Vol 1Song: Sam Smith-too good at goodbyes
-Mamusiu, co się stało?
Zapytała siedmio letnia dziewczynka w różowej sukience. Jej włoski zaplecione były w dwa schludne warkoczyki. Mała trzymała w dłoni białego misia z różową kokardką ubranego w jej stary niebieski kaftan.
Mataka podnioała wzrok na dziewczynkę.
-Kochanie...
-Mamusiu,czemu płaczesz? Coś się stało...złego?
-Skarbie... Bo widzisz od dzisiaj tatuś nie będzie z nami mieszkał...
-Ale...czemu?- zachlipiała dziewczynka
-To trudne myszko
-A zostaniesz ze mną mamusiu,prawda?
-Oczywiście,zawsze będziemy razem. Pamiętaj ja i tatuś bardzo cię kochamy
***
Miłość. Takie skomplikowane uczucie. Nie każdy może je poczyć. A Ci którzy poczuli zwykle przez nie cierpią. Siedziałam właśnie w szpitalu. Nogi miałam podkulone pod brodę. Z moich oczu kapały łzy. Poczułam rękę na ramieniu a potem drugą na drugim. Nie musiałam się odwracać. Wiedziałam kim są właściciele dłoni spoczywających na moich barkach. Ludzie którzy prowadzili mnie przez życie. Podniosłam głowę i dostrzegłam niebieskie oczy matki. Potem przeniosłam je na ojca. Czarne jak węgiel oczy zabłyszczały.
-T.i... Pamiętaj córeczko, będziemy, zawsze gdy będziesz tego potrzebować...
-Mamo.... On.... To nie jest możliwe. Zawsze mówiliście że jeśli dwoje ludzi się kocha...to...to..zawsze będą razem... A wy, ja i William... To nie przetrwało.... On Umarł.
-T.i.... Życie wybrało dla ciebie inny scenariusz, tak jak dla nas. Nie wszystko zawsze idzie pomyślnie. Nawet jeśli bardzo chcemy alby to trwało wiecznie. Nic nie jest wieczne. Miłość,ból..... Uczucia które kiedyś łączyły dwie osoby...
-Rozumiem...
Dlaczego muszę być taka słaba. Nie umieć poradzić sobie z bólem jaki zadało mi życie. Po paru godzinach przesiedzonych w szpitalu razem z rodzicami ruszyłam do domu rodzinnego.
Moje miejsce. Mój dom. To tu się wychowałam. Nic się nie zmieniło. Te same lasy,pola,ścierzki i domy. Wieś. Taka spokojna i malownicza oraz zwyczajnie nudna. Idealne miejsce by odpocząć i zregenerować siły. Oglądałam rodzinną miejscowość zza szyby samochodu. Mało się tu działo. W dzieciństwie jednak nigdy nie było nudno. Często spotykałam się z dzieciakami z okolicy. Teraz jednak większość wyjechała na podbój świata. Nic dziwnego.
Gdy dojechaliśmy szybko wysiadłam z samochodu. Nic się nie zmieniło. Ten sam ogród,dom,sąsiedzi. Wszystko było takie proste. Ale w tej prostocie tkwiło wyjątkowe piękno.
Po rozejrzeniu się po domu postanowiłam się przejść. Długi samotny spacer dobrze mi zrobi.
Szłam znaną mi polną ścierzką słuchając Castle on the hill Eda Scherran'a. Tak piosenka świetnie nawiązywała do mojego nastroju. Błądziłam po leśnych ścieżkach i polach aż w końcu dotarłam do jeziora. Był tam mały most. Jezioro otaczał las. A w oddali można było zobaczyć pagórki lasu i te zagospodarowane przez człowieka. Z kominów małych domków leciał dym. Na moście ktoś siedział. Szybko rozpoznałam tę osobę. Harry. Mój przyjaciel z dzieciństwa.
-Hej Harry-zagadnełam
-Cześć T.i. Fajnie Cię widzieć po latach. Wyładniałaś. Herbaty z termosu? -zapytał Harry
-Chętnie-zaśmiałam się- A wogóle to co Cię sprowadza do Holmes Chapel? Światowa gwiazda w małej wiosce...
-Chciałem odpocząć. Sława jest... Naprawdę wykańczająca. Po prostu pewnego dnia obudzilem się i powiedziałem "Mam dosyć, muszę zniknąc na jakiś czas." A ciebie? Co sprowadza?
-To samo. Ostatnio straciłiłam kogoś mi bardzo bliskiego i...
-Jeśli nie chcesz nie musisz mówić
-Chcę,ulży mi. Jeśli nie powiem tego co czuję to chyba eksploduję...
Opowiedziałam Harr'emu całą historię o moim i Williama związku
-Przykro mi. To musi być ciężkie stracić kogoś tak ważnego
-Cholernie ciężkie.
Harry otulił mnie kocykiem i przutulił. Wtuliałam się w jego ciepły tors okryty puchatym sfetrem. Tego mi brakowało. Takich silnych dłoni,które by mnie objeły. Nareszcie mi ulżyło. Podał mi biały kubek herbaty. Upiłam mały łyk. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę aż zadzwonił mój telefon.
-Cześć mamo
-T.i gdzie jesteś?
-Ym... Spokojnie zaraz wracam
-Ok
Rozłączyłam się. Pożegnałam się z Harry'm i zaczełam się oddalać.
-T.i....Może spotkamy się jutro?
Harry uśmiechną się czarująco
-Chętnie, gdzie i o której?
-Tutaj o tej samej porze,co?
-Okay
Ruszyłam swoją drogą do domu. To było naprawdę ciekawe spotkanie. Miło jest spotkać przyjaciela po latach. Osobę która zawsze Cię rozumiała. Z Harry'm znamy się od przedszkola. Czyli drugiego roku życia. 21 lat znajomości. Bywały te lepsze i gorsze chwile. Ale to i tak niezły wynik. Harry był moją bratnią duszą w gimnazium. Niektórzy brali nas za parę. Ale.... No, dużyłam się w Harry'm jakiś czas ale to było przejściowe zauroczenie. Z resztą bez wzajemności. Przynajmiejm ja tak uważam. Moje kumpele wmawiały mi że mu się podobam. Ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć.
Dzisiaj mam się spotkać z Harry'm. Założyłam czarne spodnie i bluzę z kapturem. Włosy lekko podkręciłam lokówką i zrobiłam lekki makijaż
-Mamo! Wychodzę!-zawołałam do rodzicielki z holu
-Gdzie?
-Umówiłam się z Harry'm. Wiesz Styles'em,synem Anne
-Tak,tak
-To pa!
-Pa kochanie...
Założyłam botki i czapkę i wyszłam z domu. Skierowałam się na most. Nie mam pojęcia dlaczego.... Ale strasznie cieszyłam się na spotkanie z Harry'm. Zupełnie jak dziecko ,które za chwilę dostanie nową zabawkę. Gdy dotarłam na miejsce zauważyłam Hazze. Siedział na kocu z koszem piknikowym.
-Cześć Harry!-zawołałam
-Hej T.i!-uśmiechną się słodko
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałam w jego oczach zrozumienie ale i...trosję i...miłość? Dobra to ostatnie to pewnie sobie urojiłam. Zielonooki zaprosił mnie na koc. Dużo rozmawialiśmy. Zjedliśmy jedzenie przyniesione przez Loczka i podziwialiśmy krajobraz Cholmes Hapel. To piękne miejsce. Takie malownicze ale też zwyczajnie nudne. I to jest piękne.
Przez parę następnych tygodnii regularnie spotykałam się z przyjacielem. Nie tylko na moście ale też na spacerach w parku w Ch.H lub lesie. Często też odwiedzaliśmy kawiarenkę na rogu niewielkiej uliczki. Ale naszym ulubionym miejscem i tak był pomost. Bardzo się zrzyliśmy. Często powracaliśmy myślami do czasów dzieciństwa. Ale stałym tematem też były nasze poprzednie związki. Powoli godziłam się ze śmiercią William'a. Stało się to dla mnie mniej bolesne. Jego rodzice nie oderwali się do mnie po jego śmierci. Nie odebrali ani jednego telefonu. A niby tak mnie lubili.... No ale stracić dziecko jest ciężko. Po części ich rozumiem. Muszą czuć się okropnie. Zwlekłam się z łóżka. Czas rozpocząć nowy dzień. Ostatni tydzień w Cholmes Hapel. Będę mogła powoli się żegnać z widokiem małej uliczki z parona latarniami za oknem. Prawie codziennymi spacerami po lesie lub miasteczku. Tymi pysznymi drożdżówkami z piekarnii i pysznej kawie którą piłam z Harry'm podczas rozmów. Właśnie, Harry.... Mam nadzieję że nasz kontakt się nie urwie. To wspaniałe że teraz widzimy się praktycznie codziennie. A tak? Ja pojadę do swojego mieszkania ,on do swojego...
Zeszłam do piwnicy by przynieść torebkę cukru. W drodze do spiżarnii zauważyłam błyszczący biały materiał. Weszłam do pokoju i ujrzałam moją suknię ślubną. Wisiała na wieszaku. Dotknełam talii wieszka ,którą otulał biały materiał. Była taka piękna. Zupełnie jak z bajki. Dla księżniczki... Williama zawsze nazywał mnie swoją księżniczką. Na niskiej pufie złożony byl mój welon. długi,koronkowy i piękny welon. Delikatnie wziełam go w dłonie i rozwinełam. Wpiełam go we włosy. W szkatułce znalazłam biżuterię. Ubrana w suknię ślubną popatrzyłam na swoje odbicie. Za dokładnie tydzień mielibyśmy się pobrać. 17 września. Lekka jesienna aura. Piękny stary kościół,kwiaty,lampiony,fajerwerki. Nasze wesele miało odbyć się w starym zamku na zachodzie Anglii. Malownicza okolica. Ale pod koniec lipca zdarzył się ten cholerny wypadek. William jechał spokojnie drogą i nagle wjechał w niego pijany kierowca. Jak potem ustalono w ten sposób popelnił sanobójstwo. A raczej chciał popelnic samobójstwo,bo przezyl wypadek. Ale tym samym zabił mojego narzeczonego. Nadal się nie pozbierałam. Nocami często płaczę. A na tapecie mojego telefonu,tabletu,laptopa nadal są nasze wspólne zdjęcia. Był cudownym męzczyzną. Takim z jakim chciałabym spędzic resztę życia. Rozumieliśmy się bez słów. Oboje lubiliśmy podróżowac. Zjeździliśmy mnustwo miast Europy i nie tylko tego kontynentu. Poznawaliśmy się przez 7 lat. Poznał nas wspólny znajony. Zostaliśmy przyjaciółmi i znajomośc potoczyła się dalej. A za tydzień miał odbyć się najważniejszy dzień mojego życia. Nawet nie zauważylam kiedy zaczełam płakać. Ryczałam jak bóbr. Aż nagle usłyszałam pukanie. Z początku chciałam zaczekac aż osoba która puka pójdze sobie. Ale ten ktoś nie dawał spokoju. Poszłam na górę. Zobaczyłam Harr'ego. Odrazu bez namysłu otworzyłam drzwi. Totalnie zapomniałam że mam ba sobie suknię ślubną i wyglądam jak panna młoda ze słabego i malo strasznego horroru. Gdy Harry mnie zobaczyl z jego ust znikną promienny uśmiech. Wiedzial co jest na rzeczy.
Harry vol 2
Rozhisterowana panna młoda. Oh brzmi ohydnie.
-Ymmm....Przyszedłem oddać Ci bluzę i..
Widać że był skrępowany. Oddał mi bluzę. Szybko się umówiliśmy na jutro.
Szybko ściągnełam z siebie suknię i ubrałam w normalne ciuchy.
Szłam właśnie na most by spotkać się z Harry'm. To było nasze ulubione miejsce na spotkania. Bylo tak ciszo i spokojnie. W końcu dotarłam. Harry siedział w wełnianej czapce na kocu. Po cichu do niego podeszłam. Krzyknełam a ten o malo co nie wpadł do jeziora
-Jak możesz mnie tak straszyć,T.i?
-Nie wiem
-Ta zniewaga krwi wymaga!
Harry zaczą mnie gonić. W tej chwili żałowałam że już od dwóch lat nie biegam. W końcu zdyszana. Odwróciłam się w jego stronę w ramach jego wygranej. Ten tylko na mnie wpadł potykając się o kamień.Do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum. Były bardzo męskie. Lekkie,ale męskie. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. W dole brzucha poczułam dziwne uczucie. Dawno go nie czułam. Było trochę jak...podniecenie? Ta sytuacja była trochę krępująca,ale ja czułam się niezwykle dobrze. Po chwili poczułam ciepłe wargi chlopaka na moich. Całował mnie zachłanie ale również delikatnie. Zupełnie jakby nie wiedział czy powinien to robić. Ale jednego jestem pewna. To nie było dobre. Parę miesięcy temu odszedł mój narzeczony a teraz całuję się ze Styles'em. To nie jest do końca w porządku. Jednak muszę przyznać że mi się podobało. Nie było to na miejscu, jednak nie mogłam się od niego oderwać. Moje dłonie powędrowały na jego policzki, a jego delikatne dłonie na moją talię. Po chwili chłopak oderwał się ode mnie. Po chwili pomógł mi wstać. Trzymając mnie za rękę zaprowadził z powrtotem na most. Nie wiedziałm co powiedzieć. Czy że było to nie na miejscu ,czy że mi się podobało. Z resztą, i tak nawet jakbym chciała coś powiedzieć to bym nie powiedziała. Ponieważ gardło związało mi się na supeł. Harry wyglądał jakby myślał nad wypowiedzią. Ciekawe czy powie żbym zapomniała czy jemu też się podobało. Nie lubiłam takiego milczenia. Chciałam przerwać ciszę ,ale zupelnie nie wiedziałam co powiedzieć. Było mnie stać jedynie na nędzne "Harry...". Po moich cichych słowach Harry spojrzał mi w oczy. Czułam że wszystko wie. Wie co szaleje w mojej głowie i sercu. Miał takie mądre oczy. Wróciły do mnie czasy gdy byliśmy młodsi. Podkochwiałam się w nim. W tamtych czasach mażyłam o tym pocaunku. Ale teraz nie byłam pewna czy robię dobrze.
-Wina?-Harry wyciągną zza pleców butelkę i uśmiechną aię łobuzersko
Kochałam tego Harr'ego, jako przyjaciela. Niegrzrczny Harry Styles. Najlepszy kompan na imprezę. Gdy mieliśmy 16 lat często chodziliśmy z przyjaciółmi na imprezy. Lub często płaciliśmy jakiemuś studentowi by kupił nam alkochol i plątaliśmy się po polach. Dobrze bylo mnieć 16 lat. Dzisiaj mam 23 i wszystko się skąplikowało. Przechwyciłam otworzoną butelkę winą a od Harr'ego. Upiłam duży łyk i oddałam przyjacielowi który zrobił to samo. Po paru łykach czułam się o wiele lepiej. Byłam już nieźle wstawiona. Miałam słabą głowę do alkocholu. Ale było to niezwykle ekonomiczne. Przynajmniej nue wydawałam wielu pieniędzy w klubach. Zaczeliśmy z Harry'm rozmawiać na różne tematy. Od seksu i tego jak beznadziejne uczą w szkołach do tematu mojego ślubu . Harry wcale nie był tak omamiony przez alkochol jak ja. Miał mocną głowę. Po chwili milczenia Harry przysuną się do mnie. Obją mnie w talii od tyu. Położył głowę na moim ramieniu. Słuchaliśmy "In the name of love" Bebe Rexkh'y. Wpatrywaliśmy się w krajobraz. Z jednej strony byłam smutna. Ta piosenka była wyjątkowa. Bardzo ją lubiłam. Do niej mieliśmy zatańczyć z Williamem pierwszy taniec. Po chwili poczułam jak Harry wstał. Wyciągną do mnie rękę
-Zatańczymy?-powiedział cicho i spokojnie
W odpowiedzi chwyciłam jego dłoń. Zaczeliśmy wolno tańczyć. Oparłam podbródek o bark szatyna. Kąciki oczu mnie zapiekły. Sama nie wiem dlaczego. Dlatego że William nie żyje czy dlatego że powoli zakochiwałam się od nowa w Stylesie. Uczucie sprzed lat wróciło. Ale nie chciałam go. Byłam rozdarta. Cierpiałam z powodu śmierci narzeczonego. Osoby którą znalam od 7 lat i kochałam z wzajemnością. Pieprzony psychopata. Chciał się zabić i w rezultacie zabił Will'a. Musiał komuś niszczyć życie. I to wielu osobom. Mnie,rdzinie Williama,naszym rodzicom,przyjaciołom. Nigdy nie wybaczę tego temu czlowiekowi. A co w tym jest najgorsze? Że on żyje a Willim umarł. Zaczełam histerycznie płakać w ramię Harr'ego. Ten mocniej przytulił mnie do siebie.
-Ciii..... Skarbie,nie płacz
Szeptał mi do ucha słowa pocieszenia. Piosenka na mojej playliście zmieniła się. Teraz sluchaliśmy "Someone like you live" Adele. Harry cicho śpiewał mi do ucha. Trochę się uspokoiłam. Bałam się miłości do Harr'ego. Było dla mnie po prostu za wcześnie. Nawet nie pozbierałm się do końca po śmierci Willa. Nie chciałam teraz go kochać i się angarzować. W zasadzie już nie chciałam go wcale kochać. Ale nie umiałam. Rozumiał mnie jak William. Nie potrafiłam go tak po prostu odtrącić. Wyrzucić z serca. Wdychałam chłodne powietrze sluchając Harr'ego. Chłopak uniusł mój podbródek ,abym patrzyła mu w oczy. Otarł lzy z mojego policzka. Przechylił swoją twarz ku mojej. Złożył na moich ustach delikatny pocaunek, który chwilę potem pogłębił. Pozwoliłam mu na to. Nie broniłam się. Byłam zbyt słaba psychicznie i rozbita. Okropne połączenie. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu na moście.
Harry vol 3
-T.i.......Kocham Cię-wyznał mi przed ostatniego wieczoru pobytu w Holmes Chapel.
-Ja ciebie tez Harry-odpowiedziałam szczerze
Dzisiaj już wygląda to inaczej. Nie dzieliła nas wielka odleglość w Londynie. Jedynie 3 ulice. Po roku związku zamieszkaliśmy razem. A dzisiaj jestem w ciąży. Styles nieźle się spisał... Tsa... 3 lata zwiazku. Ale nie wszystko jest tak wspaniałe jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Ja i Harry oczywiścue jesteśmy szczęśliwą parą. Kochamy się i nasze dziecko. Ale w naszym szczęściu jest jeden mankamęt. Moja kuzynka. Mieszkała w Londynie. Niedaleko nas. Często do niej chodziłam mimo iż wiedziałm ze to nie bezpieczne. Jej chłopak był jakimś psychopatą. Nie pozwalał jej odejść od siebie. Bił ją i gwałcił. Nie raz próbowałam przekonać ją by uciekła i zamieszkała ze mną i Harry'm. Chociaż na jakis czas. Ale ona nie chciała się zgodzić. Harry często złościł się na mnie że tam ciągle chodzę. Bo ten gość jest nieobliczalny i może mi coś zrobić. W zasadzie nie da się naszej konwetsacji nazwać kłótnią ani nawet sprzeczką. To głównie monolog Hazzy. Ale rozumiem go. On po prostu się martwi. O mnie i nasze dziecko. Rozumiem to. To jego dziecko, to on je splodził i nie pozwoli by kto kolwiek je skrztwdził. Świetnie odnajdzie się w roli ojca. Bardzo kocha nasze dziecko. Chodzi ze mną na każde badanie,USG, wizytę u ginekologa. Robi wszysto by pokazać że zależy mu na nas. Więc nie dzieię się że jest zły kiedy ja pakuję siebię i istotkę która noszę pod sercem w tarapaty i bezpiśrednie zagrozenie życia. Nie wiem po co Roksana wiazała się z tym draniem. Tak to wszystko byłoby w porządku. Ja bym była bezpieczna. Harry by się nie martwił a ona by nie cierpiała. Nie rozumiem jej. Zamiast odejśc od tego tyrana siedzi z nim. Chociaż..Może nie chce nas narażać. Wie że jestem w ciąży i gdyby tylko jej chlopak Nathan chciałby się zemścić na mnie i Harry'm zabiłby nasze dziecko. Ale to że jest titaj też nie działa do rze na moją ciążę. Ciągle się o nia boję. Gdy bylyśmy dziećmi każde wakacje spędzałyśmy razem. Nasi rodzice mieszkali w Anglii. Chociaż Londyn i Holmes Chapel dzieliło pierdyliard kilometrów to i tak często się spotykałyśmy. I teraz moze hej się coś stać
-Ale T.i. . Nie powinnaś się stresować i przemęczać. Ja tu się staram by tak nie było a ty pakujesz siebie i nasze dziecko w tarapaty. Piwiedz mi co ha man zrobić bys mnie posluchała i grzecznie siedziała w domu. Zamknąć cię na klucz w sypialnii? To chyba dobre wyjście, nie uważasz?-powiedział Harold z ironią
-Proszę nie
-Ale to chyba jedyne wyjście!- pisal mi szklankę soku ponarańczowego-Ja po prostu nie chcę btś tam chodziła i tyle. Powiedz czy wymagam tak wiele? T.i zrozum że robię to dla waszego dobra. Nie chcę aby wam się ciś stało,jesteście najwazniejszymi osovami w moim życiu..
Harry uklękną ba kanapie obok mnie. Trzymał moją dłoń i prawie plakał. Manipulant. Chce wzbudzic moja litość. Umial mnie przekonać. Odrazu mięklam patrząc na jego zielobe oczy i loki. Jak dodatkowo oczy mu lśniły od łez to totalnie przepadłam.
-Dobrze Harry... Będę zapraszac Roksanę tutaj,okay?
Harry mnie przytulił
-Okay, w domu nic wam się nie powinno stać
Widziałam radość w jego oczach. Nareszcie wygrał.
Przez następne tygodnie zapraszałam Roksanę do bas lub kawiarnii okbok naszego domu. Nie przychodzilam do jej i Nathana mieszkania. Bylam posłuszna Harr'emu w tej sprawie. Nie narażałam się. Bo nie mogłam. Jakby się dowiedział ze tam chodziłm to by mnie chyba rzeczywiście zamykał w sypialnii na klucz. Na szczęście nie miał się o co martwić.
Siedziałam właśnie z Roksaną w salonie baszego domu.
-Ale Roksi uwolniłabyś się od tego gnoja!
-Ale T.i, on wie że jesteś w ciaży i by zabił twoje i Harr'ego dziecko w ramach zemsty za wtrącanie aię w nie swoją sprawę.
-Ale to jest moja sprawa! Jesteś moją kuzynką do cholery!
-Proszę nie denerwuj się! Ciś Ci się jeszcze stanie i Harry będzie zly!
-Właśnie T.i! Jeszcze będę zły!-Hazz krzykną z holu.
Szybko poszlan ba spotka ie z ukochanym. Gdy tylko mnie zobaczył podbiegł do mnie i wbił się w moje usta.
-To ja już lepiej pójdę
Roksana chciala już wziąść swoją kurtkę ale Haary szybko zareeagował
-Lepiej nie Roksana,porozmawiajmy-odwrócil wzrok w moją stronę
-Okay-trochę nie chętnie powiedziała Roks
Usiedluśmy wszyscy na narozniku w salonie.
-Ale nie myslałaś aby to zglisić na policję? -zapyatl Harry Roksanę
-Co? Nieee.... Nie przyszlo mi do glowy aby wzywać na niego psy... Przecierz on nie jeat taki zły..
-Co ty pueprzysz,Roksana? On cię bije i gwalci! A ty tak mu to wybaczasz!?-uniosłam się
-Spokojnie kochanie-Harry dotkną mojego brzucha patrzac na mnie, chcąc mi uświadomić że nie mogę się denerwować w tyn stanie-A ty Raksana, powinnaś iść ba policję.
Po godzinnej i poważnej rozmowie z kuzynką, obiecała iść na policję. Ja i Hazz mamy jej towarzyszyć jako świadkowie przemocy.
Może nareszcie uwolni si4 od tego drania.
-Nie rozymiem jej..-powiedział Harold gdy Roksana wyszła
-Też,czemu jest z tym dupkiem... Po co ona w ogóle się z nim wiazała.... Już na początku mi się nie podobał. Narkoman,płatny zabójca,z i wyrokiem w zawiasach. To nie świadczy o nim najlepiej...-mówiłam spokojnie
-Masz rację kochanie-Harry pocałował mnie w policzek-Obiecuję że ja ciebie nigdy nie skrzywdzę-wymamrotał w moje włosy
-No ja mam nadzieję. Nie byłbaym taka jak Roksana.. -wtuliłam się w jego ciepłą bluzę
Harry pocałował mnie w czubek głowy. Był naprawdę cudowny. Żałuję że Roksana nie ma takiego partnra.
Nathan jest bardzo odpychający. Ale ona lubi bad boy'ów. I to ją zaprowadziło do tego beznadziejnego związku.
Przykro mi jest patrzeć na jej sytuację. Ja mam kochajacego chłopaka,jestem w ciaży mam ustabilizowane życie. A ona? Biedna ma tylko małe mieszkanko z zabójcą,który traktuje ją gorzej niż śmiecia. Ale mam nadzieję że ona też wyjdzie na prostą. Ja po śmierci William'a też czułam się fatalnie ale Herreh pomógł mi wrócić do normalnego,szczęśliwego życie. Tak samo ja teraz pomogę Roksanie. Bo ona na to zasługuje. Zaws,e mi ponagała, gdy rozstałam się z chlopakuem i w wielu innych sytuacjach. Jesteśmy jak siostry
-Kocham Cię Harry-wyszeptałam
-Ja ciebie też,skarbie. Nie martw się wszystko aię ułoży...A teraz chodź,ugotujemy coś bo padam z głodu
Uśmiechnełam się. Harry był strasznym głodomorem. Mógł zjeść całą lodówkę na raz,jak Niall. Poszliśmy do kochnii. Chwilę zastanawialiśmy się co zrobić. W końcu postawiliśmy na lazanię. Oboje lubiny kuchnię wloaką. Często pojawia się w naszym jadłospisie. Często razem gotujemy. Hary zwykle tylko pomaga. Ale i tak to lubi. Po skonczonym posiłku powiedzial że ma dla mnie niespodziankę. Usiedliśmy w salonie a Hazz podciągną rękaw bluzy
-Jak Ci się podoba?-powiedział
Ukazał mi się jeazcze świerzy tatuaż. Był zakejony "folią". Był śliczny. Moje imię i obok serduszko. Wziełam jego rękę jak najdelikatniej potrafiłam,aby nie zrobić mu krzywdy. Trudno było mi coś z siebie wydusić. To wspaniałe,ale czy nie będzie tego potem żałował? Tataż to zmiana ciala. A usuwanie jest niezwykle bolesne. Chociaż mam nadzieję że nigdy go nie pożaluje.
-Harry... To naprawdę piękne,ale nie będziesz tego potem żałował, Zayn też wytatuował sobie Perrie a potem...
-Ja nie jestem Zayn, i bardzo cię kocham i nigdy nie przestanę. Ten tauaż jest naprawdę ważny,bo zeobiłem go dla ciebie. Kocham cię i to się nie zmieni... Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Dla ciebie codziennie wstaję z łóżka. Bo wuem że zbaczę twój uśmiech. I będę patrzył jak będzie rozwijać się nasze dziecko...
-Też cię kocham
Złożył na moich ustach namiętny pocaunek.
-A jak urodzi się nasze dziecko to wytatuję sobię jego imię o tutaj-pokazał miejsce pod moim imieniem
-To słodkie
-Chciałym mieć córeczkę,malutką Darcy
-A niby większość facetów chce syna
-A ja chcę Darcy, taką malutką i słodziutką jak ty
-Jestem słodka?
-Bardzo słodka
-Ok, czyli jak będzie to córeczka to Darcy, a jak chłopiec?
-Nie wiem, ty wybierzesz,kochanie...
Vol 4
Song:wreacking ball
-I po coś mówił że jest dilerem?!
-A co?! Miałem powiedzieć "Ne no spokojnie panie władzo,on jest tylko płatnym zabójcą, dilerem i bije oraz gwałci swoja dziewczynę, to nic takiego,niech pan się nie przejmuje"?! To chcesz żeby Ci pomóc czy nie?! Tak to T.i tylko chodziła do ciebie do tego pieprzonego mieszkania i narażała siebie i nasze dziecko, a ty teraz nawet nie chsesz powiedzieć że to zwykły dupek! Nie szanujesz jej! Ani tego że mogła przez ciebie i tego skurwiela stracić dziecko! Moje, i jej dziecko! Dociera to do ciebue,kobieto?! Mógłbym stracić dziecko...
Harry krzyczal na Roksanę. Był bardzo zły. Sama też byłam. Mówiła na komisariacie tylko część rzeczy. Zupełnie jakby broniła Nathan'a. I to po tym co jej robił. Jak mogła być tak spokojna i poddana mu? Ja bym taka nie była. Cóż zawsze byłam trochę bardziej wybuchowa i awanturnicza. Ale co poradzę na to że ja bym nie dała się tak trktować? A ona? Ona to tak po prostu przyjmuje. Jak nietrafiony prezent na swięta,którego nie wypada oddać.
-Skoro tylko przeze mnie T.i się naraża to po co tu przyszedłeś?! No przecież należy się trzymać jak najdalej ode mnie,czyż nie?!
-Tego nie powiedziałem...Ale " tylko"? Czy ty coś sugerujesz?
-A żebyś wiedział! Wcale nie jesteś takim zajebistym partnerem za jakiego się uważasz! Jesteś...jesteś po prostu beznadziejny!
- I kto to mówi! A poza tym Roksana, jestem zły bo za wszelka cenę bronisz tego chuja!
- Taaa, święty się znalazł. Popatrz na siebie! Jesteś okropny!
To musiało wyglądać dziwnie. Harry obejmował mnie ramieniem i krzyczał na Roksanę. Przechodnie dziwnie na nas patrzyli. To na pewno nie był normalny widok. Tak po prosu idze sobie takie trio. I jedno na drugie wrzrszcy. I jeszcze ja z brzuchem. To na nie jest codzienny widok.
-Przestańcie!-krzyknełam
-T.i nie denerwuj się
-Skarbie,nie denerwuj się
Powiedzieli w tym samym czasie.
-Wisz że Ci nie wolno..-Harry położył dłoń na moim brzuchu
-Ciągle to powtarzasz...
-Bo ciągle o tym zapominasz
-Oh...
-I patrz! Kto ją doprowadza do nerw?!
-Roks,zamknij się-skarciłam kuzynkę
Ta sytuacja mnie już denerwowała. Ja ciągel się denerwowałam,Harry też a do Roks nadal nic nie docierało. Teraz to chyba Harry naprawdę zamknie mnie w sypialnii na klucz. Razem z Harry'm ruszyliśmy do naszwgo domu. A Roksana do mieszkania. Zaczynam mieć tego doyć. Nie zostawię jej, ale denerwuje mnie jej upartość. Zawzięcie broni Nathan'a. Jakby był jakimś jej Bogiem. A jest zwyklym kryminalistą. Wplatał ją w poważne kłopoty. Harry otworzył mi drzwi do domu. Zdjełam buty i płaszcz po czym powędrowałam do kuchni napić się wody. Byłam na niego trochę zła. W zasadzie to nie mam pojęcia dlaczego. Może dlatego że krzyczał na Roksanę lub ciągle mnoe upominał? Chociaż rzeczywiście. Harry trochę jest taki jak mówi Roksana. Wszystkich upomina a do siebie nie ma rzadnych pretęsji.
-T.i? Jesteś zła?
-Ta-nalalam wody do szklanki
-Co zrobiłem nie tak?-zapytał spokojnie
-Domyśl się..
Wypiłam zawartość szklanego naczynia
Zła poszłam do sypialnii. Weszłam na łóżko i wziełam z szafki nocnej książkę. Po chwili do pokoju przydeptał skruszony Harry
-T.i....-usiadł koło mnie-Nie powinienem przepraszam. Roksana jest omamiona przez Nathan'a a ja jej nie pomagam... Bo sam mam do wszystkich pretensje a do siebie nie.Ale zrozum że uominam cię ciągle tylko dlatego że nie chcę aby tobie coś się stało.Wybaczysz?
-......okay....ale masz być grzeczny
Harry mnie przytulił.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Ktoś chciał nawiązać ze mną połączenie. Roksana. Jest piąta rano. A jeśli coś się jej stało. Obedrałam połączenie
-T.i?
-Cześć Roks co jest?
-Przyjedź....-powiedziała płaczliwym glosem
-Ale co się stało?
-Potem ci powiem....Proszę
-okay
Rozłaczyłam się. Delikatnie wstałam z łóżka. Może to głupie i nieodpowiedzialne , ale zamierzam do niej jechać. Ona mi zawsze pomagała. Traz ja jej pomogę. Ubrałam się i wróciłam do sypialnii. Pocałowałam Hazze w poiczek. Wziełam teefon i wyszłam. Skierowalam się do mieszkania Nathan'a. Ulice byly puste. Co raz mogłam zayważyć jakąś parę,nastokatka czy rowezystę. Czasami tez samochody jechały po jezdni. Za dnia było tu dość ruchliwie. Razem ze Stylesem mieszkaliśmy w willi na obrzerzach Londynu. Chcieliśmy mieć spokój. Niedawno się tutaj przeprowadziliśmy. Jakichś 5 miesiecy temu. Nawet nie wiedziałam że Roksana mieszka niedaleko. Na poczatku wszystko było różowo. Spotykałysmy się na kawę,zakupy itd. Ale pewnego dnia powiedziała co Nathan jej robi. A ona go kocha jak głupia. Jest zaślepiona miłością. Oczywiście na początku ich znajomiści Nathan był cudownym,kochającym chłopakiem. Znalam go wtedy. A przynajmiejm mi się tak wydawało. Poznała nas któregoś razu. Przyjechałam do wuja i ciotki ,którzy byli jej rodzicami. Była tam Roks i Nathan. Odrazu złapaliśmy katakt. Harry jednak nie był co do niego przekonany. Miał rację. Nathan był zwykłym dypkiem.
Ludzie kórzy mieszkali w bloku gdzie znajdowało się miszkanie mojej kuzynki i jej oprawcy, dzwinie na mnie patrzyli. Byli to zwykli menele. Więc co robi tu ktoś tak jak ja? Pijacy,palacze,narkonani,dilerzy. Zła aura unosiła się w powietrzu wraz z nieprzyjemnym zapachem papierosów,alkocholu i zgnilizny. Weszłan do bloku. Grupa nastolatków palących zioło spojrzał na mnie. Były wśród nich dwaj na oko siedemnastolatkowie,jedna z pietnastolatka i dwie trzynastolatki. Oh. Trzynaście lat. Jednak nie zwróciłam na nich uwagi. Wspinałam się po schodach. Ramy były poobdzierane z farby. Ściny były posypane z tynku a podłoga brudna. Dobrze że ich mieszkanie jest na dole. Nie wyrobiłabym z tym brzuchem
Zapukałam do drzwi miszekania. Otworzyła mi zapłakana Roksana. Jej zawsze perfekcyjny makijarz był rozmazany. Ciemny tusz do rzęs spływal cienką rzeką wraz pomarańczowym cieniem i łzami po policzkach. Czerwone usta były rozcięte. Dolna warga jej drzała. Jej wlosy były potargane. A ubranie rozciągnięte i pidziurawione. Zupełnie inna osoba. Nie taką Roksanę znam. Ona zawsze była inspurujaca,kreatywna,przebojowa i charyzmatyczna. A teraz? Wrak człowieka. Zniszczone włosy,szara cera, cienie pod oczami po zarwanej nocce.
-Roksi!-przytuliłam kuzynkę-Co on Ci zrobił? Biedna ty moja...
-T.i.....
-Tu jesteś suko!-usłyszałam głośny krzyk za sobą
Szybko odwróciłam głowę. Stał za mną Nathan. Wymachiwał butelką szkockiej wisky. Stał pijany w progu. Na twarzy miał parę siniaków. Jego skurzana kurtka była rozdarta na rękawie. A wolnej dłoni trzymał parę działek prawdopodobnie mariuchuany. Z chukiem postawił butelkę na stole. Rzucił narkotyki na podłogę tak że zawartość jednej dzialki wysypała się na zapadającą się pod jego nogami podłogę,ale nie zwrócił na to uwagi. Zaczą się do nas zbliżać. Rzołądek mi się ścisną. Miałam wielką gulę w gardle.
-No proszę kto nas zaszczycił! Wielka T.i T.n a raczej T.i Styles. Jak twój kochaś,skarbie?-zaśmiał się obrzydliwie-Jak dzidziuś?
Połowyż dłoń na moim brzuchu,obrzydliwie śmiejąc. Szybko ją zabrałam z "domku monego i Harr'ego maleństwa"
-A teraz wybacz ale muszę zająć się swoją dziewczyną-odepchną mnie na bok. Ledwie co się nis przewróciłam
Wiem, to było niebezpieczne. Narażałam nie tyllko siebie. Gdybym upadała na brzuch mogłabym bawet poronić. Na szczęście złapałam równowagę.Podszedł do Roksany i zaczą ją szarpać
-Zostaw ją!-krzyknełam
-Zamknij ryj! Ciesz się że tobie nic nie zrobię! Nie wypada bić ciężarną. A teraz wypieprzaj z tąd!-odwrócił się w moją stronę
-Jak ją zostawisz...-powiedziałam bez przekonania
-Sam cię wyproszę
Zaczą iść w moim kierunku. Szybko wyszłam pośpiesznym krokiem z mieszkania. Wyszłam jak najszybciej umiałam z bloku mijając grópkę młodzieży która nadal ćpała.Wziełam telefon z kieszeni spodni. Zadzwoniłam do Harr'ego
-Harry?
-T.i?! Gdzie ty jesteś?!
-Pod mieszkaniem Nathan'a i Roksany. Przyjeź...Proszę,potrzebuję cię tuataj-pociągnełam nosem
-Już jadę-powieział
Harry się rozłączył. Była 5:45 pierwsi ludzie wyszli po zakupy,na spacer z psem lub po prostu pobiegać. Było prawie jasno. Po jakiść 10 minutach Harry stał już obok mnie.
-Harry. Trzeba pomóc Roksnie,chodź!-ciągnełam go za ręwak bluzy w stronę mieszkania.
-Ty zostajesz w samochodzie
-Ale..
-Nie ma ale T.i. Idź nie może ci się nic stać,kochanie
Pocałowałmnie w czubek głowy a posłusznie poszłam do samochodu. Miałam wielka ochotę pójść za nim. Ale chyba by mnie udisił jakbym go nie posłachała w tak poważnej sprawie.
Nagle poczułam ogromny ból w dole brzucha. Zaczełam wydzierać się na całe gardło. Do smaochodu podbiegł jakiś męzczyzna i otwotżył dzrzwi samochodu
-Nic pani nie jest?-zapytał przestaraszonym glosem
-Niech pan dzwoni po kaaaaaaaaaaaretkę...!!!
Po jakischś paru minutach,które dla mnie były jak wieczność, przyjechała karetka. Właśnie wtedy Harry i Roksana wyszli z bloku. Loczek odrazu pojawił się koło mnie
-T.i? T.i nic ci nie jest?
-Niech pan się odsunie.
Wnieśli mnie na noszach do pojazdu
-Przepraszam przepraszam, Mogę z nią jechać
-A kim pan jest?
-Jesten ojcem diziecka iiii... Jej narzeczonym! Proszę mnie wpuścić!-Harry robił awanturę
-Dobra...-odburkną jeden z męzczyn
Harry szybko wpadł do karetki i złapał mnie za dłoń. Męzczyźni usiedli z przodu.
-Narzeczony? Aleś wymyślił-powiedziałam cicho
-A miałem inne wyjście?-ucalował moją dłoń-Wszystko będzie dobrze,obiecuję
Krzyczałam z bólu. Brzuch mnie bolał jak cholera. Widzialam w oczach mojego "narzeczonego" łzy. Bardzo się martwił.
Harry prov
-T.i...
T.i już od tygodnia jest w śpiączce. Niby nic jej nie jest. Ale... Niech się wybudzi. Na szczęście oboje są zdrowi. Ona i dziecko. Przez stres coś się skąplikowało. Mimo iż powiedziałem że jestem narzeczonym, to lekarze jakoś niechtnie udzielali mi informacji o stanie zdrowia T.i i dziecka. Ale ważne że ona i dziecko żyje. Lekarze mówią że prawie co doszlo do poronienia. Mogłem stracić moje dziecko. Istotkę której dałem życie. Która jest dla mnie ważna jak cholera chocuaż jej nigdy nie widziałem.
Siedziałem na krześle w szpitalu. Ściskałem dłoń T.i. Na przeciwko mnie stała Roksana. Nie rozmwialiśmy. Byłem na nią cholernie zły. Gdyby nie jej głupota T.i by tu nie było. Siedziłaby ze mną w domu. Absolutnie bezpieczna. Ona i nasz maluch. Nie lezałaby podpięta do tej aparatury. Gfybyśmy przeprowadzili się na drugi koniec Londynu i nke mogłaby widywać się z Rokasą i Nathan'em. Gdybym lepiej jej pilnował. Nic by jej się nie stało. Byłaby bezpieczna. To moja wina że tu leży. Tylko moja wina.
Powoli napływały do moich oczu łzy. Nie chciałem płakać. Pokazywac jaki jestem słaby. Poczułem dłoń na ramieniu. Roksana podała mi chusteczkę
-Przepraszam, gdyby nie to że byłam taka głupia T.i nic by się nie stało. Nie leżałaby tutaj i jej ciąża byłaby od początku bezpueczna. Jeśli coś aię stanie qaszemu dziecku to nigdy sobie tego nie daruję...Ja... Naprawdę...-zaczeła płakać- Przepraszam. Nie powinnam tak angażować T.i w moje życie. Wiedziłan że jest w ciaży i oboje kochacie to dziecko. Że nie moze się deberwować. Nie powinnabyłam jej mówić.. Wsztstko byłkoby okay. Jeśli coś się stanie...
Słuchałem jej płacząc. Nawet na chwilę nie puściłem dołoni ukochanej. Po chwili poczułem zupełnie jakby ją ściskała. Jej powieki uchyliły się pokazując jej piękne oczy. Niedoeierzalem w to. Ale to było ralne i piękne.
-Roksana! Roksana,wołaj lekarza!
Do sali wpadała pielęgniarka, potem lekarz. Wyprosili nas z sali. Nerwowo bawiłem się palcami. Chodziłem w kółko. Mam nadzieję że szybko będę mógl ją zobaczyć. Po dłuższej chwili lekarz wyszedł
-Może pan zobaczyć narzeczoną
Szybko wszedłem do sali. T.i patrzyła na mnie ptzestaraszona
-Co z dzieckiem?-zapytała
-Nie denerwuj się. Wszystko dobrze-pogłaskałem ja po brzuchu i uśmiechnąłem się.
Uśmiechbeła się i położyła swoją małą i delukatną dłoń na mojej. Wbiłem się w jej słodkie usta. Tak bardzo mi ich barkowało. Przestałem idczuwać zmęczenie i glód.
Roksana prov
Mam nadzieję że nic jej nie jest. Tera sobue uświadomułam że byłam naprawdę żałosna. Zaślepiona miłością do Nathan'a. Lekarz powiedział że mogę wejść. Jednak czekałam godzinę od wybudzenia się jej. Nie mialam odwagi spojrzeć jej w oczy. Ale zebralam się na odwagę. Lekko uchyliłan drzew i zahrzałam do sali.
Haery i T.i leżeli przytuleni do siebie. Oboje spali. Wyglądali tak uroczo.
Dzisiaj z Harry'm jadziemy do Holmes Chapel do naszych rodziców. Siedziałam w samochodzie i przyglądałam się samochodom zza szybki. Wczoraj wróciłam dodomu ze szpitala. Harry był bardzo zly że poszlan do Roksany. Jak powieduałam mu całą prawdę,przez cały wieczór i następny dzień się nie odzywał.
Strasznie mi się nudziło. Harry skupiał się na drodze,w radiu leciały hity jesieni, a ja zupełnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. W końcu odezwałam się do nadal obrażonego na mnie Harr'ego
-Harry..
-Tak?-mrukną skupiając się na prowadzeniu samochodu
-Przepraszam...-pogłaskałam go po policzku-Następnym razem nie będę.... Wiem że jesteś zły...
-Tak T.i, jestem zły. Bo nie uszanowałaś mojego zdania i zrobiłaś jak chcesz nawet nie patrząc co do ciebie mówię. Mogło ci się coś stać. Tobie i naszemu dziecku. Wiesz że ten człowiek jest nieobliczalny. Wiesz jak się bałem jak do mnie zadzwoniłaś nad ranem? Byłem przerażony. Już wymyślałem sobie najczarniejsze scenariusze. T.i,wystarczyło rzeby on cię popchną a ty byś upadła na brzuch. Rozumiesz popchnąć, nic więcej! Dociera do ciebie co mogłoby się stać? Mogłem was stracić na zawszę. Mogłabyś poronić! Nasze dziecko mogłoby już nie żyć! Przecież ja bym tego nie przeżył. Niby nasze dziecko nie było zaplanowane ale kocham je i nie pozwolę by kto kolwiek je sorzywdził-powiedział rozrzalony i zły
-Już nie będę. Następnym razem cię posłucham...
-Mam nadzieję. Wiem że nie lubisz jak cię tak upominam ,ale ciągle się narażasz. Więc od dzisiaj chyba będę cię pilnował. Bo ty się zawsze wymkniesz. Zawsze masz jakiś plan jak się narazić
-Wiesz że nie robię tego specjalnie. Po prostu Roksana jest dla mnie bardzo ważna...
-Ważniejsza niż dziecko?-zapytał z ironią
-Doskonale wiesz że tak nie jest
-Oh...Następnym razem masz tak nie robić. Ciągle się modliłem abyścue przerzyli i byli zdrowi. Jakby dziecku albo tobie się coś stało...Nie nawet nie chcę o tym myśleć. O tak zrobię sobie przerwę w karieże i będę cię pilniwał. Bo tylko go zadziała...
-Ale wszystko jest okay. Obiecuję,poprawię się. Będę siedzieć w domu jeśli cię to uszczęśliwi
-Nie musisz siedzieć w domu. Ważne żebyś po prostu była bezpieczna.
Harry wzią moją dłoń ze swojego policzka i pocałował.
-Jesteśmy! Harry krzykną w progu domu Anne i Robin'a.
Anne,Robin i moi rodzice odrazu przyszli się z nami przywitać.
Podczas rodzinnej kolacji postanowiliśmy im powiedzieć. Prze cały czas chamowałam śmiech. Co nie wychodziło mi za dobrze. Tym samym rozśmieszałam Hazzę. Oboje śmieliśmy się zupełnie jakbyśmy byli niezruwnoważeni psychicznie. Rodzice spojrzeli na nas jak na wariatów.
-Boże T.i.... Starczy,bo zaraz chyba się uduszę z tego śmiechu...
-Oby nie-uśmiechnełam się
-Dobra.... Więc mamy wam coś ważnego do powiedzenia z T.i....
-Jestem w ciąży!-w końcu pisnełam radośnie
-Zepsułaś mi wejście....i mowę....godzinę ją układałem...
-Oj przepraszam
Rodzice zaczeli nam gratulować. Cieszyłam się. Wszystko było tak jak sobie z Harry'm wyobrażaliśmy. Po kolacji poszliśmy na szybki spacer. Tak nie jesteśmy normalni. Jest już ciemno a my idziemy na spacer. Zebraliśmy się i ruszyliśmy chodnikiem. Lampy paliły się dawając słabe światłio.
Spacer nam się udał. Właśnie siedzieliśmy w salonie z rodzicami i oglądaliśmy jakiś film. Harry głaskał mnie po dosyć większym brzuszku. Za 5 miesiecy na świat przyjdzie nasze dziecko. Dopiero na następnej wizycie u ginekoliga mamy dowiedzieć się czy nasze dziecko będzie chłopcem czy dziewczynką. Harry bardzo chciałby córeczkę Darcy.
-Jak chcielibyście nazwać dziecko?-zapytała w końcu moja mama
-Jeśli to będzie dziewczynka to nazwiemy ją Darcy,a jeśli chłopiec to zastanawialiśmy się nad Jack'iem
-Chociaż zastanawialiśmy się nad James'em czy Logan'em-powiedziałam
-Albo Des'em-dodał Harry
-Des,chcieliście nazwać dziecko Des? Jak ojciec Harr'ego?-Anne nie była zbyt zadowolona
-Przeszło mi to przez głwę. To ładnie brzmi Des Styles lepiej niż na przykład Jack Styles-bronił nas Harry
Razem z rodzicami omawialiśny jakie może być moje i Hazzy dziecko. Do kogo będzie bardziej podobne z wyglądu, a do kogo z charakteru. Zastanawialiśmy się nad imieniem dla chłopca. Cóż, Harry nie ustąpi. Jeśli to będzie dziewczynka to na 1000000% Darcy. Podoba mi się to imię więc nie ma problemu.
Leżałam własnie na łóżku w pokoju Hazzy. Styles ciągle mówił do naszego dziecka. Gadał jak najęty. Spiewał m.in "From the dinig table" czy "Sweet Creature" z jego wlasnej płyty. Lub "Secret Love Song" Little Mix i wiele innych piosenek
-T.i, pójdziemy jutro na most?
-Nie wiem. Ostatnio coraz trudniej mi się chodzi...
-Nie martw się zaniosę cię-oboje się zaśmielismy-Ciekaw jestem czy to będzie dziewczynka czy chłopiec...
-Też, ciekawe jak będzie wyglądć
-Z takimi rodzicami na 100% pięknie. Nasz aniołek-pocałował mój brzuch-I gdyby nie to że prezerwatywy w domu się skończyły, nie mielibyśmy tego skarbu...
-uśmiechną się
-Kocham Cię, Harry
-Ja ciebie też T.i i naszą Darcy lub Des'a... Będzie trzeba w końcu wybrac to imię...
-Najpierw trzeba dowiedzieć się czy to będzie chłopiec czy dziewczynka
Rano miejsce obok mnie było puste. Gdzie był Hazz? Odpowiedź przyszła dośc szybko. Razem ze śniadaniem do łóżka.
-Kochany jesteś-powiedziałam smarując gofra nutellą
-Dla ciebie wszystko
~6 day leter~
-To będzie dziewczynka!Gratulacje! Macie państwo juz wybrane imię-uśmiechneła się do nas blondynka,która była ginekoligiem
-Darcy-powiedział z domą Styles
-Darcy Styles,ślicznie-uśmiechneła się
Po paru minutach opuściliśmy gabinet.
~5 miesięcy leter~
-Harry?!Harry!Haaaaaaaaaaaaarrrryyyyyyyyyy!!!
-Kochanie co się dzieje?-Hazz wpadł do samochodu.
Właśnie jechaliśmy do domu z zakupów.
-To już!Aaaaaaaaaaaaaaa!!!Ha-Harry...
Styles szybko wsiadł na miejsce kierowcy i zaczą pędzic do szpitala. Ból był nie do wytrzymania. W międzyczaaie odeszły mi wody. Szybko wzieli mnie na pododówkę
-Proszę przeć pani T.i-powiedział spkojnie lekarz,widać że pewnie już miliony razy odbierał poród
-Harryyyyyyyyyyyyyyyyyyy! Nie wytrzymam! To tak strasznie boli. Ohhhhh...-płakałam i ściskałam ręję Loczka
-Kochanje,wytrzymaj. To dla Darcy. No dalej,wiem ze potrafisz!
Wysililam się ostatni raz. Po chwili usłyszeluśmy krzyk dziecka. Naszego dziecka.
-Chce pan przeciać pępowinę?-lekarz zwrócił się do Harry
Harry jedynie w odpowiedzi wzią nożyczki i zrobił to co do niego należało. Szybko umyli i zawineli w kocyk Darcy. Przenieśli mnie do innej pustej sali. Była przytulniejsza niż inne. Łóżko było mniej obdarte z farby i miększe. Ściany były pomalowane na jansy róż a w oknievl była toleta "dzień,noc".Harry siedział na krześle i trzynał moje dłonie. Czułam się naprawdę źle. Byłam koszmarnie rozpalona i czerwona na twarzy. Musiałam wyglądać okropnie. No ale to był długi porób,według mnie. Lecz czego się nie robi dla własnego dziecka. Po chwili wszystkie problemy odeszły. Pielęgniarka podała mi Darcy. Była ubrana w biało-różowy kaftan i owinięta białym kocykiem. Spojrzałam na Liczka który popłakał się. Ręce na których było parę pierścionków,trzesły mu się. To był dziwny widok. Zupełnie jakby się bał,a trudo jest zobaczyć Harr'ego który aż tak się boi. Chociaż w moich oczach też pojawiły się łzy. Nareszcie będziemy mogłi ją zobaczyć,dotknąć,przytulić czy pocałować. Pielęgniarka ostrożnie podała mi zawiniątko i uprzedziła że za parę minut przywiezie łóżeczko i zabiorą naszego aniołka na badanie,które stodunkowo mają nie trwać długo. Pielęgniarka wyszła a ja momętalnie spojrzałam na Darcy. Była taka śliczna. Miała zgrabny niosek i waskie usta. Była nasza. Tylko i wyłącznie.
-Ma twój nosek-poeiedział Harry nachylając się do nas
-Chcesz ją potrzymać?-zapytałam Hazze
-A mogę?-zapytał z nadzieją w głosie
-Jasne,to tez twoja córeczka
Harry wzią ją na ręce. Siedział na boku łóżka
-Jaka ty jesteś piękna,Darcy. Taka piękna jak mamusia.
-Teraz to na pewno nie jestem piękna
-Nie prawda. Ty zawsze wyglądasz cudownie.
Harry śpiewał naszej córeczce. Byłam taka szczęśliwa. Była nareszcie z nami. Cała i zdrowa. Co prawda byłam wykończona ale w tej chwili to się nie liczyło. Teraz najważniejsza była ona
Poród trawał 10 godzin. Oddychało mi się trochę ciężko ale mimo wszystko byłam dumna z samej siebie. Po chwili pielęgniarka przywiozła łóżeczko. Harry delikatnie odadł jej naszego aniołka. Po czym pracownica angielskiej słóżby zdrowia wyszła
-Jak się czujesz?-zapytał gładzac kciukiem zewnętrzna częąść mojej dłoni.
-Zmęczona jestem i głodna. Ale szczęśliwa-spojrzalam na łózeczko Darcy.
-Byłaś dzielna. Poczekaj, przyniosę ci coś do jedzenia. Hazz pocałował mnie w czoło i wyszedł. Zamknelam oczy. Trudno było. A to był poród bez komplikacji. Co dopiero kobiety z takimi problwmami lub gdy mają do urodzenia dwójkę albo trójkę dzieci! Po chwili usłyszałam kroki. Hazz szedł w moją stronę. Na szawce połizył sok pamaranczowy,herbatę i drożdżówkę. W tym czasie kobieta w kilcie przyniosła nam Darcy i oznajmiła że wszystko jest dobrze. Nie przyjmowałam do siebie myśli że w ogóle coś mogłoby być źle.
-Śpi-oznajmil i pidał mi jedzenie,które natychmiadt zaczełam pochłaniać.
-Jest cudowna,taka mała,słodka i śliczna. Po prosu aniołek. Tylko nasz aniołek. -Położył się obok mnie i obją-i pomyśleć że to ja ją stworzyłem
-I ja-wymamrotałam pijąc sok
-My oboje. To cudowne uczucie zostać tatą.
-I gdyby nie smierć Williama to byśmy nie byli razem... I Darcy by się nie urodziła
-I wszystko byłoby w moim życiu to inne. A tak mam was... To vhyba nie jest dobre...ale czasami dziękuję Bogu za jego śmierć
-W zasadzie to...to ja czasami też. Kochałam go. Ale dzięki jego śmierci mam was.
Nagle dzrzi sali otworzyły się. Zobaczyłam wszystkich moich i Loczka porzyjaciół. One Direction, Little mix.
-Niespodzianka!-wszyscy krzykneli
Perrie,Jade,Jesy i Leigh szybko do m ie podbiegły i przytuliły. Po chwili dołączyła do nas Cheryl,dziewczyna Liam'a i Eleonor. Harry poszedł do swoich przyviół
-Dziewvzyny! Nie musiałyście-powiedziałam patrząc na tonę prezentów i kwiatów
-Ale chiciałyśmg!-pisneła Leigh
-A przy okazji nieskromnie mówiąc to my to ukartowałyśy-zaśmiała się Jade
-Zebrałyśmy chlopaków i Cheryl i El-uśmiechneła się Perrie
Wszyatkie mnie jeszcze raz przytuliły i gratulowały. Harry wzią Darcy na ręce i wszyscy zlecieli się do niego by ją oglądać. Ciągle mówili że jest śliczna i jaką częśc twarzy ma po kim. Byli wszyscy moi przyjaciele Louis,Liam,Niall,Leigh,Jade,Jesy,Perrie,Cheryl,Eleonro i nawet Zayn. Z Zayn'em bardzo się przyjaźniłam. Harry nadal był na niego obrażony,ale w chwili obecnej rozmawiali normalne. Cieszyłam się tym. Ale po chwili i tak zasnełam.
Po paru godzinach wypisali mnie i Darcy ze szpitala. Oczywiście nasi przyjaciele chcieli zrobić nam imprezę ale ja i Harry powiedzieliśmy że chcielibyśmy wypocząć. Byliśmy zmęczeni. Poród w nocy. Potem dluga wizyta przyjaciół. Mnie bolało całe ciało. Ale dla Darcy wszystko. Właśnie przesuwalam klucz w zamku. Harry stał za mną z nosidelkiem z Darcy i moją torebką. Po chwili dostaliśmy się do domu. Tęskinłam za tym. Oczywiście już nic nie będzie takie samo. Ale jedno się nie zmieni. Kocham Harr'ego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz