł swoim nosem mój i wypuścił dym z papierosa wprost do moich ust. Lekko zatrzymałam go w sobie po czym wpuściłam
-Skąd że, Tylko ostrzegam
Cich jęknełam gdy muskał swoimi ciepłymi ustami delikatną skórę mojej szyi. Po krótkiej chwili usłyszałam dźwięk jakby ktoś robił nam zdjęcia. Oderwałam Tomlinsona od siebie Co ewidentnie mu się nie spodobało
-Słyszysz?
-Ale co?
-Ktoś robi zdjęcia
Louis rozejrzał się po okolicy i rzeczywiście. Na przeciw nas stał dziennikarz. Robił zdjęcia. Lou podbiegł do niego jednak ten zdążył uciec. Spojrzał tylko jak szybko zapiepszał po ulicy pewin że niebieskooki go goni.
-Wstrętny dziennikarzyna.
Lou rzucił na ziemię niedopałek po czym go zdeptał. Oboje weszliśmy do domu. Darcy bawiła się lalkami. Jak wtedy gdy ją zostawiłam. Widać było że Lou nie był zadowolony z obrotu sprawy. Jeszcze ze sobą nie mieszkaliśmy ze względu na media. A teraz wszystko wydało się przez naszą nieuwagę i chęć publicznego okazywania sobie zaintereaowania. Jutro to będzie temat numer jeden na portalach plotkarskich. Zdjęcia obiegną cały świat i poruszą Directioners które żałobują. Bedne. Ale mam prawo ukladać sobie życie z męzczyzną którego kocham. Poza tym może akurat im się spodoba że to właśnie Lou wychowuje Darcy?
Louis delikatnie pocałował mnie w szyję. Spojrzałam w jego oczy.
-Przynajmiejm będę mógł się spokojnie przeprowadzić... Bez rzadnego strachu
Po chwili podbiegła do nas Darcy, byłam pewna że zapyta o przeprowadzkę
-Tatusiu...
-Tak ,słoneczko?-Louis czule wzią ją na ręce
-Pobawisz się ze mną?
-Jasne
Lou i mała poszli się bawić. To dobrze że miałam ich przy sobie. Lou,swojego partnera którego kocham nad życie tak jak kocham Harr'ego. Nadal kocham i będę kochać Hazze bez względu na wszystko. Zmnienił mnie i moje życie. I dzięki niemu mam cudowną córkę Darcy. Mój mały aniołek.
Razem z Tomlinsonem kładliśmy Małą spać. Po ostatniej zwrotce "If I Could Fly" usneła.
-Teraz mamy chwilkę dla siebie
Wbił się w moje usta. Wstał i obją mnie w talii. Przykół mnie do ściany na korytarzu wcześniej zamykając drzwi pokoju Darcy. Schodził z pocaunkami coraz nizej. Piesciół mój dekolt. Sciągną moją koszulkę która najwyraźniej bardzo mu przeszkadzała. Oplotlan go nogami w pasie cicho jęcząc z przyjemnośći.
-Chyba łóżko jest wygodniejsze niż ściana,prawda Lou?-zaproponowałam
-Ciiiii......
Wrócił do moich ust i zaniósł mnie do sypialnii. Drzwi zamkną kopniakiem. Położyl mnie na łóżku i wrócił do pieszczot. W ręważ za koszulkę zaczelam odpibać rozporek jego spodni po czym je ściągnelam. Lou schodził z pocaunkami coraz niżej. Sprawnym ruchem ściągną ze mnie moje leginsy po czym sam pozbył się swojej koszulki. Przywoździł mnie do łóżka całując odsloniętą przez stanik część moich piersi. Ale najwidoczniej on też mu przeszkadzał. Zaczął delikatnie piescić udtami moje piersi.
*Po tykocham*
-Kocham cię wiesz?
-Tak wiem Lou i ja ciebie też mocno kocham
Vol 4
Rano nie było obok mnie Lou. To było dziwne. Znając jego umiejętności kulinarne nie robił mi śniadania do łóżka. Chociaż nawet tego nie wymagałam. Wystrczyło mi to że w ogóle ze mną był. Po chwili usłyszałam przekręcający się klucz w zamku. Włożylam na siebie czarny jedwabny szlafrok i zeszlam na dół. Tommo wepchał właśnie do domu walizkę i zamkną drzwi na klucz. Ustawił ją obok trzech innych. Ten to ma ciuchów.
-Hej Lou-przywitałam się
-Cześć T.i
Tomlinson objął mnie w talii i delikatnie pocałował. Lubiłam te jego pocaunki. Były takie słodkie i delikatne. Lekkie ale wyrażały mnustwo emocji. Kochałam go. Tak kochałam męzczyznę który był najlepszym przyjacielem mojego byłego już narzeczonego. Opiekował się mną i Darcy. Nie musiał jej akceptować w naszym związku. Nie musiał jej kochać i wychowywać. Jednak to robił i wychodzuło mu to wspaniale. Czułam się przy nim bezpiecznie i że z dnia na dzień staje się coraz ważniejszy i zależy mi na nim coraz bardziej.
Razem z Lou wnieślismy jego walizki do szafy. Chłopak rozebrał się i poszliśmy spać. Była piąta rano po co wstawać tak wcześnie? Jednak jakoś nie mogliśmy zasnąć
-Lou... Przydałoby się zaprowadzić Darcy na grób Harry'ego i wytłumaczyć jej wszystko
-Nie martw się tym. Zajmę się tą sprawą. Na pewno zrozumie,jest mądra
W rezultacie zasneliśmy.
Jednak nie było nam dane długo pospać. Około szóstej do sypialnii przyszła Darcy,wdrapała się na łóżko
-Mamusiy,tatusiu mogę z wami spać?-zapytał płaczliwym głosem mój aniołek
-Co się stało,skarbie?-zapytałam
Louis wzią ją i umieścił pomiędzy nami. Wtuliła się w jego ramię pokryte paroma tatuażami
-Tatuś mi się przyśnił...Że....że....
Mała nie mogła wydusić z siebie słowa bo zanosiła się płaczem. Lou podniusł się do pozycji siedziącej i przytulił ją do swojego torsu,dołączyłam do trzyosobowego "misia".
-Ze tatuś przyszedł i powiedział ze mnie nie kocha i potem ...
-Ciiii....kochanie. Twój prawdziwy tatuś bardzo cię kochał i nadal kocha...
-To gdzie on jest?
-Jeszcze dzisiaj zobaczysz,bądź cierpliwa słońce...
Louis nadal gdy zwracał się do Darcy mówił o Harry'm " twój prawdziwy tatuś". Trochę mi to przeszkadzalo. Nie miałam pomysłu czym można byłoby to zastąpić ale po prostu to sformułowanie mi nie pasowało. Zupelnie jakby Loui nie był jej prawdziwym tatą. A był , od paru miesięcy ją wychowywał i był zupelnie jak najprawdziwszy tata. Ojcostwo do Darcy przyszło mu stosunkowo szybko i łatwo jak sam mówił. Pokochał ją od kiedy odrazu ją zobaczył a gdy dowiedział się że będzie jej ojcem chrzestnym to oszalał. Ojcem, Lou nie lubił tego sformułowania zwykle mówił "Ojcem może zostać byle dupek, aby być tatą trzeba się bardziej postarać". On nie byl ojcem ani tatą był tatusiem.
Darcy szybko zasneła w jego ramionach. Byli tacy uroczy. Nie mogłam się powstrzymać i zrobilam im zdjęcie. Louis nawet się nie zorientował ,był tak pochłonięty usypianiem swojej córeczki. Zawsze mówił o niej "jego [moja] córeczka". Nie protestowałam w końcu też ją wychowywał. Harry ją spłodził i był tatusiem na ile mógl i na ile pozwoliło mu życie. A Lou jest tak jakby jego zastępcą.
Zdjęcie ustawiłam sobie jako tapetę na telefonie i razem z Lou spowrotem zasnwliśmy z naszą córeczką.
-Już od 48 godzin nie wziołem papierosa do ust -powiedział Louis gdy oglądaliśmy z Darcy film dla dzieci zaraz po tym jak Boo Bear i Darcy wrócili z cmętarza
-Popcorn się skończył..
-To dobrze... Wytrzymaj jeszcze tylko resztę życia-cicho się zaśmiałan
-Hej! Nie śmiej się ze mne! Walczę z nałogiem . Powinnaś mnie wspierać,kochanie
-Ależ wspieram
Pocalowalam go w nos.
-Popcorn się skończył...-upomniała Darcy
-Nie ma więcej...-powiedzialam i starałam się wymyśliś co można zjeść innego
Darcy jękneła i zślizgła się lekko z kolan Tomlinsona, jednak szybko potem się na nie znów wdrapała. Może zostanie w przyszłości alpinistką? Heh oby nie.
-I co teraz będziemy jeść?- Lou i Darcy spojrzeli na mnie
-Co się tak patrzycie? O! O nie ,nie zrobię wam jeść głodomory, zmęczona jestem...
Chwilę potem zadzwonił mój telefon. Dzwoniła moja mama można aię domyślić w jakiej sprawie
-Cześć mamo...-przywitałam się z rodzicelką
-T.I DZIECKO CO TY WYRABIASZ!!! NAWET NIE MINĄ ROK ODKĄD TWÓJ NARZECZONY ZGINĄ A TY UMAWIASZ SIĘ Z JAKIMŚ KUTASEM ! WIDZIAŁAM ZDJĘCIA W INTERNECIE! NIE WYPRZESZ SIĘ! WYRAŹNIE WIDAĆ ŻE SIĘ CAŁOWALIŚCIE!!!-moja mama krzyczała a Darcy i Lou słuchali
-Ymm... Po pierwsze to nie z jakinś kutasem tylko Louis'em i on był najlepszym przyjacielem Harr'ego i..
-JESZCZE LEPIEJ! UMAWIASZ SIĘ Z NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM SWOJEGO ZMARŁEGO NARZECZONEGO!! I TEN TAK PO PROSTU WLAZŁ Z BUCIORAMI W WASZS ŻYCIE!
-Ale mamo Harry prosił Louis'a aby się zaaopiekował mną i Darcy...
-A WŁAŚNIE! Pomyślałam o Darcy? Przed paroma miesiącami jej ojciec odszedł a teraz co? Ma nowego tatusia?-moja mama nieco się opanowała ale nadal slychać było ironię w jej głosie
-Momo, Darcy kocha Louis'a... Lou w pewnym sęsie zastępuje jej Harr'ego. Jest jak tata dla niej. Kocha ją...
Moja mama prychneła i się rozłączyła. Było mi przykro że nie lubiła Lou. Przecież był takim cudownym człowiekiem. Gdyby znała go takiego jakiego ja go znam... Na pewno zmieniłaby zdanie. Bo Lou wychowuje Małą jakby była jego własną córką, akceptuje mnie w całości taką jaką jestem ,spędza z nami każdą wolną chwilę,jest zawsze gdy tego potrzebuję...
Lou najwyraźniej zauważył moją
smutną minę bo przytulił mnie mocniej
-T.i...Nie bądź smutna bo my też będziemy-zrobili z Darcy smutnw minki które mimo wszystko były raczej śmieszne
-Nie, Lou po prostu jest mi smutno że moja mama zna cię tylko z gazet i internetu i takiego cię ocenia
-Kochanie... Mi wystarczy że ty i Darcy jesteście przy mnie i nic innego mnie nie obchodzi-pocałował mnie czule
Chciaż wiedziałam ze zabolały go słowa mojej matki. A przecierz on się tak stara. Bym czuła się szczęśliwa,by Darcy była szczęśliwa,i by Harry patrząc na nas z góry był szczęśliwy naszym szczęściem. Tak się stara zbudować Darcy normalny dom i rodzinę. A moja matka ma go za faceta który tak po prostu wszedł z buciorami w moje i Darcy życie i tak po prostu nas zmanipulował. Trochę nas zmanipulował,uzależnił od siebie ale chciał bym też go pokochała! Cierpiał patrząc na mnie i Harr'ego. A teraz się stara bym jak to sam mówi nie przestała go kochać. Tylko na tym mu zależy a inni tak po prostu go oceniają w ogóle go nie znając. Ale nie! Ja go kocham i to się nie zmieni. Koniec kropka!
Leżałam właśnie w łóżku aż dobiegło mnie chłodne powietrze. Miejsce obok mnie było zimne a okno balkonowe otwarte. Weszłam na balkon. Louis siedział w krześle i palił. Nie zauważyl mnie. Po jego policzku spływały łzy
-Lou...
-T.i!
Podskoczył i szybko zetarł łzy z policzka
-Czemu płaczesz?- zapytałam jak dziecko
-T.i...
-Mnie możesz przecież powiedzieć
-No bo...słowa twojej matki...powiedziała że jestem zwyklym kutasem co wpakował się z butami w twoje i Darcy życie.... A ja? Ja się naprawdę staram byście były szczęśliwe. T.i,czy to naprawdę tak wygląda? Że jestem zwyklym kutasem i po prostu tylko mi się wydaje że się staram i...-po policzkach Louis'a spływały łzy a papieros tlił się w jego dłoni
-Lou,to nie prawda! Jesteś cudownym człowiekiem. I ja naprawdę jestem z tobą szczęśliwa i Darcy. Jesteś dla niej tatą, a wcale nie musisz. Postanowiłeś się nią zająć chociaż nie musiałeś. Jakbyś był kutasen to byś miał ją w dupie! A tak nie jest!
-Naprawdę tak uważasz?
-Tak Lou-przytuliłam chlopaka-Ale miałeś już nie palić...
-Przepraszam,Nie mogłem się piwstrzymać..
-Nic się nie stało,a teraz chodź idziemy spać
Louis Prov
Tak naprawdę bardzo mocno zabolały mnie słowa matki T.i.
Bardzo starałem się sprawić by T.i i Darcy były szczęśliwe a jej matka ocenia mnie zupełnie nie wiedząc o mnie nic. Nie wie nic o małym chłopcu Lou,widzi tylko kutasa Louisa Tomlinsona, zapatrzonego w siebie, chamskiego, aroganckiego,wrednego i egoistycznego drania który chce wykorzystać jej córkę. Ale tak nie jest. Kocham T.i i to się nie zmieni. W końcu dopalilem papierosa. Rzucilem go i rozgniotłem. Wróciłem do T.i. Tak słodko wyglądała gdy spała. Lekko rozchylone wargi,przymknięte powieki, potargane włosy. T.i w moim ulubionym wydaniu.
Noc dłużyła się nie ubłagalnie długo. Wpatrywałem się w sufit. I pomyśleć że na moim miejscu kilka miesięcy temu był Harry. To takie straszne. Życie jest straszne. Biedna T.i nie zdążyła się z nim pożegnać. Przynajmiejm ja zdążyłem. Pamiętam jego słowa
"Louis,zaaopiekuj się T.i i Darcy. Chcę patrząc z góry ,wiedzieć że są szczęśliwe wtedy ja będę szczęśliwy. Ufam Ci..."
Ufa mi. Nie zawiodę go. Przynajmiejm się postaram. Harry był dla mnie jak brat. Dobry,kochany młodszy brat i czuję się zoobowiązany do tego aby podtrzymać na duchu osoby które tak kocha i które ja kocham. Nie mógłbym tak po prostu zostawić Darcy czy T.i. Obie są cudowne. Mała Darcy to Harry w żeńskiej postaci. Ten sam charakter,te same włosy,oczy,loki,nos. Po T.i ma zaledwie parę cech charakteru i kolor włosów który i zmieszał się z tym Hazzy. Ostatnio nie mieliśmy z Harrym najlepazego kontaktu. Byliśmy przycaciółmi,1D nas połączyło a raczej Simon Cowell. Ale gdy zmierzałem się dobzre bawić do klubu zadzwonił Harry. Mówił że czuje się dobrze,ogólnie dopiero wtedy dowiedziałem się że był w szpitalu. Mówił żebym przyjechał...I się ze mną porzegnał
No ale... Może rzeczywiście to wygląda tak jakbym się pakował z buciorami w życie T.i i Darcy? Przyszedłem do nich trzy tygodnie po śmierci przyjaciela. Zaledwie trzy tygodnie. Nawet nie miesiąc. A potem skończyłi się tak jak się skonczyło, przespaliśmy się. Nie będę zwalał winy na alkochol. W końcu to tylko wino. Jedno z droższych i wytrawniejszych ale nadal wino. Gdyby to była wódka,wisky czy tequila,kłóciłbym się. Bo po wypiciu nawet nie wielkiej ilości tych trunków można się szybko upić. Co prawda mam dobrą głowę do alkocholu,ale... Coś we mnie pękło. Pragnołem wtedy T.i. Bardzo. A ona dawała sposoboność i szczerą chęć do seksu. Tak więc może trochę wykorzystałem to iż była pijana. Miała słabą głowę do alkocholu. W zasadzidze było to niezwykle ekonomiczne. Wydawała mniej pieniędzy na alkochol gdy wychodziła do klubu. Ale...ja nie mam wymówki. Tsa.. Upiłem się winem mając twardą głowę do alkocholu i na dodatek większość wypiła T.i. Mi jedynie lekko szumiało w glowie. A po niej było widać że była pijana. Jakby mnie teraz Liam lub Zayn znalazł to by była afera na cały Londyn. No bo rzeczywiście to tak wygląda. Na początku zaczołem odwiedzać je jako przyjaciel a potem już jako partner T.i i "zatępczy tatuś" Darcy. Tak to wyglądało. Ale nie znaczy to ,to iż tak jest. Kocham dziewczyny i naprawdę ich potrzebuję. Tak jak Harry. Nie rozumiem jak faceci mogą wyłazić do klubów,zdradzać takie piękne kobiety jakie mają w domu. Ja nie zamierzam zrobić krzywdy tym które tutaj mam. Bo są naprawdę ważne.
T.i prov
Obudziło mnie lekkie głaskanie po włosach. Leżałam wtulona w ubranego już Lou.
-Pora wstawać,kochanie-powiedział z lekką poranną chrypką
-Hej Lou...
-Cześć kochanie,muszę jechać do studia
-Musisz?
-Tak,skarbie. Wiesz że jakbym nie mósiał to bym został
Pożegnałam się z Boo Bear'em. Wywiad. Niedługo znów rozpocznie szybsze życie. Cóż,musi kiedyś wrócić do świata show biznesu. Rozmyślając nad karierą Tommo ruszylam do kuchni by zrobić śniadanie. Włączyłam telewizor by móc widzieć wywiad z moim ukochanym. Zaczełam robić gofry. Nawet nie zauważylam jak Darcy weszła do kuchni
-Mamusiu! Patrz tatuś w telewizji!
-Poszłam do salonu by móc obejrzeć wywiad. Wszystko było gotowe
-Ostatnio media obiegło twoje zdjęcie,Lou z narzeczoną twojego zmarłego przyjaciela. A raczej byłą narzczoną. Widać bylo że się całowaliście. Jak to wytłumaczesz?
-Po prostu jestem w związku z T.i...
-A śmierć Harr'ego? Tak szybko po śmierci najlepszego przyjaciela wziołeś się za jego kobietę?
-Harry chciał abym się nią zają. Poza tym....
Słuchałam z Darcy wywiadu aż źle się poczułam. Zwymiotiwałm w łazience. Iii.. To bylo dziwne....Czyżbym....
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
Takie coś
-Niall?Niall! Niallllllllllll? Gdzie do cholery jesteś,Niall?-wrzeszczałm i szłam po domu Niall jak zwykle gdzieś tu zaginą. W zasadzie...
-
1. Zayn lubi dziewczyny, które grają trudne do zdobycia. 2. Lubi gdy dziewczyna ma pomalowane paznokcie na różowo. 3. Potrafi zrobić około...